Wychowałam syna sama. Jego ojciec odszedł od nas, gdy Michał miał zaledwie trzy lata — powiedział, iż zmęczył go codzienny trud, odpowiedzialność, rodzina. Tak jakbym to ja, dziewczyna o trzy lata młodsza, miała lepiej rozumieć, co to dorosłe życie. Odszedł, trzasnąwszy drzwiami, a ja zostałam sama z dzieckiem, długami, nieprzespanymi nocami i dwiema pracami. Od tamtej pory nie oczekiwałam już pomocy od nikogo.
Syna kochałam bezgranicznie. Michał wyrósł na mądrego, dobrego, wrażliwego chłopaka. Dałam mu całą siebie — troskę, siłę, zdrowie, młodzieńcze lata. Gdy zakochał się w Oli, miał ledwie 23 lata, ona — 21. Pierwsza miłość, błyszczące oczy, głośny śmiech. Dorabiał, zbierał na pierścionek, sam się oświadczył. Nie miałam wątpliwości — jest gotów być mężem. Ola wydawała mi się delikatna, cicha, ale czułam, iż będzie dobrą żoną, więc przyjęłam ją jak córkę.
Wzięli skromny ślub, wynajęli mieszkanie, a ja wypuściłam ich z lekkim sercem — niech budują swoje szczęście. Po roku urodził się Jasio — mój wnuk, moja duma. Prawy chłop, 4,3 kg. Pokochałam go od pierwszego wejrzenia. Michał znalazł lepszą pracę, wszystko szło jak z płatka. A potem… potem uderzył grom z jasnego nieba — rozwód.
Bez krzyków, bez scen, bez rozmów. Po prostu Michał powiedział: „Odchodzę.” Miał inną. Koleżankę z pracy, która już nosiła jego dziecko. To była zdrada. Nie znajdowałam słów, by go usprawiedliwić. Ola z Jasiem wrócili do rodziców, a mój syn zamieszkał z nową kobietą. Próbował mnie przekonać, iż tak bywa, iż miłość umiera. Ale widziałam — powtórzył drogę swojego ojca.
Zapraszał mnie w odwiedziny, chciał, żebym poznała nową wybrankę. Odrzuciłam to. Nie. To nie moja rodzina. Moja rodzina to Ola i Jasio. przez cały czas odwiedzałam byłą synową. Zbliżyłyśmy się jak matka z córką. Przyjeżdżałam do nich, pomagałam, spacerowałam z wnukiem, przynosiłam zakupy. Widziałam, jak ciężko jest Oli — mały pokój, marudzący rodzice, wieczne zmęczenie. Pewnego dnia powiedziałam: „Przeprowadźcie się do mnie.”
Mieszkałam sama w trzypokojowym mieszkaniu. Wystarczy miejsca dla wszystkich. przez cały czas pracowałam, brakowało mi ciepła, żywego towarzystwa. Ola początcznie była zaskoczona, ale wieczorem stała już w progu. Z rzeczami. Z opuchniętymi od łez oczami.
— Dziękuję pani — powiedziała — choćby nie wiem, jak mam z podziękowaniem…
Od tamtej pory żyjemy we troje. Ola zajmuje się domem, ja pracuję, a wieczorami razem bawimy się z Jasiem, oglądamy filmy, rozmawiamy o przepisach i po prostu śmiejemy. Znów czuję się potrzebna. Nie muszę udawać, iż wszystko jest w porządku. Jesteśmy prawdziwą rodziną.
Michał dowiedział się, iż Ola z synem mieszkają u mnie, i przyszedł. Byłam w pracy. Ola otworzyła. Zaczął mówić, iż chce widywać syna, iż babcia nie powinna się wtrącać. Gdy wróciłam do domu i zobaczyłam go pod drzwiami, wszystko we mnie eksplodowało. Nie wytrzymałam.
— Zdradziłeś żonę. Porzuciłeś własne dziecko. Powtarzasz drogę swojego ojca — i jeszcze śmiesz mówić o prawach?
Próbował się tłumaczyć, mówił, iż ma jeszcze jedno dziecko, iż pieniędzy brakuje. Nie słuchałam. Powiedziałam:
— Nie jesteś już moim synem. I ten dom nie jest dla ciebie. Wynoś się.
Trzasnął drzwiami i poszedł. Zamknęłam je za nim na zawsze. Mam teraz tylko Jasia i Olę — moją córkę, nie z krwi, ale z serca. Myślę o sporządzeniu testamentu. Mój dom musi zostać wnukowi. Ola pozostało młoda, powinna ułożyć sobie życie, a ja pomogę jej, jak tylko zdołam. Mój syn wybrał swoją drogę. Ja muszę iść swoją — u boku tych, którzy nie zdradzili.