Nie ma jednej definicji "snoba". A już na pewno nie ma prostej odpowiedzi, jeżeli spróbujemy podać uniwersalną regułkę. Żeby jednak trochę pobawić się tym pojęciem, musimy pokazać trzy słownikowe propozycje.
Kim adekwatnie jest snob?
To może być osoba bezkrytycznie naśladująca sposób bycia przyjęty w grupie społecznej, która jej imponuje. Albo lubiąca popisywać się swoją wiedzą (zwykle powierzchowną) w jakiejś modnej dziedzinie. Coś jak efekciarstwo i szpanowanie. No i jeszcze jedna opcja, najprostsza i najbardziej brutalna. Snob to osoba uważająca się za lepszą od innych.
– To synonim egoisty i narcyza myślącego tylko o sobie. Dodatkowo jest odpychający w relacjach towarzyskich, ale nie z wyglądu, a właśnie pod względem charakteru. Osoba nieprzyjemna i płytka – reaguje na gwałtownie 29-letnia Wiktoria z Warszawy, którą zaskoczyłem pytaniem o "snoba".
W sieci o snobizmie po polsku znajdziecie głównie sztywne regułki. Ale 13 lat temu w artykule w "Dzienniku Polskim" padło zdanie, które uważam za najważniejsze w tej dyskusji: "Snob nie musi być dzisiaj bogaty".
No właśnie, internet. W 2012 r. to nie była w Polsce jakaś sensacja, ale parcie na szkło w sieci zdecydowanie mniejsze niż dzisiaj. – Snobizm to chęć wyróżniania się zewnętrznymi formami zachowań. Chcemy też posiadać dobra rzadkie, ale pożądane przez innych – tłumaczył "Dziennikowi Polskiemu" prof. Jacek Wódz, socjolog.
Zadzwoniliśmy do profesora, żeby po 13 latach spróbował napisać tę definicję od nowa i podpytaliśmy go o współczesny snobizm.
– To zależy, na jakim gruncie będziemy starali się oprzeć. Dla literatury pięknej, która często posługuje się tym terminem, snob to ktoś, kto przedstawia w towarzystwie, w którym występuje siebie wyżej, niż inni go uznają. I stara się w normalnych kontaktach międzyludzkich podkreślać swoją wyższość. Nie przyjmuje równości statusów – tłumaczy dla naTemat.
My nie będziemy się trzymać sztywnych definicji, dlatego od razu zacząłem pytać ludzi z różnych "baniek". Alicja ma 28 lat i pracuje w "korpo". Po pytaniu o snobizm tylko się zaśmiała. – Mój przyjaciel zapisał mnie w telefonie jako "warszawska snobka", więc powinnam coś wiedzieć – mówi. Chociaż tak na serio, sama nie nazwałaby się "snobką".
– Kiedyś powiedziałabym, iż to ktoś, kto nie może żyć bez luksusu, wygody, ale dzisiaj każdy z nas chce tak żyć. Celem życia jest to, żeby było nam w nim jak najprzyjemniej i ja ten zdrowy hedonizm lubię. Żyjemy w czasach, w których zapłacimy dużo, żeby było nam w życiu łatwiej – dodaje Alicja.
Każdy może zacząć się... "snobować"
W ten sposób naprawdę łatwo zostać "snobem". No bo nazwiemy tak kogoś, kto wykupi sobie diety pudełkowe i nie będzie gotował? Albo pije kawę na mieście? Równie dobrze pod snobizm łapie się wyjazd na weekend do innego kraju zamiast oszczędzania na czarną godzinę.
Prof. Jacek Wódz podpowiada nam jeszcze jeden, genialny zwrot. – Do tego, kto jest snobem, trzeba jeszcze dorzucić drugie słowo. "Snobowanie się", czyli ułożenie sobie pewnych relacji, przedstawianie się w stosunku do otoczenia, tak, by myślało, iż my jesteśmy lepsi. Że szybciej reagujemy na to, co na przykład w Paryżu, Londynie, czy w Nowym Jorku jest w danym momencie modne. To jest sposób prezentowania się w jakimś sensie poniżający również innych – wyjaśnia.
Jeszcze coś ważnego dorzuca Alicja. – To się łączy z życiem ponad stan, ale nie w zgodzie ze sobą. Z próbami wpasowania się w jakieś środowisko – przekonuje. I podała nam przykład, który od miesięcy pozostaje absurdalnym szałem, czyli... Labubu. jeżeli jakimś cudem nie wiecie, o czym mowa, pisała o tym w naTemat Agnieszka Miastowska.
