W dawnych czasach, gdy życie płynęło wolniej, pewna historia wydarzyła się w Polsce.
Krystyna kochała swego męża całym sercem. Uważała, iż wielkie szczęście jej dopisało, gdy spotkała Wojciecha mężczyznę troskliwego i czułego, który zawsze starał się dla niej jak tylko mógł.
Lecz z rodziną Wojciecha nie miała tyle szczęścia. Mówi się, iż w każdej rodzinie jest czarna owca. U Wojciecha zaś wyglądało to inaczej on jeden zdawał się być rozsądny, gdy reszta jego bliskich zachowywała się dziwacznie.
Teść, na przykład, za każdym razem, gdy widział Krystynę, oznajmiał, iż przytyła i może chowa kogoś pod sercem. A przecież była szczupła jak trzcina i od czasu poznania jego rodziny nie przybrała ani grama. Ale to nie przeszkadzało panu Zdzisławowi. Traktował to jak żart, a choćby gdyby schudła dziesięć kilo, i tak by powiedział to samo.
Miał też zwyczaj opowiadać niestosowne dowcipy, przez co Krystyna czuła się skrępowana. Dodatkowo jego nawyk chodzenia po domu bez koszulki wcale nie poprawiał sytuacji.
Teściowa, Bronisława, uwielbiała pouczać wszystkich, choćby w sprawach, na których się nie znała.
Uczyła Krystynę, jak się ubierać modnie, jaką fryzurę wybrać, jaki kolor szminki pasuje. Gdy Krystyna i Wojciech wprowadzili się do nowego mieszkania, Bronisława nie omieszkała skrytykować każdego szczegółu. Wtykała nos w każdy kąt, wytykając, co powinno być ustawione inaczej.
Była też młodsza siostra Wojciecha beztroska dziewczyna o imieniu Kinga, która miała dwoje dzieci z różnych ojców, z żadnym z których nie łączyły jej poważne relacje. Wszędzie ciągnęła za sobą swoje pociechy, a jako matka oczekiwała, iż świat będzie się przed nią uginał. Trzeba było ustąpić jej miejsce w tramwaju, przepuścić w kolejce, podać jej jedzenie pierwszej.
Choć dostawała alimenty od ojców dzieci i korzystała z zasiłków, wciąż mieszkała u rodziców i polowała na wszystko, co za darmo. Zabierała choćby rzeczy, których nie potrzebowała, jakby sama myśl o darmowych zdobyczach wprawiała ją w euforię. Dlatego w mieszkaniu zalegały pieluchy, których dzieci już nie używały, stosy niepotrzebnych ubrań i zabawek. Większość była zbędna, ale Kinga twierdziła, iż buduje biznes brała za darmo, udając biedną, by później sprzedać.
Jej dzieci były niegrzeczne i bezczelne, choć trudno się dziwić, skoro miały taką matkę. Gdy tylko przyszły do kogoś w gości, od razu szukały słodyczy, zabierały, co popadło, sięgały po cudze rzeczy bez pytania. Kinga nigdy ich nie upomniała.
Krystyna z przerażeniem wspominała, gdy tylko raz siostra Wojciecha odwiedziła ich z dziećmi na uroczystym przyjęciu. Podarowała serwis do herbaty, wyraźnie zdobyty za darmo, a po ich wyjściu nie zostało ani jednego cukierka, świeża waza była stłuczona, a na zasłonach były ślady czekolady. Tak przynajmniej Krystyna wolała myśleć.
Nic więc dziwnego, iż gdy zbliżały się jej urodziny, postanowiła nie zapraszać rodziny męża. Inaczej jej święto zostałoby bezpowrotnie zepsute. Teść rzuciłby niestosowne uwagi, teściowa pouczałaby ją o życiu, a Kinga wyłudzałaby zbędne przedmioty dla dzieci, które tymczasem zamieniłyby mieszkanie Krystyny i Wojciecha w pobojowisko.
Oczywiście, Krystyna czuła pewien żal do męża z powodu swej decyzji, ale miałKrystyna westchnęła głęboko, patrząc na Wojciecha, i wtedy uświadomiła sobie, iż prawdziwe szczęście nie zależy od tego, co mówią inni, ale od tego, kto trzyma cię za rękę, gdy świat staje się zbyt ciężki.