Zdrada z widokiem z okna
Alicja nie mogła znaleźć sobie miejsca — krążyła po mieszkaniu jak osaczony zwierzak. Niepokoiło ją zachowanie męża. Ostatnio Bartosz stał się niezwykle troskliwy: pomagał w domu, gotował wykwintne kolacje, przynosił kwiaty. Wszystkie te gesty budziły w niej niepokój. „Na pewno coś przeskrobał” — myślała Alicja, podchodząc do okna. Jej wzrok przypadkiem pobiegł w dół — i serce ścisnęło się boleśnie. Odskoczyła gwałtownie. „Serio jest aż do tego zdolny?” — wyszeptała, nie wierząc własnym oczom.
W tej samej chwili za jej plecami rozległ się kobiecy głos. To była jego żona — Kinga.
Bartosz stał przy oknie, obserwując, jak Alicja, ich sąsiadka z góry, wyprowadza swojego małego pieska, Kudłatkę. Kinga podeszła, również zerknęła na dół i natychmiast zastygła.
— O czym tak dumasz? — spytała lodowatym tonem.
— O pracy — wycedził, unikając jej wzroku. — Jeden z pracowników nawalił, teraz muszę wszystko naprawiać.
Przenikliwie przyjrzała się mężowi. Coś w jego głosie i wyrazie twarzy krzyczało: kłamie. Ale tylko skinęła głową i wyszła do kuchni.
Bartosz czuł, jak w nim wrze. Kinga ostatnio działała mu na nerwy: była coraz bardziej drażliwa, drobiazgowa. Zaczął szukać ciepła gdzie indziej. I znalazł je u Alicji. Była cicha, uśmiechnięta, mieszkała sama piętro wyżej.
Tamtego wieczoru w pracy zgasło światło i zwolnili ich wcześniej. Poleżał chwilę w domu, potem wyszedł na spacer. Akurat natknął się na Alicję na podwórku. Nie wytrzymał — zagadał, rozpoczęła się rozmowa. Skutek? Kawiarnia. A potem jej mieszkanie.
Rano obudził się z uczuciem ciężaru. W domu wisiało ich ślubne zdjęcie — młodzi, zakochani. Przypomniał sobie, jak przysięgał jej wierność. „Na zawsze” — teraz to słowo dźwięczało jak kpina.
Przygotował kolację — zapiekankę, ulubioną Kingi. Gdy wróciła z pracy, zmęczona, ale zadowolona, pochwaliła go, choćby pocałowała. A on stał z wymuszonym uśmiechem i w myślach odtwarzał ostatnie wydarzenia.
Kilka dni później miał wolne. Unikał Alicji, czuł się brudny. Ale ciągnęło go jak magnes. Kiedy Kinga poszła do pracy, znów znalazł się w mieszkaniu sąsiadki.
Kinga zaczęła dostrzegać zmiany. Bartosz stał się nazbyt pomocny, ale też odległy. Czuła — coś ukrywa. Pewnego dnia, widząc, jak ukradkiem śledzi Alicję przez okno, wszystko stało się jasne.
Kłótnia wybuchła w kuchni.
— Śpisz z nią? — wyrzuciła z siebie, wskazując palcem w stronę okna.
Bartosz zastygł. Potem zaczął bełkotać głupie wymówki, ale było za późno. Wyrzuciła go bez wahania.
— Idź do niej! Wygodnie ci, piętro wyżej. Wyprowadzaj się!
Próbował coś tłumaczyć, ale Kinga już nie słuchała. Wyszedł, pakując rzeczy, i niedługo jego głos odezwał się na klatce schodowej:
— Alicjo… Wpuścisz mnie? Wyrzuciła mnie…
Alicja, najwyraźniej zaskoczona takim obrotem spraw, po chwili wahania otworzyła drzwi.
A po policzkach Kingi płynęły łzy. Nie z bólu — z rozczarowania. Myślała, iż chociaż spróbuje walczyć, ale on odszedł od razu. Bez słowa. Bez próby ratowania. Bez wstydu.
I postanowiła: „Lepiej być samej, niż z kimś, kto tak łatwo zdradza”. A jutro… może kupi kota. Albo psa. One przynajmniej są wierniejsze niż większość ludzi.