*Dziennik* Obudziłam się od huku. Znowu. Coś spadało, tłukło się, rozpadało na kawałki. Na zegarku wpół do siódmej. Niedziela, do licha. Jeden jedyny dzień, kiedy można było pospać choćby do ósmej. — Matka! — ryczał Kamil z kuchni. — Gdzie mój kubek? Znowu wszystko poprzestawiałaś! Pięćdziesiąt dwa lata. Wstałam z łóżka, narzuciłam szlafrok. W lustrze […]