Zgubiłam ukochanego męża, ale tydzień później ocalił mnie przed śmiercią…

twojacena.pl 18 godzin temu

Ola gwałtownie uderzyła w poduszki powietrzne, które wystrzeliły w ostatniej chwili. Z trudem utrzymywała przytomność, nie mogąc oderwać wzroku od mężczyzny, którego pochowała tydzień temu. Czy to naprawdę on? A może umiera i trafiła do innego świata, gdzie znów są razem? W głowie wirowały wspomnienia – tamten dzień, gdy usłyszała straszną wiadomość, zdawał się powtarzać, jakby ktoś celowo cofnął ją do bólu, by znów rozdrapał jej serce.

— Nie! — wyrwał się z jej gardła rozdzierający krzyk, wypełniając całe mieszkanie. — Kłamiecie! To niemożliwe! Mój mąż nie mógł mnie zostawić! On by tak nie postąpił! Po prostu nie mógł odejść!

Powoli osunęła się na podłogę, niemal tracąc przytomność. Nie potrafiła pogodzić się z rzeczywistością: jak to się mogło stać im, Szymonowi? Był przecież taki młody, pełen życia. Jak mógł umrzeć? Jego szef zadzwonił i poinformował, iż oderwał się skrzep, „karetka choćby nie zdążyła przyjechać”.

— Nic nie dało się zrobić — mówił rozmówca. — Gdy przyjechali lekarze, Szymon już nie żył. — Jego słowa dźwięczały w głowie jak frazy z horroru, których nie da się wymazać.

Co teraz? Jak żyć dalej bez niego? Bez niego nie potrafiła choćby oddychać. Łzy spływały po jej policzkach, ale Ola ich nie czuła. Telefon wciąż przy uchu, a ona patrzyła przed siebie, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Pragnęła, żeby to był tylko koszmarny sen, który zaraz się skończy, a ona obudzi się, zapominając o tym bólu.

Do kostnicy jej nie wpuszczono, dopiero na pogrzebie Ola na własne oczy ujrzała, iż to naprawdę jej mąż. choćby wtedy do końca miała nadzieję, iż Szymon wróci z pracy, zaśmieje się i powie, iż to tylko żart. No przecież prima aprilis! Ale czy można żartować w ten sposób? Dobrze, ona wybaczy… Wybaczy wszystko, byleby on wrócił. ale on nie wrócił. Leżał w trumnie, jak żywy.

Ola rzucała się na ciało męża, krzyczała, błagała, żeby wstał, zaklinała go, by wrócił. Mdlała, cucono ją amoniakiem. Matka Szymona też ledwo stała na nogach, próbowała uspokoić synową, ale sama była złamana żalem. Tylko ojciec ciągle odciągał Olę od trumny, prosząc, by wzięła się w garść, pogodziła z losem. A ona wyrywała się, znów biegła do niego, wzywała z powrotem.

Pogrzeb minął jej jak we mgle. Widziała, jak zamykają wieko trumny, krzyczała, gdy ją odciągano, prosiła, by położyć ją obok. Bo bez Szymona nie ma życia. Nie da rady. Długo nie potrafiła rzucić grudki ziemi na trumnę – to znaczyłoby ostatecznie go puścić, pogodzić się, iż go już nie ma. Ale zaakceptować to wydawało się niemożliwe.

W domu, w pustym mieszkaniu, Ola próbowała zebrać myśli, ale starczyło jej sił tylko na parę minut. Przycupnięta pod ścianą, przypomniała sobie dzień, w którym się poznali.

— Pani chyba coś upuściła? — rozległ się miły głos. — Pani! — uśmiechnął się Szymon, zmuszając ją, by się odwróciła.

Spacerowała w pobliżu uniwersytetu, powtarzając wykłady, gdy podał jej intensywnie czerwoną różę.

— To nie moje — zaprzeczyła, kręcąc głową.

— Teraz jest pani — uśmiechnął się. — Taka zamyślona, chciałem panią rozweselić.

Ola z zakłopotaniem przyjęła kwiat. choćby nie zauważyła, jak gwałtownie się poznali, jak odprowadził ją na zajęcia, a potem spotkał po wykładach i zaproponował spacer. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Jasnowłosy, przystojny, z dobrym spojrzeniem i ciepłym głosem – Szymon całkowicie ją zdobył. Opowiadał o swojej rodzinie, planach, marzeniach o wielkiej miłości i dzieciach. Wydawał się żywcem wyjęty z romantycznej powieści.

Ale to już nigdy nie wróci…

Ciepły uśmiech wywołany wspomnieniami gwałtownie zniknął, a Ola znów wybuchnęła płaczem. Nie do zniesienia było wracać do rzeczywistości, która zabrała wszystko, dla czego żyła.

Siedem lat byli razem, trzy lata w małżeństwie. Skromne wesele, bez zbędnego przepychu – nie potrzebowali drogich prezentów, bo byli dla siebie najcenniejszym darem. Teraz Ola została sama, bez ukochanego, bez części siebie.

Nie pamiętała, jak dotarła do łóżka i zasnęła. Obudził ją poranny telefon. Praca. Szef dał jej czas na dojście do siebie, ale zastępca nie radził sobie z dokumentami – trzeba było wracać.

— Ola, cześć! To Tomek. Masz minutkę? Mam pytanie w sprawie pracy.

— Mów — odpowiedziała sucho, bez śladu uczuć w głosie.

— No nie mogę ogarnąć tych raportów z nowym laminatem… Nie wiem, do którego pola wpisać numer katalogowy.

Ola nie czuła choćby irytacji. Spokojnie wyjaśniła, co i gdzie wpisać, i zakończyła rozmowę. Rzuciła się na poduszki, wpatrując się w puste miejsce obok. Łzy chyba już wyschły, ale oczy piekły, jakby ktoś nasypał do nich piasku. I pamiętała to uczucie aż za dobrze. W dzieciństwie sąsiad rzucił jej garść piasku prosto w twarz, gdy pokłócili się w piaskownicy. Ból był wtedy równie ostry i dotkliwy.

Z wysiłkiem zebrała się i powłóczyła nogami do kuchni. Musiała coś zjeść – przez ostatnie trzy dni prawie nic nie brała do ust. Na widok jedzenia natychmiast zrobiło jej się niedobrze. choćby patrzeć nie miała ochoty. Wypiła tylko szklankę wody i wróciła do pokoju.

Bała się dotykać albumów, odtwarzać nagrań w telefonie. Nie zniosłaby jego głosu. I tak brzmiał w jej głowie, raz po raz zdawało się, iż jest gdzieś blisko, woła ją. ale gdy się odwracała, zawsze czuła przeszywający ból – go nie ma. I już nigdy nie będzie.

Minął tydzień od pogrzebu, i Ola postanowiła wrócić do pracy. Tam, wśród dokumentów i zadań, mogła na chwilę zapomnieć o cierpieniu. Stała się maszyną wykonującą obowiązki, bez emocji, bez uczuć. Tak było łatwiej. Lepiej nie czuć nic, niż znosić ten nie do wytrzymania ból.

W piątek postanowiła pojechać do rodziców, by spędzić weekend w ich domu za miastem. Od dawna namawiali ją,Minęły lata, mała Zosia śmiała się, biegając po trawie, a Ola, choć czasem jeszcze łapała się na tym, iż szuka Szymona w tłumie, wiedziała, iż jego miłość żyje w każdym uśmiechu ich córki.

Idź do oryginalnego materiału