Złamane serce babci: Rodzinna tragedia

newsempire24.com 3 tygodni temu

Rozdarte serce babci: Dramat rodziny Sławomiry

Sławomira smażyła kotlety w kuchni ich przytulnego mieszkania we Wrocławiu, gdy drzwi wejściowe zatrzasnęły się, a do przedpokoju wpadły jej córki, wracające od babci.
— O, moje dziewczynki! Jak było u babci? — Sławomira otarła ręce o fartuch i wyszła powitać córki z uśmiechem.
— Babcia nas nie kocha! — wykrzyknęły jednogłośnie Zosia i Hania, a ich głosy drżały z żalu.
— Co? Dlaczego tak myślicie? — Sławomira zastygła, czując, jak serce ściska się z niepokoju.
— Babcia dziś zrobiła coś okropnego… — zaczęły dziewczynki, wymieniając się spojrzeniami.
— Co takiego? — głos Sławomiry stał się ostrzejszy, a w piersi rosło zimno.
Zosia i Hania, ledwo powstrzymując łzy, opowiedli wszystko. Sławomira słuchała, a z każdym słowem jej twarz kamieniała z przerażenia.

— Babcia nas nie kocha! — powtórzyły dziewczynki, ledwo przekraczając próg.
— Skąd taki pomysł? — Krzysztof, ojciec dziewczynek, oderwał wzrok od gazety, marszcząc brwi. Sławomira spojrzała na męża, czekając na wyjaśnienia.
— Dawała Kacprowi i Julii wszystko, co najlepsze, widziałam! — zaczęła Zosia, nerwowo szarpiąc rękaw bluzki. — A nam nic. Im pozwalała biegać po domu, tupać, a nas kazała siedzieć cicho. A kiedy odjeżdżali, babcia napchała im kieszenie cukierkami, dała każdemu czekoladkę, przytuliła i odprowadziła do przystanku. A my… — tu Hania zaczęła łkać — po prostu zamknęła za nami drzwi!

Sławomira poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Od dawna zauważała, iż teściowa, Anna Zawadzka, bardziej kocha dzieci swojej dojrzałej córki Elżbiety niż ich córki. Ale żeby tak otwarcie? To było już za wiele. Stosunki z teściową były poprawne: bez szczególnej czułości, ale też bez kłótni. Wszystko zmieniło się, gdy Elżbieta i jej mąż doczekali się Kacpra i Julii. Wtedy Anna Zawadzka pokazała swoje prawdziwe oblicze.

Przez telefon potrafiła godzinami wychwalać, jakie to cudowne dzieci ma jej Ela:
— Takie mądre, jak matka, prawdziwe angełki! — zachwycała się babcia.

Sławomira miała nadzieję, iż ich córki też dostaną choć odrobinę tej miłości. Ale gdy parę lat później urodziły się Zosia i Hania, Anna Zawadzka przyjęła wiadomość chłodno:
— Dwie na raz? No nieźle! Nie mam siły się z nimi użerać.
— Nikt cię nie prosi — zdziwił się Krzysztof. — Sami damy radę.
— Oczywiście! — prychnęła teściowa. — Ela potrzebuje pomocy bardziej. Ma przecież dzieci w małym odstępie!
— A nasze to nie dzieci? — nie wytrzymała Sławomira. — Mówiłaś, iż u Eli maluchy są spokojne, bez problemów.
Anna Zawadzka spojrzała na synową spode łba i syknęła:
— Brat powinien pomagać siostrze. To jego rodzina, nie jak ty.

Po tej rozmowie Sławomira i Krzysztof zrozumieli: nie mogą liczyć na pomoc teściowej. Bliźniaczki wymagały mnóstwa czasu i sił, ale wsparcia udzielała matka Sławomiry. Jeździła przez całe miasto, pomagała, jak mogła, i nigdy się nie skarżyła. Anna Zawadzka widziała tylko Elżbietę i jej rodzinę. O Kacprze i Julii gotowa była mówić godzinami, a o córkach Krzysztofa tylko machała ręką:
— No rosną jakoś…

Sławomira z mężem mieszkali daleko od teściowej, rzadko ich odwiedzali. Z Elżbietą starała się nie widywać: czworo dzieci w jednym mieszkaniu to chaos. Gdy tylko maluchy zaczynały się bawić, Anna Zawadzka łapała się za głowę, narzekając na ciśnienie. Krzysztof i Sławomira natychmiast zbierali się do domu, zabierając córki. Elżbieta z dziećmi zawsze zostawała.

Gdy jednak przyjeżdżali, zaczynały się pretensje: to Zosia i Hania zjadły cukierki bez pozwolenia, to coś przewróciły, to za głośno się zachowują. I znów — ciśnienie, ból głowy i prośba, by gwałtownie wyjść. Tymczasem teściowa nie przestawała chwalić dzieci Elżbiety:
— Oto jakich wnuków dała mi córka! Ciche, grzeczne, kochające. Wciąż „babciu, babciu”!

Kacprowi i Julii kupowała ubrania niemal co tydzień, rozpieszczała słodyczami, zabawkami. A Zosię i Hanię obdarowywała tylko od święta — i to byle czym.

Pierwsi niesprawiedliwość zauważyli znajomi. Na pytanie, dlaczego Anna Zawadzka faworyzuje dzieci córki, odpowiedziała dumnie:
— To moja krew!
— A córki Krzysztofa?
— Skąd mam wiedzieć, czyje one są? Na syna zapisane, tyle.

Te słowa, jak trucizna, dotarły do Krzysztofa i Sławomiry przez życzliwych ludzi. Krzysztof po raz pierwszy wybuchnął i pojechał do matki na poważną rozmowę. Potem Anna Zawadzka przycichła, ale nie na długo.

Elżbieta z dziećmi mieszkała blisko teściowej, często ją odwiedzała. Krzysztof rzadziej woził córki, ale dziewczynki lubiły bawić się z kuzenaAle gdy choćby Kacper i Julia zaczęli zauważać, iż babcia traktuje je inaczej, przestali bronić swoich kuzynek i chętnie zrzucali na nie winę za każdy psikus, a babcia bez zastanowienia wierzyła swoim ulubieńcom.

Idź do oryginalnego materiału