Zagadka ukryta pod kanapą

newsempire24.com 2 dni temu

Jadwiga siedziała w kuchni, patrząc przez okno, gdzie jesienny wiatr wirował liśćmi. Jej myśli przerwała Kasia, która wpadła z radosnym okrzykiem: „Mamo, ciesz się! Wychodzę za mąż! Z Wojtkiem złożyliśmy papiery, ślub za miesiąc!” Jadwiga zamarła, nie wierząc własnym uszom. „Córeczko, mówisz poważnie? – wyszeptała. – Dlaczego tak nagle? Nic mi nie mówiłaś!”

Kasia, promieniejąc szczęściem, opowiedziała, jak Wojtek, jej chłopak, niespodziewanie zawlókł ją do urzędu stanu cywilnego. „Szliśmy obok, nagle złapał mnie za rękę i powiedział: „Masz dowód? Chodź!” choćby się nie sprzeczałam”, – śmiała się. Jadwiga, wciąż oszołomiona, mruknęła: „Jutro Wojtek przyjedzie się oświadczyć. Ze swoją mamą.” Patrzyła na córkę, próbując zrozumieć, jak gwałtownie dorosła. „Trzeba się przygotować”, – pomyślała, czując, jak serce ściska się z mieszaniny euforii i niepokoju.

Następnego ranka Jadwiga wstała o świcie. Trzeba było nakryć do stołu, doprowadzić się do porządku – goście przecież nie codziennie przychodzą. Wsadziwszy do pieca jabłecznik, zamyśliła się. Wojtek jej się podobał: poważny, pięć lat starszy od Kasi, od roku prowadził warsztat samochodowy. Bez ojca, wychowany przez matkę, był pracowity i wydawał się solidny. ale myśli Jadwigi odpłynęły w przeszłość, gdzie jej własne życie potoczyło się zupełnie inaczej, niż marzyła.

Dwadzieścia lat temu Jadwiga była młodą dziewczyną, zakochaną w Tomaszu. Poznali się na potańcówce w miejskim klubie. Był trochę starszy, pewny siebie, z iskrą w oku. Spacerowali do północy, pływali łódką po Wiśle, wdychali zapach świeżo skoszonej trawy. Jadwiga czuła się najszczęśliwsza na świecie. Wszystko się zmieniło, gdy zrozumiała, iż spodziewa się dziecka. Matka krzyczała na nią, ale wsparła. Tomasz, dowiedziawszy się, zgodził się na ślub. „Będziemy rodziną”, – mówił, a Jadwiga wierzyła.

Gdy przygotowywała się do porodu, Tomasz wyjechał do pracy. Pieniądze były potrzebne, zwłaszcza z dzieckiem na drodze. Przyjeżdżał, przywoził sumy, które wydawały się jej ogromne, i znów odjeżdżał. Teściowa, dobra kobieta, pokochała synową od pierwszego dnia. Gdy przyszło czas zabrać Jadwigę z Kasią ze szpitala, Tomasz się nie pojawił. Matka i teściowa przyszły z kwiatami, ale ich wymijające spojrzenia zaniepokoiły Jadwigę. Myślała, iż się spóźnia, ale serce już przeczuwało nieszczęście.

Pogrążona w opiece nad córką, Jadwiga mieszkała u teściowej – tak nalegał Tomasz. Pewnego dnia, sprzątając w pokoju, znalazła list zagubiony pod kanapą. Pismo męża. „Mamo, nie wiem, jak powiedzieć Jadzi, ale wpadłem w tarapaty. Poznałem dziewczynę na urodzinach kolegi. Spodziewa się dziecka, ma siedemnaście lat. Jej brat i ojciec dali ultimatum: żenię się albo… Wybrałem ślub. Nie chcę kłopotów. Jadzi powiedz sama. Potrzebny rozwód. Kasi i jej będę pomagał, nie wyrzekam się córki.” Jadwiga zdławił ból, łzy spływały po policzkach.

Jak przetrwała zdradę? Dzięki matce i teściowej. Wróciła do rodziców, mimo próśb teściowej, by została. „Nie dam rady, jeżeli przyjedzie z nową rodziną”, – wyjaśniła. ale teściowa się nie odsunęła. Przychodziła codziennie, przynosiła smakołyki dla Kasi, jakby odkupując winę syna. „Jesteś mi jak córka”, – mówiła. – „A Kasia to moja radość.” Jadwiga nie chowała urazy, widząc, jak teściowa kocha wnuczkę.

Ale zdrowie teściowej podupadało. Pewnego dnia, nie doczekawszy się jej przez trzy dni, Jadwiga przybiegła do niej. Ta, trzymając ją za rękę, wyznała: „Choruję od półtora roku. Wybacz mi za Tomasza. Zhańbił mnie. Proszę, nie wzywaj go, choćby gdy mnie zabraknie. Mieszkanie i oszczędności zostawiam Kasi.” Jadwiga dotrzymała obietnicy. Teściową pochowano bez Tomasza.

Po trzech latach odeszła też matka Jadwigi. Została sama z Kasią, która miała już trzynaście lat. Dziewczynka rosła mądra, grzeczna, uczyła się świetnie, i to było jedyną pociechą. Czas mijał, aż pewnego dnia pod blokiem Jadwiga spotkała Tomasza. Zmienił się: wynędzniały, z zmęczonym wzrokiem, śladu dawnej pewności siebie nie zostało. „Jadzia, cześć”, – powiedział, próbując się uśmiechnąć. Zatrzymała się, starając się nie okazać wzruszenia.

– Jak Kasia? Przywiozłem pieniądze, wiem, iż zalegam. Życie mi nie oszczędza, – zaczął, grzebiąc w kieszeni.

– U nas wszystko w porządku, – zimno odparła Jadwiga. – Twoja matka prosiła, żeby cię nie wzywać, choćby gdy chorowała. Nie chciała cię widzieć.

Tomasz coś mruknął o chęci zobaczenia córki, ale Jadwiga już weszła do klatki. Później sąsiedzi opowiedzieli: jego małżeństwo się rozpadło, dziecko okazało się nie jego, ale żony i jej kolegi z klasy. Odeszła do niego, a Tomasz już się nie ożenił.

Jadwiga ocknęła się z zamyślenia. Jabłecznik już wypełnił kuchnię aromatem. Nakrywała do stołu, spoglądając w okno. „Jak gwałtownie mija czas, – myślała. – Kasia już panna młoda. Wczoraj jeszcze zaplatałam jej warkocze, a dziś wychodzi za mąż.” W oknie zobaczyła, jak Wojtek pomaga Kasi wysiąść z samochodu, a potem podaje rękę swojej matce. „Jaki troskliwy”, – uśmiechnęła się Jadwiga.

– Mamo, poznaj mamę Wojtka, Halinę Stanisławową, – przedstawiła Kasia.

– Proszę, Halina, – uśmiechnęła się kobieta, wyciągając dłoń. – Bardzo mi miło.

Młodzi poszli do pokoju, a Jadwiga z Haliną zagadały jak stare przyjaciółki. Śmiały się, dzieliły opowieściami, i obie czuły: ich dzieci będą szczęśliwe. Pobłogosławiły Kasię i Wojtka, wiedząc, iż zrobią wszystko, by ich życie było pełne miłości.

Idź do oryginalnego materiału