«Zapytałam tylko, gdzie są jajka na placek… i usłyszałam, iż jestem skąpa»: Synowa stwierdziła, iż kupi osobną lodówkę i nie pozwoli mi jeść ich jedzenia

twojacena.pl 2 tygodni temu

Pewnego razu, gdy zapytałam tylko, gdzie podziały się jajka na placek… usłyszałam w odpowiedzi, iż jestem skąpa. Synowa oznajmiła, iż kupi osobna lodówkę i nie pozwoli mi jeść ich jedzenia.

Bywają w życiu chwile, gdy nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. I wczoraj właśnie taka mnie spotkała. Postanowiłam upiec ciasto – dawno nie raczyłam rodziny domowymi wypiekami, aura była przyjemna, humor dopisywał, a wnuczka bawiła się w sąsiednim pokoju. Wszystko było gotowe, brakowało tylko jajek. Podeszłam do lodówki, otworzyłam drzwi… pustka. Kilka godzin temu na pewno tam były. Odłożyłam je specjalnie, by nikt ich nie ruszył. A jednak zniknęły.

Oczywiście, poszłam zapytać synową – może wzięła, może przełożyła w inne miejsce. I wtedy się zaczęło. Jak na mnie naskoczyła: „Co, żal wam jajek dla wnuczki? Jadła rano jajecznicę!” Stałam jak słup soli, nie wierząc własnym uszom. Serce ścisnęło się z żalu. Odparłam: „Ale z ciebie głupia…” Tak, nie powstrzymałam się. Słowo ostre, ale jak inaczej nazwać taką sytuację, gdy oskarża się cię o skąpstwo za parę jajek, które sama kupiłaś?

A w odpowiedzi usłyszałam: „Kupię własną lodówkę i niech każdy je tylko swoje!” Wyobraźcie sobie – pod jednym dachem, w jednym mieszkaniu, a z różnymi lodówkami? To już nie rodzina, tylko jakieś kwaterunki. A wszystko dlaczego? Bo ja – matka i babcia – ośmieliłam się zapytać o zaginione jajka.

Nie jestem już młodą kobietą. Żyję skromnie, bez luksusów. To mieszkanie to jedyne, co mam. Zdobyłam je z trudem, niemal przypadkiem. Żyję z emerytury, każdy grosz liczy się dwa razy. Chodzę na targ, by kupić taniej, szukam przecen. A młodzi, jak mówią, „nie mają czasu”. Pracują, męczą się, rozumiem. Syn – od świtu do nocy w robocie, by choć trochę wyrwać rodzinę z biedy. Na swoje mieszkanie nie ma co liczyć. Wynajem – drogi, kredyt – nie do udźwignięcia. Więc żyjemy we trójkę w dwupokojowym: ja, syn, synowa i mała wnuczka. Staram się nie wtrącać, nie przeszkadzać, czasem choćby cieszę się, iż jest choć trochę towarzystwa.

Ale życie razem to nie tylko wspólna kuchnia i łazienka. To szacunek. To zrozumienie, iż starszy człowiek też jest człowiekiem, ma swoje potrzeby, przyzwyczajenia i, niech Bóg broni, prawo do placka. A tu – awantura o dwa jajka. Nie pierwszy raz zdarzają się takie nieprzyjemności: raz patelnią się zamienią, raz garnek zabiorą, raz zjedzą produkty, które zbierałam na obiad. Milczę, znoszę. Ale tym razem nie wytrzymałam. Bo nie chodzi o jajka, nie o lodówkę, a choćby nie o ciasto.

Chodzi o podejście. O ten ból, gdy całe życie troszczysz się, dajesz, karmisz, wychowujesz, a potem słyszysz, iż jesteś „skąpa”. A przecież to ja ich zaprosiłam do siebie, nie wygnałam, nie odmówiłam. Podzieliłam się mieszkaniem, wszystko złożyliśmy do wspólnego worka, żyjemy, jak możemy. A teraz proponują mi, bym jadła osobno, żyła osobno i, w gruncie rzeczy, się nie wtrącała.

Rozumiem, iż różnimy się pokoleniowo. Oni mają swoje poglądy, ja swoje. Ale rodzina to nie lodówki. Nie o to, kto co zjadł. To szacunek, troska i wdzięczność. Nie żądam pokłonów. Ale usłyszeć oskarżenia o skąpstwo… to boli. Bardzo boli.

Teraz tak myślę: nie będę się już wtrącać. Zjedzą – niech zjedzą. Nie zostanie – ugotuję sobie kaszę. Wspólne obiady? Niech jedzą osobno. Tylko pamiętajcie: nie dlatego, iż się obraziłam, czy iż jestem skąpa. Bo wy tak postanowiliście. Wy tak chcieliście. A ja… ja to zapamiętam. I wyciągnę wnioski.

Idź do oryginalnego materiału