Zdrada z widokiem z okna
Paulina nie mogła usiedzieć w miejscu — krążyła po mieszkaniu jak osaczone zwierzę. Zachowanie męża nie dawało jej spokoju. Ostatnio Krzysztof stał się nienaturalnie troskliwy: pomagał w domu, gotował pyszne obiady, przynosił kwiaty. Wszystkie te oznaki czułości budziły w niej niepokój. „Na pewno coś przeskrobał” — myślała, podchodząc do okna. Wzrok mimowolnie padł w dół — i serce ścisnęło się z bólu. Odskoczyła gwałtownie. „Czy on naprawdę jest do tego zdolny?” — wyszeptała, nie wierząc własnym oczom.
W tej samej chwili za plecami rozległ się kobiecy głos. To była jego żona — Agnieszka.
Krzysztof stał przy oknie, obserwując, jak Paulina, ich sąsiadka, wyprowadza na spacer swojego małego pieska. Agnieszka podeszła, również spojrzała przez okno i natychmiast się zaniepokoiła.
— O czym tak rozmyślasz? — spytała z lodowatym spokojem.
— O pracy — westchnął, unikając jej wzroku. — Jeden z pracowników nawarzył piwa, teraz muszę wszystko poprawiać.
Przyjrzała się mężowi uważnie. Coś w jego głosie i wyrazie twarzy zdradzało kłamstwo. Ale tylko skinęła głową i wyszła do kuchni.
Krzysztof czuł, jak narasta w nim irytacja. Agnieszka działała mu ostatnio na nerwy: stała się drażliwa, drobiazgowa. Zaczął szukać ciepła gdzie indziej. I znalazł — w Paulinie. Była cicha, uśmiechnięta, mieszkała sama piętro wyżej.
Tamtego wieczora w pracy wyłączyli prąd i pozwolili mu wyjść wcześniej. Poleżał chwilę w domu, a potem poszedł na spacer. Paulina akurat była na podwórku. Nie wytrzymał — podszedł, zaczęli rozmawiać. Skończyło się w kawiarni. A potem — w jej mieszkaniu.
Rano obudził się z poczuciem winy. W domu wisiało ich ślubne zdjęcie — on i Agnieszka, młodzi, zakochani. Przypomniał sobie, jak przysięgał jej wierność. „Na zawsze” — to słowo teraz brzmiało jak szyderstwo.
Przygotował kolację — zapiekankę, ulubione danie Agnieszki. Gdy wróciła z pracy, zmęczona, ale zadowolona, pochwaliła go, choćby pocałowała. A on stał ze sztucznym uśmiechem, przewracając w myślach ostatnie wydarzenia.
Kilka dni później miał wolne. Unikał Pauliny, czuł się brudny. Ale ciągnęło go do niej jak magnes. Gdy Agnieszka wyszła do pracy, znów znalazł się w mieszkaniu sąsiadki.
Agnieszka zaczęła dostrzegać zmiany. Krzysztof stał się nazbyt pomocny, ale jednocześnie zdystansowany. Czuła, iż coś ukrywa. I pewnego dnia, widząc, jak ukradkiem obserwuje Paulinę przez okno, wszystko stało się jasne.
Awantura wybuchła w kuchni.
— Śpisz z nią? — rzuciła ostro, wskazując palcem w stronę okna.
Krzysztof zamilkł. Potem zaczął bełkotać głupie wymówki, ale było już za późno. Wyrzuciła go bez wahania.
— Idź do niej! Wygodnie ci się ustawiłeś, o piętro wyżej. Wyprowadzaj się!
Próbował coś tłumaczyć, ale Agnieszka już nie słuchała. Wyszedł, pakując rzeczy, a wkrót wę jego głos rozległ się na klatce schodowej:
— Paulinko… Wpuścisz mnie? Wyrzuciła mnie…
Paulina najwyraźniej nie spodziewała się takiego obrotu spraw, ale po chwili wahania drzwi się otworzyły.
A Agnieszce po policzkach płynęły łzy. Nie z bólu — z rozczarowania. Myślała, iż przynajmniej spróbuje walczyć, ale on odszedł od razu. Bez słowa. Bez próby ratowania. Bez wstydu.
I postanowiła: „Lepiej będę sama, niż z kimś, kto tak łatwo zdarza”. A jutro… kupi sobie kota. Albo psa. One przynajmniej są wierniejsze niż większość ludzi.