Zapisy z serca

polregion.pl 1 tydzień temu

**Pamiętnik**

Po śmierci ojca Kornelia z mężem postanowili sprzedać dom na wsi. Kornelia spodziewała się dziecka, potrzebowali pieniędzy, by kupić większe mieszkanie w mieście.

Był ciepły wrzesień. Kornelia patrzyła na wieś i nie poznawała jej. W ciągu roku pojawiły się wysokie płoty, a w miejscu starych ruin stanęły nowe domy z kolorowymi dachami. Tylko ich dom pozostał taki sam.

Marek zatrzymał *Skodę* przed gankiem. Kornelia wysiadła i przeciągnęła się. Cisza, a od czystego powietrza aż zakręciło jej się w głowie. Otworzyła drzwi wejściowe i weszła do środka. Dom wydał się jej jakby skurczony, ciasny.

Od roku nikt tu nie mieszkał. Po śmierci mamy ojciec przyjeżdżał tu sam. Działka była duża, ale nic nie uprawiał, chodził do lasu, na ryby. choćby w zeszłym roku, choć już poważnie chorował, ciągnęło go tutaj. Mówił, iż tu łatwiej oddychać, iż powietrze leczy.

Na początku maja przywieźli go tutaj. Kornelia zrozumiała wtedy, jak bardzo ojciec słabnie. Nie będzie mógł mieszkać tu sam. Namówiła go, by wrócił z nimi do miasta. Miesiąc później położył się do łóżka, a pod koniec września zmarł.

Ona i Marek byli typowymi mieszczuchami, nie przyjeżdżaliby tu często. Za daleko od miasta, a wakacje wolą spędzać nad morzem. Bez stałej opieki dom zacząłby niszczeć. Już teraz wyglądał na zapomniany. Postanowili sprzedać, póki jeszcze był solidny i zadbany. Gdyby z czasem zatęsknili za ciszą i wiejskim powietrzem, kupiliby coś bliżej miasta.

Łzy napłynęły Kornelii do oczu na falę wspomnień. Dom odziedziczyli po babci i dziadku. Najpierw odeszła mama, potem babcia z dziadkiem, a w ubiegłym roku ojciec.

Kornelia stanęła przed portretem młodej dziewczyny na ścianie. Marek wnosił torbę z rzeczami, podszedł do niej i objął ją od tyłu.

— Nie widziałem u ciebie takiego zdjęcia. Ile ty miałaś lat? — spytał, spoglądając na fotografię.

— To nie ja, to mama. Chyba szesnaście lub siedemnaście, jeszcze chodziła do szkoły.

— Jesteście bardzo podobne. Myślałem, iż to ty. — Zerknął jej w twarz. — Podaj wiadro, przyniosę wodę, a ty zagotujesz na herbatę.

Kornelia wytarła nos i poszła do kuchni. Wróciła z ocynkowanym wiadrem.

— Stało do góry dnem. Ale przepłucz je. Pompa jest dwa domy dalej — powiedziała, podając mężowi wiadro.

— Pamiętam. — Marek wyszedł z domu, skrzypiąc pustym wiadrem.

Kornelia wróciła do kuchni, włączyła elektryczną kuchenkę, ale ta nie zapaliła się. „Korki wykręcone” — przypomniała sobie. Bezpieczniki leżały na półce pod licznikiem w pokoju. Wkręciła je, dotknęła dłonią — metalowy krążek się nagrzewał.

Rozejrzała się. Nic stąd nie zabierze, chyba iż zdjęcie mamy. Trzeba zajść do sąsiadów, może ktoś będzie chciał jakieś rzeczy.

Po herbacie Kornelia poszła do sąsiadki. Ich domy nie dzieliły wysokie płoty.

— Będziecie sprzedawać? — spytała pani Halina.

— Tak — skinęła głową Kornelia.

— Zajrzę, obczaję, choć i u mnie szpargałów nie brakuje. Powiem innym?

— Oczywiście — ucieszyła się Kornelia.

Wróciła do domu. Marek wybierał, co można spalić. I tak trzeba napalić w piecu. W domu było wilgotno. Marek zajął się piecem, a Kornelia weszła na strych po skrzypiących schodach, które uginały się pod jej ciężarem.

— Może ja? — spytał mąż, odrywając się od papierów na stole.

— Nie, sama.

Dawniej Kornelia bała się wchodzić na strych. W nocy słyszała czyjeś kroki nad głową. Ktoś chodził po strychu. Ojciec twierdził, iż to tylko koty albo dom się „rozchodzi” po upalnym dniu. Mimo to Kornelia zakrywała się kołdrą i tak zasypiała.

Słońce wpadało na strych przez małe, kwadratowe okienko. Pyłki tańczyły w jego świetle, jakby żyły.

— I nie ma tu nic strasznego — powiedziała głośno Kornelia.

Od jej głosu cienie w kątach jakby się skurczyły. Starała się nie dotykać wielkich pajęczyn zwisających z dachu, rozpiętych między sznurkami, na których babcia suszyła pranie w deszczowe dni. Kornelia otworzyła jedną z kartonów. Leżały w nim ozdoby choinkowe. „Niesamowite — pomyślała — babcia z dziadkiem stawiali choinkę”. Nigdy nie była tu zimą.

W innym kartonie leżały zabawki. Kornelia zupełnie ich nie pamiętała. W kącie stało kołowrotko. Nic tu nie było potrzebne. Kornelia podeszła do wejścia na strych, spojrzała za siebie. Wzrok zatrzymał się na rożku książki lub zeszytu wystającym spod deski pod samym dachem.

Wróciła, pociągnęła za róg i wyjęła zeszyt w twardej oprawie. Żółte kartki, sklejone wilgocią i czasem. Kornelia dostrzegła zapiski pod datami. Zrozumiała, iż to pamiętnik. Pamiętnik mamy.

Nieładnie czytać cudze pamiętniki. Mamy nie było od tak dawna, a jej myśli, zapisane na pożółkłych kartkach, pozostały. Z drugiej strony — po co się pisze pamiętniki? By kiedyś ktoś je przeczytał. Dlaczego więc mama schowała go pod sam dach?

Kornelia usiadła na odwróconej starej skrzyni i postanowiła przejrzeć zeszyt, zerknąć, o czym marzyła mama. Niektóre wpisy były długie, szczegółowe, ale najczęściej składały się z kilku zdań.

Otworzyła kartkę na chybił trafił i zaczęła czytać.

*21.06.1988*
*Wczoraj przyjechał Robert. Jaki piękny z niego mężczyzna! Dziś spotkaliśmy się nad rzeką. Pływał, gdy przyszłam się wykąpać. Zobaczył mnie, wyszedł z wody. Wyższy ode mnie o dwie głowy. Czuję się przy nim taka mała…*

*23.06.1988*
*Powiedział, iż jestem piękna, i patrzył na mnie tak, aż zrobiło mi się gorąco. Myślę tylko o nim…*

Kornelia oderwała wzrok od zeszytu. Znała mamę jako mamę, a nie jako dziewczynę zakochaną w jakimś chłopaku, nie w ojcu. Zrobiło jej się nieswojo. Czy miała prawo to czytać? CzyKiedy po latach Kornelia znalazła w starych dokumentach zdjęcie swojego ojca i Roberta stojących razem nad rzeką, uśmiechnęła się przez łzy, bo w końcu zrozumiała, iż miłość – choćby ta utracona – nigdy nie ginie, ale zostawia ślad w sercu na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału