No i nie ma już z nami ciotczynego Włodzimierza, zawinął się cichutko. Niepokoiliśmy się i uradziliśmy wezwanie straży, była akcja i w ogóle. Włodzimierz byłby zdegustowany z powodu tego szumu ale co było robić? Sąsiedztwo wstrząśnięte, mła nieco mniej, bo szczerze pisząc od pewnego czasu spodziewałam się takiego obrotu spraw. Zero leczenia, ograniczanie do minimum kontaktu z ludźmi, odlot od realu w kierunku świata w którym przez cały czas żyła Ciotka Elka - to się utrzymywało i nie wróżyło niczego dobrego. Włodzimierz umarł bo po prostu nie chciał już dłużej żyć. Gienia spytała mnie dziś czy zrobiliśmy wszystko co możliwe żeby go wyciągnąć z doła. Mła odpowiedziała jej iż nie można nikogo do życia zmusić i iż dokarmiając Włodzimierza i wciskając mu niemal na siłę żarło robiliśmy co było można. A on dziobał jak ten ptoszek przez uprzejmość i tyle. Odpływał potem przy ćwiartce i spał, coraz więcej, jakby sobie miał wyśnić życie. Lekarza nie wpuszczał za próg, od rodziny nie odbierał telefonów, po prostu uciekał od wszystkiego co go wiązało z ludźmi. Pytanie "Kto widział Włodzimierza?" to był w naszej kamienicy stały element konwersacji towarzyskiej przez ostatni rok. Qurcze, narzucaliśmy się mu z tymi naszymi chęciami wciągnięcia go w nasze sprawy, w pogwarki, mła choćby powrzaskiwała na niego, co mu zawsze dobrze robiło, bo czuł się jak w czasach kiedy Ciotka Elka opieprzała go za całokształt. Co jeszcze mogliśmy zrobić? No i stało się jak to nam Włodzimierz zapowiedział - "Drugiego Bożego Narodzenia bez Eli to ja już nie przeżyje, jedno takie mi wystarczy". Mła ma takie mieszane uczucia, z jednej strony żal człowieka a z drugiej ulga, bo to Włodzimierzowe życie nie życie się skończyło i on się już nie męczy z tym swoim niewyleczalnym smutkiem. Z lekkim zdumieniem stwierdzam iż ulga przeważa, może dlatego iż czułam iż to odejście nade mną wisi. Rok temu odeszła niespodziewanie Ciotka Elka, potem powoli gasła mi Małgoś, teraz funkcjonujący od roku w charakterze półducha Włodzimierz. Trzy osoby w naszej kamienicy, ważne dla mnie. Przede mną jeszcze jedna paskudna konieczność, muszę zawiadomić o śmierci Włodzimierza Pana Dzidka, który w tym roku pożegnał Edmunda a dwa tygodnie temu Bejbiego, kundelka , który był z nim od 16 lat, Czuję iż będzie to ciężka rozmowa, taka twarzą w twarz. Ech... nie ma lekko.