Historia jednej teściowej. – Nie uwierzycie, kogo właśnie poznałam!
Weronika wpadła do domu, gwałtownie umyła ręce i prosto do kuchni. Rodzice już siedzieli przy stole.
Dziewczyna przeprosiła, iż spóźniła się na obiad, i zaczęła opowiadać z błyskami w oczach o niesamowitej nowinie. „Nie uwierzycie, kogo właśnie poznałam! Mój brat ma dziewczynę. Śliczna, wesoła, rudowłosa – jak promyk słońca. Nazywa się Kinga. Pracuje na myjni samochodowej, gdzie my jeździmy myć auto. Tam się poznali. Wygląda na to, iż to coś poważnego. No nie bajka?” – paplała bez końca Weronika. Stanisław, jej ojciec, podniósł głowę znad talerza i uśmiechnął się z zadowoleniem, mówiąc, iż to dobrze, bo już zaczął się zastanawiać, czy jego syn w ogóle interesuje się dziewczynami. Matka Weroniki, Bożena, oburzyła się na słowa męża i zmartwiła, iż syn znalazł sobie dziewczynę na myjni.
„Ale kto tam pracuje? Tylko takie, które nigdzie indziej nie dały rady. Ani wykształcenia, ani manier, ani wychowania. I w ogóle wszystkie jakieś nieciekawe. Jedno słowo – myjniarki. Żadna z nich nie jest godna naszego syna” – nie mogła się uspokoić Bożena. Stanisław nie zgodził się z żoną i stanął w obronie dziewczyn: „No co ty, nie przesadzaj. Ludzie są różni. Może ta dziewczyna tylko dorabia, a sama studiuje zaocznie.
To nic złego, gdy ktoś pracuje. Znaczy, zna wartość pieniądza. I nie będzie naszego syna o nie nękać, skoro sama zarabia. A tobie od razu wszystko nie pasuje. choćby jej nie widziałaś! Może jest śliczna. Nie sądzę, żeby nasz syn wybrał byle kogo.” ale Bożena była zawzięta i nie dawała za wygraną: „Pójdę i zobaczę tę piękność. Zobaczę, czym naszego syna omotała. Zrobię tak, iż ją zwolnią, bo nie ma co się zalecać do majętnych chłopaków. Niech znajdzie sobie narzeczonego na swoją miarę.”
Następnego dnia Bożena istotnie poszła na myjnię. Od progu urządziła awanturę. Krzyczała, żeby zawołali jakąś Kingę, która uwiesza się na szyi jej syna. Domagała się, by ją zwolnili za romansowanie z klientami. ale dziewczyna o imieniu Agnieszka, która witała kobietę przy wejściu, odpowiedziała, iż takiej nie zna – może pracuje w innej zmianie – i zaproponowała, by przyszła jutro. Bożena oczywiście chciała natychmiast zawstydzić „bezwstydną” Kingę i z hukiem wyrzucić z myjni. Ale nic nie poradzi – musiała wracać do domu z niczym, jak to mówią, „nie soliwszy zupy”. Obiecała sobie jednak, iż wróci następnego dnia.
Agnieszka podeszła do Kingi i ostrzegła, iż nie powinna wdawać się w relacje z klientami – za to faktycznie można stracić pracę, to choćby w umowie jest napisane. ale Kinga odparła, iż z Jackiem są już od roku. Z początku choćby nie chciała się z nim spotykać, ale on nalegał, nie dawał spokoju. Teraz chce ją przedstawić rodzicom, ale ona sama odkłada tę chwilę – najpierw chce skończyć studia, znaleźć porządną pracę, a dopiero potem się z nimi spotkać.
Teraz Kinga potrzebowała tej pracy, bo studiowała i mieszkała w akademiku, a nie chciała brać pieniędzy od rodziców. Agnieszka obiecała, iż nie powie kierowniczce o incydencie, ale Kinga powinna poprosić narzeczonego, by porozmawiał z matką i powstrzymał ją od kolejnych wizyt na myjni.
Wieczorem Jacek wrócił do domu i od progu zaczął mówić do matki twardym tonem: „Czego Ty chcesz? Chcesz, żebym się pokłócił z Kingą? Ona tylko tymczasowo pracuje na myjni. Zresztą, każda praca jest dobra, byle uczciwa. W ogóle jej nie znasz. To dobra i mądra dziewczyna. Kocham ją, i jeżeli jeszcze raz pokażesz się tam z awanturami, wyprowadzam się, zabiorę Kingę i będziemy żyć na swoim. W ogóle nas nie zobaczysz. Nie wtrącaj się w nasze sprawy. Chcę się z nią ożenić. I to moje ostatnie słowo.” Bożena nie odpowiedziała synowi – znała jego charakter: nie będzie rzucał słów na wiatr. jeżeli coś postanowi, tak będzie. Nie chciała stracić syna, więc postanowiła więcej nie pokazywać się na myjni.
Minęły dwa lata, a Jacek i Kinga wzięli ślub. Krewnym pana młodego bardzo podobała się uroczystość. Bożena z dumą opowiadała, iż w organizacji wesela pomagała synowa Kinga. Okazała się piękną i bardzo inteligentną dziewczyną. Skończyła studia z wyróżnieniem, dostała pracę w firmie i zarabia tyle samo, co jej syn. A na dodatek oczekują dziecka – Kinga jest w trzecim miesiącu. Jacek ledwo namówił ją na ślub, bo wolała najpierw pomieszkać na kocią łapę. Dobrze, iż Bożena w swoim czasie posłuchała syna i nie mieszała się w relacje młodych.
Stanisław podszedł do żony i zaprosił ją do tańca. Szepnął jej do ucha, iż ma ogromne szczęście, iż synowa tak świetnie jej pasuje – zupełnie jak ich synowi. Przyłączyli się do tańca młodej pary i zawirowali w rytm walca.
A co wy sądzicie? Czy matka powinna wybierać synowi żonę?