Zaaranżowała ojcu beztroską starość

newskey24.com 3 tygodni temu

– Halo, Aniu? Aniu, jedź szybko, tu się coś dzieje – głos taty w słuchawce, przerażony, błagający, sprawił, iż musiałam się zamrugać i zapytać, co tak naprawdę się stało.

– Sąsiedzi znowu wykrzyknęli, iż coś mi zrobią, a ja chciałam im dać awatarę, a oni – w tle słychać było stłuczenia i krzyki. Wchodzą do drzwi, Aniu! Zabią mnie, ja

– Jak już zabiją, to dzwoń. Co, masz się uczyć wszystkiego? Postaw krzesło pod drzwi, może nie wyciągną cię na podłogę.

– Ty

– Co ty taki wiesz, ty wychowany, tatusiu, co się wychował? Ale jak cię nie zadowalam, możesz wyjechać do ukochanego synka i tam zarabiać, żeby cię utrzymywał i spełniał twoje kaprysy odezwała się ironicznie Ania.

Zanim zdążyła dokończyć, rozłożyła słuchawkę. A już wiedziałam, co jeszcze wymyśli.

Ania dorastała w rodzinie, którą jakby wszyscy uznawali za typowo szczęśliwą, choć niebezpieczną pod pewnym względem. Matka zmarła, gdy Ania była malutka, więc wszystkie obowiązki przejął ojciec.

Rodzina wyglądała na zwyczajną. Jedynym kościotrupem w szafie były babcia Anii i matka jej ojca, Stanisława Kowalska.

Stanisława, na cześć której Anię nazwano, była postacią naprawdę osobliwą. Z perspektywy Ani była starą, samolubną no dobra, nie mówimy tak otwarcie, więc osobliwą.

Osobliwość polegała na tym, iż po osiągnięciu wieku emerytalnego, choć nie miała żadnej diagnozy, zachowywała się jakby była w końcowej fazie demencji. Nie wstawała z łóżka, załatwiała się przy sobie, a przy najgorszym niepowodzeniu rozmazywała to po najbliższej ścianie i obrażała się, kiedy rodzina zakładała płytki, żeby łatwiej było sprzątać, a pod prześcieradkiem wkładano jej płócienną podkładkę.

Jedzenie uwielbiała mięso, ryby i oczywiście słodycze. Nie te wasze buraczki i pokrzywy, które kupowały w czasach jej dzieciństwa, a prawdziwą szwajcarską czekoladę, która kosztowała fortunę.

A portfele ojca Anii były pełne nie marzyło mu się, iż to zbyt mało, bo był solidnym tokarzem i nigdy nie zostawał bez zarobku, choćby w najgorszych latach.

Jednak cała kasa płynęła na ukochaną babcię, by zaspokoić wszystkie jej zachcianki.

Mieszkali w kamienicy na warszawskim Pradze, czteropokojowym mieszkaniu: babcia w jednym pokoju, ojciec z Anią w drugim, a w pozostałych mieszkali ukraińscy goście pracujący tymczasowo oraz druga typowa polska rodzina.

Dodatkowe problemy przynosiły nie pierwsze, a własne, polskie sąsiedzi, którzy do przyzwyczajenia wchodzili w pijawę i hałas. Po kilku kieliszkach wędrowali do sąsiada albo spierali się, albo rozmawiali.

Do babci nie podchodzono, bo kiedyś padła ofiarą celowego ataku, długo się czyściła, więc przysięgała, iż już nie przekroczy progu tego pokoju.

Z drugiej strony mała Ania często była nękana. Nie miała własnych dzieci (na szczęście), więc po pijanemu ojcu po prostu chciało się przytulić do obcego malucha.

Kiedy Ania dorosła, odmawiając cioci Nadziei, mogła dostać klapsa albo przycisk. Ojciec, któremu Ania narzekała, tylko wzruszał ramionami. Nie wchodź korytarzem, żeby nie wpaść w tarapaty, postaw krzesło pod drzwi i śpij spokojnie, albo oglądaj telewizję, aż wrócę z roboty.

Zrobiła tak, a kiedy zrobiła interes w starym doniczce od kwiatka, ten kochający tata przewrócił się na jej głowę.

To nie było jeszcze najgorsze. Babcia nie zbliżała się, sąsiedzi nie pili codziennie, a w domu zawsze było jedzenie.

Ania była wkurzona, iż tata kupuje babci najdroższe przysmaki, a ona, jego córka, musi się męczyć w spodniach od innych i jeść tanie makaroniki z kiepskimi parówkami.

Jednak wszyscy w okolicy żyli podobnie, więc nie było jej wielkich pretensji. Przynajmniej w dzieciństwie.

Kiedy Aniu skończyło trzynaście lat, tata postanowił zadbać o własne życie i wprowadził do domu Martę, która od razu zaczęła wprowadzać swoje reguły.

