Zamknij się!” – warknął mąż, rzucając walizką o podłogę. – „Odchodzę od ciebie i od tego bagna, które nazywasz życiem

newskey24.com 6 dni temu

Zamknij się! warknął mężczyzna, rzucając walizkę na podłogę. Odchodzę od ciebie i od tego bagna, które nazywasz życiem.

Bagno? Krystyna powoli odwróciła się od kuchenki, gdzie smażyła ziemniaki na kolację.

To bagno żywiło twoją matkę przez dwadzieścia lat, gdy jeździła po lekarzach. Zapomniałeś?

Co ma do tego moja matka? Nie waż się jej w to mieszać!

A ma, Wiesiu, bo gdy ty zajmowałeś się wielkimi interesami w Warszawie, ja siedziałam z twoją sparaliżowaną matką. Zmieniałam jej pieluchy, gdy było trzeba.

Wiesław stał w drzwiach ich dwupokojowego mieszkania w bloku z wielkiej płyty, w nowym garniturze i z walizką u nóg. Takiego przystojnego Krystyna nie widziała od lat wysportowany, opalony, pachniał drogą wodą toaletową. Nie tak jak kiedyś, gdy wracał z fabryki, cały w smarach.

Pamiętała, jak się poznali. Potańcówka w klubie fabrycznym, on młody ślusarz, ona z księgowości. Kręcił ją w rytm Miliona czerwonych róż, szeptał do ucha głupoty. Potem skromny ślub, trzydziestu gości, sałatka jarzynowa i Jutrzenka. Teściowa wtedy płakała ze szczęścia, ściskała Krystynę: Dziękuję ci, córeczko, iż ujarzmiłaś mojego Wiesia.

Ujarzmiła. Dwadzieścia dwa lata razem. Wychowali córkę, Kingę. Teraz studiuje medycynę, utrzymuje się z stypendium i drobnych prac Krystyny. Wiesław od trzech lat nie dawał pieniędzy wszystko inwestował w biznes. Jaki biznes Krystyna nigdy nie zrozumiała. Raz chciał otworzyć warsztat samochodowy, potem zajmował się transportem. Wszystko przepadało.

Po prostu nie rozumiesz Wiesław nerwowo zapalił papierosa w przedpokoju. Sławek zaproponował mi przeprowadzkę do Warszawy. Ma tam sieć myjni, weźmie mnie na kierownika. Na początek wynajmie mieszkanie.

Sam pojedziesz? Krystyna wycierała ręce w fartuch. Dłonie jej drżały, ale głos trzymała twardo.

Nie sam. Wiesław odwrócił wzrok. Z Anetą. Ona ona mnie rozumie. Wierzy we mnie.

Aneta. Krystyna wiedziała o niej od trzech miesięcy. Widziała wiadomości w telefonie, gdy Wiesław był pod prysznicem. Kotku, zajączku, tęsknię. Dwadzieścia osiem lat kotkowi. Menedżerka w salonie samochodowym, gdzie Wiesław oglądał auto. Na kredyt, który Krystyna do dziś spłaca ze swojej nauczycielskiej pensji.

A co z Kingą? spytała Krystyna. Twoja córka. Za rok broni dyplomu.

Dorośnie, zrozumie. Nie mogę już tak żyć. Mam czterdzieści pięć lat, Krysiu. Jeszcze jestem młody, jeszcze mogę wszystko zmienić.

Krystyna podeszła do okna. Na podwórku sąsiadka Halinka wieszała pranie. Zauważyła Krystynę w oknie, pomachała. Halinka wiedziała wszystko. I o Anetę, i iż Wiesław od pół roku przychodził tylko spać. Żałowała po sąsiedzku, przynosiła pierogi: Trzymaj się, Krysiu.

Pamiętasz cicho powiedziała Krystyna gdy Kinga miała pięć lat i zachorowała? Zapalenie płuc, lekarze rozkładali ręce. Ty wtedy nie wychodziłeś z pracy, żeby zarobić na leki. A ja siedziałam przy jej łóżku dniami i nocami. Powiedziałeś wtedy: Jesteśmy rodziną, Krysiu. Wszystko pokonamy.

To było dawno.

Piętnaście lat temu. Albo gdy twoja matka dostała wylewu? Kto z nią jeździł po szpitalach? Kto nie spał w nocy, przewracał ją co dwie godziny, żeby nie miała odleżyn? Ja, Wiesiu. A ty szukałeś wymówek praca, interesy. Jakie interesy? Wtedy już goniłeś za swoim biznesem.

Wiesław zgasił papierosa o parapet. Krystyna skrzywiła się nowy parapet, w zeszłym miesiącu go wymienili. Oszczędzała na to miesiącami.

Ty zawsze wszystko pamiętasz rzucił rozdrażniony. Tylko złe rzeczy. A dobre? A to, jak zabrałem cię nad morze?

Dziesięć lat temu. Do Kołobrzegu. Na tydzień.

Dla ciebie zawsze mało!

Krystyna odwróciła się do niego. W oczach miała łzy, ale nie pozwoliła im płynąć. Nie doczeka.

Wiesz co, Wiesiu? Spadaj. Spadaj do swojej Anety. Tylko jedno ci powiem. Twoją matkę dopilnowałam do końca. Dwa lata leżała u nas, dwa lata karmiłam ją łyżeczką, myłam, podawałam leki. A gdzie ty byłeś? Na zarobkach? Jakich, Wiesiu? Ostatnich pięć lat choćby nie miałeś stałej pracy. Wciąż marzyłeś o bogactwie.

Próbowałem! Dla rodziny!

Dla rodziny? Krystyna uśmiechnęła się gorzko. Kinga na ostatnim roku dorabia jako pielęgniarka w nocne zmiany, żeby starczyło na książki. Bo tata został biznesmenem. Ja wzięłam dwie etatówki w szkole, jeszcze udzielam korepetycji. Dla kogo ty się starałeś?

Wiesław milczał, ściskając rączkę walizki.

I wiesz, co jest najśmieszniejsze? ciągnęła Krystyna. Twoja matka przed śmiercią powiedziała mi: Wybacz mu, córeczko. On jest słaby. Zawsze był słaby. Dziękuję, iż wytrzymałaś. Wtedy nie zrozumiałam. Teraz rozumiem.

Nie waż się! wybuchnął Wiesław. Nie mów, iż jestem słaby! Po prostu tu się duszę! W tym mieszkaniu, w tym mieście, z tobą! Ty mnie do grobu wpędzisz swoją idealnością!

Moją idealnością? Krystyna nagle się zaśmiała. Sucho, złośliwie. Ja przez ostatnie lata tylko milczałam. Milczałam, gdy wracałeś pijany. Milczałam, gdy znikały pieniądze z naszej skarbonki na twój kolejny projekt. Milczałam, gdy śmierdziało od ciebie obcymi perfumami. Myślałam przemyśli, opamięta się. Rodzina przecież.

Podeszła do szafy, wyjęła teczkę. Wiesław zesztywniał.

Co to?

Papiery na rozwód. Przygotowałam je miesiąc temu. Czekałam, aż sam się zdecydujesz. Albo ja. Ale ty pierwszy spakowałeś walizkę brawo. Podpisz.

Wiesław patrzył na dokumenty oszołomiony.

Ty ty wiedziałaś?

Nie jestem głupia, Wiesiu. Po prostu dawałam ci szansę. I sobie też może się myliłam. Nie myliłam

Idź do oryginalnego materiału