Zaskakujący urlop u teściowej: Dlaczego nie wracam?

twojacena.pl 2 dni temu

Dziwny odpoczynek u teściowej: Dlaczego już tam nie pojadę

Moja teściowa, nazwijmy ją Barbara Kowalska, zorganizowała nam taki „odpoczynek”, iż więcej tam nie postawię nogi! Naprawdę, jaki jest sens takiego urlopu? Ona gotuje różne wiejskie przysmaki, a my z dziećmi kupowaliśmy pierogi lub jedliśmy w tanich barach, żeby po prostu przeżyć. Ta wizyta stała się dla mnie prawdziwą lekcją.

Zaproszenie na wieś: Oczekiwania a rzeczywistość
Ja i mój mąż, powiedzmy Krzysztof, oraz nasze dzieci, nazwijmy je Zosia i Jakub, postanowiliśmy spędzić tydzień u jego mamy w małej wsi na Podlasiu. Barbara Kowalska od dawna nas zapraszała, obiecując prawdziwy wiejski relaks: świeże powietrze, domowe jedzenie, ciszę. Ucieszyliśmy się z Krzysztofem – oboje byliśmy zmęczeni pracą, a dzieciom przydałoby się trochę natury. Wyobrażałam sobie przytulny dom, pyszne obiady, spacery po lesie. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

Kiedy przyjechaliśmy, Barbara Kowalska przywitała nas z uśmiechem, ale już po godzinie zrozumiałam, iż ten wyjazd nie będzie taki, jakiego się spodziewałam. Dom był stary, z wysłużonymi meblami i skrzypiącymi podłogami. W łazience była tylko zimna woda, a toaleta znajdowała się na podwórku. Starałam się nie narzekać, ale dla dzieci, przyzwyczajonych do miejskich wygód, to był szok.

Kulinarne eksperymenty: Wiejskie „przysmaki”
Barbara Kowalska dumna była ze swoich kulinarnych umiejętności i od razu oznajmiła, iż będzie nas częstować „prawdziwą wiejską kuchnią”. Na pierwszą kolację podała flaki i dziwną sałatkę z kiszonej kapusty z nieznanymi ziołami. Zapach był tak intensywny, iż Zosia i Jakub odmówili choćby spróbowania. Ja, żeby nie urazić teściowej, zjadłam parę łyżek, ale jedzenie było zbyt tłuste i niesmaczne. Krzysztof szepnął: „Mama tak gotuje, musimy to znosić”.

Następnego dnia było jeszcze gorzej. Barbara Kowalska przygotowała coś w rodzaju gulaszu z podrobami i ziemniakami. Jakub spojrzał na talerz i zapytał: „Mamo, to są flaki?”. Ledwie powstrzymałam śmiech, ale w środku byłam przerażona. Teściowa obraziła się: „W mieście jecie samą chemię, a to jest zdrowe!”. Milczałam, ale wiedziałam, iż muszę ratować dzieci. Z Krzysztofem wymykaliśmy się do sklepu i kupowaliśmy pierogi. Wieczorem gotowaliśmy je po cichu, gdy teściowa nie widziała.

Życie według jej zasad: Rosnące napięcie
Barbara Kowalska narzuciła nam swoje zasady. Budziła nas o szóstej rano, twierdząc, iż „na wsi się nie śpi do południa”. Dzieciom się to nie podobało – były przyzwyczajone spać do dziewiątej. Potem kazała wszystkim pomagać w ogrodzie: plewić grządki, zbierać owoce. Nie miałam nic przeciwko pracy, ale Zosia i Jakub gwałtownie się zmęczyli, a teściowa gderała: „Miejscy, leniwi, zero kondycji!”.

Wieczorami włączała stary telewizor na pełną głośność, oglądała swoje seriale i komentowała je na głos. Gdy poprosiłam, żeby ściszyła, żeby dzieci mogły zasnąć, odburknęła: „To mój dom, robię, co chcę!”. Krzysztof próbował łagodzić sytuację, ale widziałam, iż jemu też było niezręcznie. Czułam się jak intruz, którego się toleruje, a nie jak zaproszony gość.

Ratunek w barze: Nasz sposób na przetrwanie
Trzeciego dnia straciłam cierpliwość. Zaczęliśmy z dziećmi chodzić do miejscowego baru – taniego, ale z normalnym jedzeniem. Były tam kotlety, kluski, kompot – wszystko, co dzieci jadły z przyjemnością. Barbara Kowalska zauważyła, iż prawie nie jemy jej potraw, i obraziła się. „Staram się dla was, a wy do baru uciekacie!” – powiedziała. Wytłumaczyłam, iż jej jedzenie nie pasuje dzieciom, ale ona tylko machnęła ręką: „Rozpuściliście je!”.

Krzysztof stanął po mojej stronie, ale delikatnie, żeby nie urazić matki. Powiedział: „Mamo, oni po prostu przywykli do czegoś innego”. Ale teściowa nie dała za wygraną, narzekając, iż „nie doceniamy tradycji”. Nie kłóciłam się, ale w środku gotowałam się ze złości. To nie był odpoczynek, tylko ciągły stres.

Rozmowa i decyzja: Czas wracać do domu
Piątego dnia porozmawialiśmy z Krzysztofem. „To nie relaks, tylko udręka – powiedziałam. – Nie wytrzymam już dłużej”. Przyznał, iż mama przesadza, ale prosił, żeby wytrwać do końca tygodnia. Nie zgodziłam się. Spakowaliśmy się i wyjechaliśmy dzień wcześniej. Barbara Kowalska była niezadowolona, ale grzecznie podziękowałam za gościnę i obiecałam, iż jeszcze przyjedziemy – choć wiedziałam, iż to nieprawda.

W domu odetchnęłam z ulgą. Dzieci były szczęśliwe, iż znów jedzą normalne jedzenie i śpią w swoich łóżkach. Krzysztof przyznał, iż też był zmęczony zasadami matki, ale nie chciał jejNastępnym razem spotkamy się w Warszawie, w naszej ulubionej restauracji, gdzie każdy wybiera to, co lubi.

Idź do oryginalnego materiału