Miałam kochającego i troskliwego męża. Przeżyliśmy razem dwadzieścia pięknych lat, aż do momentu, gdy choroba nowotworowa zabrała mi mojego ukochanego Tomasza. Wspólnie wychowaliśmy syna, Pawła. Tomasz, jeszcze kilka lat przed swoją śmiercią, nalegał, byśmy kupili drugie mieszkanie.
Powiedział wtedy: „To mieszkanie jest dla ciebie, Aniu. Gdy przejdziesz na emeryturę, przydadzą się pieniądze z wynajmu. A jeżeli kiedyś będziesz w trudnej sytuacji, zawsze możesz je sprzedać. Nie wiem, czy zawsze będę mógł cię wspierać, a to mieszkanie da ci bezpieczeństwo. Paweł powinien sam zadbać o swoje życie i mieszkanie”.
Po śmierci męża zostałam z synem w naszym rodzinnym mieszkaniu. Było nam tam dobrze, bo miejsca dla nas dwojga było wystarczająco. Gdy Paweł ogłosił, iż planuje ślub, od razu powiedziałam mu, iż wspólne mieszkanie ze mną nie wchodzi w grę. Znam swój trudny charakter i nie chciałam, by nasze relacje zostały zniszczone przez codzienne konflikty. Poradziłam mu więc, by od razu szukał własnego lokum dla swojej nowej rodziny.
Z czasem Paweł zaczął delikatnie sugerować, iż drugie mieszkanie mogłoby być dla nich świetnym rozwiązaniem na początek. Przekonywał mnie, iż wynajmowanie mieszkań jest niewygodne i kosztowne, a dzięki temu prezentowi mogliby spokojnie rozpocząć życie we dwoje. Stopniowo zmiękłam. Myślałam o słowach męża, ale serce matki wzięło górę. Chciałam, by młodzi zaczęli wspólne życie w lepszych warunkach i by moja przyszła synowa dobrze traktowała Pawła. W końcu przepisałam mieszkanie na syna, by poczuł się jego pełnoprawnym właścicielem.
Na początku byłam zadowolona z tej decyzji. Cieszyłam się, widząc ich szczęście, i czekałam z niecierpliwością na wnuki. Jednak zaledwie kilka miesięcy później Paweł przyjechał do mnie nowym samochodem. Zaskoczona zapytałam:
– Skąd miałeś na to pieniądze? Wziąłeś kredyt?
– Nie, mamo. Sprzedaliśmy mieszkanie.
Byłam w szoku.
– Jak to sprzedaliście mieszkanie? A gdzie teraz będziecie mieszkać? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Mamo, jesteśmy młodzi, jeszcze zarobimy na nowe. Ale teraz chcieliśmy mieć samochód, a za resztę pieniędzy lecimy na wakacje za granicę. Monika zawsze marzyła o urlopie nad ciepłym morzem.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Całe mieszkanie, które miało być moim zabezpieczeniem na przyszłość, zostało sprzedane na chwilowe kaprysy. Tomasz miał rację, a ja, niestety, nie posłuchałam jego mądrych rad.
Samochód, który Paweł kupił, długo mu nie posłużył. Kilka miesięcy później miał wypadek. Na szczęście nic mu się nie stało, ale auto zostało skasowane. Monika z kolei nie wytrzymała choćby roku w tym małżeństwie – wniosła o rozwód i odeszła. Paweł został z niczym. Teraz prosi mnie, by mógł wrócić do naszego mieszkania i zamieszkać ze mną.
Wciąż jednak czuję ogromny żal. Wiem, iż to mój syn i iż powinnam mu pomóc, ale nie mogę zapomnieć, jak lekkomyślnie postąpił. Nie wiem, czy powinnam mu wybaczyć i wpuścić go z powrotem, czy trzymać się swoich zasad. Jak wy byście postąpili na moim miejscu?