— Własnego faceta nie masz, to się na cudzego rzucasz? Przyjaciółka nazywa się. Żebym twojej nogi w moim domu więcej nie widziała! — ze złością powiedziała Kinga…
Wysiadać z autobusu nie miała ochoty. Kasia mieszkała na osiedlu nowych bloków, gdzie transport publiczny jeszcze nie docierał. Od przystanku do domu daleko, a na dodatek w taką pogodę. Cóż, może chociaż wstąpi do sklepu. Obiecywali, iż w sąsiednim budynku otworzą market, ale kiedy to będzie. Trzeba było zapłacić za wczorajsze lenistwo – lodówka niemal pusta.
Kasia wysiadła z autobusu i nie zdążyła zrobić dwóch kroków, gdy podmuch wiatru zerwał jej kaptur, cisnął w twarz kosmyk włosów wraz z garścią kłującego śniegu. Wiatr zdawał się wiać ze wszystkich stron naraz, uparcie próbując zasypać jej oczy.
Naciągnęła kaptur niżej na czoło, szła, przytrzymując go ręką pod brodą, zgarbiona, z pochyloną głową, jak staruszka. Tuż przed sklepem omal nie puściła się biegiem – tak bardzo chciała schować się przed wiatrem.
Wreszcie drzwi zatrzasnęły się za nią, a Kasia znalazła się w względnej ciszy sklepu. Odsunęła kaptur, potrząsnęła głową, rozczesując potargane włosy. Wziąwszy koszyk, ruszyła między półkami z produktami. Brała tylko to, co niezbędne, żeby zmieściło się w jednej reklamówce. Resztę kupi jutro. W końcu czekała ją jeszcze droga do domu, a jedna ręka musiała być wolna, by przytrzymywać kaptur.
Zauważyła przed sobą młodą kobietę z wózkiem, za który trzymał się może sześcioletni chłopiec, wyglądający jak kosmonauta w grubym kombinezonie. Kobieta jedną ręką pchała wózek, w drugiej trzymała koszyk z zakupami. Szli powoli, nie dało się ich wyminąć. Kasia skręciła w inną alejkę. Wybrała butelkę mleka i ruszyła do działu z pieczywem.
I znów przed sobą zobaczyła tę samą kobietę z wózkiem. Kasia chciała wymknąć się bocznym przejściem, gdy nagle z wózka wypadła mała, miękka zabawka. Podniosła ją.
— Proszę pani, zgubiła pani! — zawołała.
Kobieta zatrzymała się i odwróciła.
— Proszę… — Kasia podała zabawkę i nagle rozpoznała w kobiecie swoją dawną koleżankę i przyjaciółkę. — Kinga! — wykrzyknęła z euforią i zaskoczeniem.
— Kasia! — ucieszyła się Kinga.
— No i myślę sobie, jaka to odważna kobieta wyszła z dziećmi na zakupy w taką zamieć — powiedziała Kasia.
— Mieszkamy w tym samym bloku. Wpadłam, bo zabrakło mleka, a i kaszka się skończyła. Chciałam gwałtownie sama pobiec, ale Ola rozkaprysiła się, a mój Jurek sobie z nią nie radzi. No i trzeba było zabrać wszystkich.
Na języku Kasi kołatało się pytanie o męża, ale powstrzymała się w porę. Nie wypada tak od razu wypytywać. Pewnie jeszcze w pracy.
— To mój pomocnik — z dumą powiedziała Kinga, spoglądając na chłopca.
— Ile ma lat?
— Sześć. We wrześniu idzie do szkoły.
— No chodźmy już, ja chcę dokończyć bajkę — niezadowolony oznajmił Jurek, patrząc na matkę wymownie.
— Poczekaj chwilę, zaraz idziemy — stanowczo odparła Kinga. — Wybacz, Kasia, widzisz, nie należę do siebie. Słuchaj, podaj mi swój numer, zadzwonię do ciebie wieczorem.
Kasia sięgnęła do torby po telefon.
— Na pewno do mnie zadzwonisz?
— Pewnie! Dzieci zwykle o dziesiątej śpią — Kinga skinęła głową i ruszyła w stronę kasy.
— Czekaj, a zabawkę? — zawołała Kasia.
Kinga coś szepnęła synowi, Jurek podbiegł i odebrał od Kasi różowego króliczka, po czym wrócił do matki. Kinga skinęła głową na pożegnanie, robiąc synowi wymówki, iż nie podziękował.
*„No proszę, nigdy bym nie pomyślała, iż Kinga będzie miała dwoje dzieci. Jak ona sobie radzi? Ja bym się nie odważyła wyjść w taką zamieć”*, myślała Kasia, stojąc w kolejce do kasy.
*„Dlatego nie masz ani męża, ani dzieci”*, podszepnął jej wewnętrzny głos.
W domu Kasia usmażyła jajecznicę. Nie miała ochoty na większe gotowanie, a i pora była późna na obfity posiłek. Gdy w czajniku wrzeła woda, rozglądała się po nowej kuchni. Kupiła mieszkanie pół roku temu i była z tego bardzo dumna.
W pokoju stały tylko szafa, telewizor i kanapa, przez co wydawał się pusty i nieprzytulny. Za to kuchnię urządziła od razu. Kuchnia to dla kobiety najważniejsze miejsce. Właśnie tu spędzała większość czasu. Teraz Kasia wpadała tu tylko na chwilę, by gwałtownie przygotować coś prostego i zjeść przed telewizorem. Ale kiedyś będzie miała rodzinę, męża, dzieci. I stanie się taką samą zakręconą mamą jak Kinga. Westchnęła.
Na matowej, kremowej powierzchni szafek odbijało się światło lampy. Gdy czajnik zagwizdał, poderwała się, by go wyłączyć. Po kolacji zaniosła naczynia do zlewu. Stanęła przy oknie, patrząc na migające w ciemności światła samochodów, przypominające świąteczne lampki. W oknach sąsiednich bloków świeciły się prostokąty. Ludzie siedzieli razem przy stole, jedli kolację, rozmawiali. Może ktoś też teraz patrzy przez okno i myśli to samo?
Przypomniała sobie Kingę. Pewnie nie ma czasu w takie chwile. Dwoje dzieci. A zawsze mówiła, iż będzie miała tylko jedno albo wcale.
*„Nie zamierzam marnować najlepszych lat życia na niewdzięczne dzieci, które wyrosną, odejdą, a ja zostanę sama w starości. Nie, będę żyć pełnią życia. Niech inni rodzą”*, mawiała Kinga w liceum.
Kasia wtedy jej odpowiedziała, iż dzieci to nasza kontynuacja, sens życia.
*„No to sobie ródź na zdrowie”*, odparła Kinga.
Kasia mieszkała tylko z matką. Zmarła rok temu. Gdzieś był ojciec, ale od dawna miał nową rodzinę. Gdyby miała brata lub siostrę, nie byłoby tak samotnie. Tak, każdy marzy o tym, czego mu brak.
Kasia dorastała w niepełnej rodzinie i marzyła o rodzeństwie, potem o dzieciach. A teraz została zupełnie sama. Kinga miała mamę, tatę i dwóch braci. Była najstarsza. Może dlatego nieZaufała losowi, wierząc, iż kiedyś i Kinga odnajdzie w sobie siłę, by zmienić swoje życie na lepsze.