– Podkreślę, iż nie chodzi tylko o wydawanie wysokich kwot na "kaprysy". To jeszcze nie snobizm. Chodzi o życie, w którym udajemy kogoś, kim nie jesteśmy, by przypodobać się innym, a materialne gadżety są dziś do tego niezbędne – zauważa Alicja.
Niektórzy łączą snobowanie się ze... znakami zodiaku. – Wstyd się przyznać, ale często łapię się na snobistycznych zachowaniach i jestem pewna, iż to efekt zodiakalnego lwa. Mogę podnieść swoją wartość, kupując markowe okulary. A jeżeli ktoś to później zauważy, efekt działa podwójnie. Czuję się dobrze, gdy wiem, iż jestem dobrze ubrana – przyznaje nam 54-letnia Maria, spoza warszawskiej "bańki".
O "snobowaniu się" pada jedno słowo klucz
Wśród moich rozmówców powtarza się też zdanie, iż pokazywanie na Instagramie życia, na które nas nie stać, albo którego wcale nie lubimy, to prawdziwy snobizm. Ale pozostało coś, co zapętliło się w komentarzach, które dostałem. Niektórzy, po pytaniu o snobów od razu zwrócili uwagę na Warszawę.
Aż się prosi, żeby nawiązać tu do jednej lokalnej afery. Trwa dyskusja, czy sklep Dino pasuje do warszawskiego Wilanowa. Nie wchodźmy w szczegóły, na ile internauci sami rozdmuchali ten temat. Faktem jest, iż nagle wybuchła dyskusja, jak bardzo ten pomysł zaburzy prestiż dzielnicy. Były memy, przeróbki w AI, ale też komentarze bardziej serio.
– Snobizmem bym tego nie nazwał, bo snoba kojarzę personalnie, iż ktoś wykorzystuje daną sytuację lub trend pod siebie. A Wilanów to po prostu mały świat z własnymi problemami – przekonuje 31-letni Robert, który w Warszawie mieszka od 10 lat, ale z Wilanowem nie ma nic wspólnego.
40-letnia Martyna, też ze stolicy, dodaje: – Pewnie nie wszystkim się to spodoba, ale trudno. Tak, afera o Dino pokazała inną mentalność, ale dla mnie to bardziej egocentryzm. Snobizm jest toksyczny. Wiem, co mówię, bo byłam w związku ze snobem przez kilkanaście lat. Ale nie chcę tego wspominać.
W życiorysach grzebać nie będziemy, jednak Warszawa czy Kraków pachną snobizmem. Nie chodzi tu choćby o życie na pokaz, ale podstawowe uczucia. Znamy przecież licytowanie się w stylu: kto jest prawdziwym warszawiakiem (lub krakowianinem)? Ten, który mieszka w tym mieście 5 czy 10 lat? Albo ten, który ma lokalne korzenie trzy pokolenia wstecz?
– Napływowi warszawiacy, czyli ci wszyscy przyjezdni, dzielą się na kilka grup. Są i tacy, którzy widzą tylko czubek własnego nosa. Najśmieszniejsi są ci, którzy sądzą, iż po przeprowadzce do Warszawy społecznie awansowali. To nie snobizm, tylko jakieś rozpaczliwe próby dowartościowania się. Ja po dekadzie w stolicy nie czuję się warszawiakiem, ale to miasto mnie wchłonęło, a mi jest z tym dobrze. jeżeli mówisz o snobowaniu się, mam wrażenie, iż to pojęcie zupełnie się tu zatarło. Widzą to ludzie z zewnątrz i dlatego śmieją się z "Warszawki". Moim zdaniem to już czasami hejt na wyrost. Tu po prostu żyje się inaczej – opowiada nam Robert.
O różne perspektywy w szukaniu snobów zapytaliśmy socjologa. – To jest pewna słabość ludzi, którzy są stosunkowo od niedawna w miejscach, uważanych za najlepsze. To na przykład snobizmy stolic. Tak samo jak wielu Polaków nie lubi warszawiaków właśnie za snobizm, tak samo trzy czwarte Francuzów nie lubi za to paryżan – precyzje prof. Wódz.
Na koniec zapytałem trochę przewrotnie. Czy w "snobowaniu się" można znaleźć w ogóle jakiś pozytyw? – Tylko samozadowolenie jednostki bądź grupy. Żeby już nie dotykać nikogo w Polsce, podam przykład z Francji. Istnieje pewien sposób mówienia, typowo paryski. Paryżanie mówią szybciej i zjadają końcówki. Na prowincji to od razu pokazuje, iż nie mamy do czynienia z byle kim – wskazuje profesor.
I dodaje: – Na pewno jest tak, iż ludzie naprawdę wartościowi się nie snobują.