Zagubiony chłopiec

newsempire24.com 4 dni temu

**Tomek**

Miał zwykłą rodzinę – mamę i tatę, którzy go kochali, tak jak on ich. W weekendy chodzili razem do kina czy na lodowisko, latem jeździli nad morze. Zbierali muszelki, tata uczył Tomka pływać… Aż firma, w której pracował, splajtowała. I ojciec zaczął pić. A po pijanemu wyzywał rząd, prezydenta, całą Polskę. Wszyscy byli winni, iż stracił pracę.

Kiedy zmęczona jego awanturami mama prosiła, żeby poszedł spać, rzucał się na nią. Ostatnio od razu zaczynał ją zaczepiać. Odprawiała Tomka do pokoju, ale i tak słyszał krzyki, brzęk tłuczonych talerzy. Co mógł zrobić?

Gdy ojciec w końcu zasypiał, chrapiąc i śmierdząc wódą, mama przychodziła do Tomka, często zasypiając z nim na wąskim łóżku. Chłopiec widział siniaki na jej rękach, choćby na twarzy. Rano ojciec przepraszał i przysięgał, iż już nigdy jej nie tknie…

Mama cicho wychodziła rano. Obudzony ojciec też szedł „szukać pracy”, jak mówił. Tomek zostawał sam – odrabiał lekcje, podgrzewał obiad i szedł do szkoły. Uczył się w trzeciej klasie, na popołudniową zmianę. Wieczorem wszystko zaczynało się od nowa.

— Co, znowu awantura? — spytała sąsiadka, pani Wanda, która mieszkała za ścianą.
— Tak — krótko kiwnął głową Tomek.
— Czemu matka dzwoni po policję?
— Muszę iść, spóźnię się — wymamrotał i uciekł.
— No to biegnij — westchnęła Wanda.

Gdy wrócił ze szkoły, mama gotowała obiad. Ojca nie było, na co Tomek był cicho wdzięczny. Zaczął opowiadać o szkole, a potem wyznał, iż lepiej bez taty, iż fajnie by było, gdyby już nie wrócił. Mama spojrzała na niego z wyrzutem.

— To trudny czas, synku. Znajdzie pracę i będzie jak dawniej.

Ale ojciec wrócił, hałasując w przedpokoju. Mama zesztywnieła, wyjrzała z kuchni.

— Idź do pokoju — szepnęła, popychając go lekko.

Tomek siedział i nasłuchiwał. Tym razem było ciszej… aż mama krzyknęła krótko, coś ciężkiego uderzyło o podłogę. Wysunął się z pokoju i zajrzał do kuchni. Ojciec stał rozkraczony, patrząc na leżącą mamę. Tomek nie wytrzymał, pisnął. Ojciec odwrócił głowę, miał oczy zalane krwią.

— Synku… — zaczął.

Chłopiec wypadł z mieszkania, zadzwonił do pani Wandy. Trząsł się jak osika. Sąsiadka nie zrozumiała jego bełkotu, ale wezwała policję i karetkę. Ojca zabrali, mamę odwieźli do szpitala. Tę noc Tomek spędził u Wandy.

Rano pojechali do szpitala. Mama leżała w pustej sali, oplątana rurkami. Nie obudziła się, choćby gdy ją wołał i ciągnął za rękę. Lekarz zabrał Wandę na korytarz, a Tomek został sam.

— Obudź się, mamo — powtarzał, nudząc się, aż w końcu poszedł szukać sąsiadki. Drzwi były uchylone. Usłyszał, jak lekarz mówił: *„Jest w śpiączce, mało szans, ale trzeba wierzyć…”* Przestraszył się i uciekł.

Wanda znalazła go na ławce w parku szpitalnym. Płakał całą drogę, a ona traciła cierpliwość. W domu spytała, czy mają jakąś rodzinę.

— Babcia na wsi — odparł.
— Daleko?
— Półtorej godziny autobusem, potem trzy kilometry piechotą.
— Pamiętasz drogę?
— A co, mały jestem? — oburzył się.
— Jutro cię zawiozę — obiecała Wanda.

Ale rano zadzwoniła córka jej koleżanki – matka umierała. Wanda spanikowała.

— Odprowadzę cię na przystanek, wsiądziesz do autobusu. Wybacz, nie mogę jechać. Jesteś dużym chłopcem.

Kierowca obiecał go pilnować. Tomek zasnął od warkotu silnika i emocji. Obudziła go dopiero sąsiadka z siedzenia:

— Chłopcze, wstawaj, twoja stacja.

Wysiadł kierowca:

— Idź z innymi, nie odłączaj się. Nie mogę cię odprowadzić.

Tomek skinął głową. Ludzie gwałtownie się rozeszli, został sam na drodze prowadzącej ze wsi. Było strasznie, ale świeciło słońce, pod nogami szeleściły liście. Zaczął nucić dla odwagi: *„Biały miś, biały miś, zawsze wesoły jest…”* Śpiewał to z mamą.

Za chwilę minie jedną wieś, potem drugą, większą, ze sklepem, a dalej będzie babcia. Gdy pierwsza wieś zniknęła za nim, ktoś zagwizdał. Dwaj chłopaki siedzieli na zwalonym drzewie.

— Skąd jesteś? Do kogo jedziesz? — spytał wyższy. — Nie kojarzę cię.
— Do babci — odparł Tomek.
— A szkoła?
— Jestem zwolniony — skłamał.
— Masz papierosy? — zapytał drugi cienkim głosem.
— Mama mówi, iż jak się pali, to się nie rośnie — odparł Tomek.

Wybuchli śmiechem.

— O, jaki mądrala! „Mama mówi”… A co jeszcze mama mówi? — Starszy zerwał mu plecak.

— Oddaj! — Tomek rzucił się na nich, ale tamten go odepchnął i zaczął grzebać w torbie. Na trawę poleciały ubrania, książka, kanapki.

— Jak moja stara przyprowadzała faceta, to mnie wyrzucała na dwór. Ciebie też babcia ma dość? — Wykręcili brudne żarty, rechocząc.

Tomek nie wytrzymał. Mama w szpitalu, a oni… Skoczył na nich, ale dostał w pierś i potknął się o podłożoną nogę. Upadł na plecy, uderzając się o pień.

— Pewnie mama dała ci kasę, co? — warknął wyższy.

Nikogo nie było w pobliżu. Tomek próbował wstać, ale tamten przygniótł go, a drugi przeszukał kieszenie.

— Stówa! Bogacz! — Machał banknotem, który dała mu Wanda.

Tomek wyrwał się, rzucił na nich, ale był za słaby. Złapał starszego za rękaw, ten szarpnął – i chłopiec uderzył głową o drzewo…

— Chłopczyku, wstawaj — jakaś staruszka pochylała się nad nim. — Co ci te bestie zrobiły? Jak się nazywasz? Skąd jesteś?

Tomek wstał, ale nic nie pamiętał. Nie miał plecaka,Staruszka zabrała go do swojego domu, a gdy po kilku dniach odzyskał pamięć, okazało się, iż mama wyszła ze śpiączki i właśnie go szuka – teraz już wiedział, iż nigdy więcej nie będzie sam.

Idź do oryginalnego materiału