Marta upierała się, iż w pokoju mają mieszkać tylko ona i jej mąż, Olek. No bo przecież nie da się prowadzić życia przy śpiącym w sąsiednim łóżku dziecku!

Poza tym, nie było adekwatne, iż Ania dzieli pokój z ojcem. Dorosły mężczyzna i nastoletnia dziewczyna już nie są małe, trzeba je rozdzielić.

Została przeniesiona do pokoju babci. Babcia przyjęła ją z radością, ale nie spodziewała się, iż Ania, przyzwyczajona do szkolnych bójek, przy pierwszej próbie pokropić ją jakimś płynem spotka się z groźbą:

– Spróbuj, a podram cię poduszką, a mnie nie obchodzi wiek!

Babcia nie zdążyła się obudzić, więc Ania przestraszyła się tak, iż choćby nie zmarzła w twarz ojcu.

Tata dalej dostawał od kochającej matki słodkości, a Marta nic nie protestowała. Bo Olek miał podwyżki, a ona mogła kupić sobie kosmetyki i wyjść na kawę z przyjaciółkami.

– Masz dziesiątą klasę? Dostałaś się, koniec. Będziesz u matki, będziesz pracować.

Ania chciała się uczyć, zdobywać zawód, ale tata upierał się, iż jeżeli coś jej nie pasuje, to niech odchodzi.

Wyjechała na studia, a żeby się dostać, podrobiła podpis ojca na papierach.

Uczyła się tak pilnie, żeby nikt nie musiał przywoływać rodziców do szkoły i kłamstwo nie wyjdzie na jaw.

Mówiła wszystkim, iż tata pracuje po nocach, żeby leczyć chorą babcię. Myła podłogi w centrum handlowym, żeby dorzucić coś do stypendium.

Z pierwszej wypłaty kupiła ten szwajcarski czekoladowy baton, którego nigdy wcześniej nie mogła sobie pozwolić

Po studiach zaczęła pracować w księgowości i analizie przypadkowo odkryła swoje powołanie i w ciągu dwudziestu lat zbudowała dobrą reputację i przyzwoity kapitał.

Założyła rodzinę, miała syna i córkę. Zrobiła wszystko, co starsze pokolenie uznałoby za sukces.

O tacie nie myślała. Po półtora roku odebrała go z domu seniora zmęczonego, zgarbionego, wydawało się, iż jest już na dnie.

Okazało się, iż w międzyczasie pochował babcię, rozwiódł się z Martą, stracił mieszkanie, które przez pomyłkę przelał na nazwisko syna z drugiego małżeństwa.

I oczywiście, jak to w rodzinach się zdarza, syn twierdził, iż nie chce takiego ojca i przychodził po pomoc i pieniądze.

Ania pomogła, ale nie na tyle, żeby odbierać ojcu coś więcej niż to, co mu się należało.

Znalazła mu tanie mieszkanie. Podczas oglądania szczerze powiedziała, iż mieszkanie odziedziczyli po matce, brat czasem nie ma pełni świadomości, nie chce sprzedać swojej części, więc wystawiła je tanie, żeby wystarczyło na wkład.

– Pasuje, biorę radośnie powiedziała.

– Czy jesteś pewna? Kobieta z klasą, jak sobie poradzisz

– To nie dla mnie odparła sprzedawczyni. Tydzień później przeniosła ojca i jego skromne rzeczy do tego cudownego lokum i powiedziała:

– Zasiedl się, to teraz twój dom.

Czuła w sobie mroczną, zemstną satysfakcję, słuchając ojcowych narzekań i patrząc, jak wścieka się, iż ona traktuje go inaczej niż babcię.

Z mamą rozmawiała codziennie nie tak jak z przerażającą babcią z dzieciństwa, ale w miarę normalnie, kupowała jej drogie prezenty i choćby wyjechała z mężem na tydzień za granicę, żeby się odsapnąć.

– Przecież wychowałem cię, Aniu. Wychowałem, jak mogłem.

– A ja cię teraz utrzymuję, tato. Tak, jak potrafię. I dokładnie tak, jak ty mnie utrzymywałeś odparła. Oto twoje szare makaroniki, którymi mnie karmiłeś, gdy twoja matka jadła szynkę prosto z zamrażarki.

– A to te parówki w promocji, dwie paczki, bo była okazja, i pomyślałam o tobie, widzisz, jaka jestem troskliwa?

– Ty masz jeszcze emeryturę, możesz sobie na to pozwolić, a ja się z tym nie liczę.

– Jesteś niewdzięczna westchnął tata, patrząc na paczki parówek.

Nie wyrzucał ich w jej twarz, bo wiedział, iż jak zacznie się zachowywać jak w dzieciństwie, to nie zostanie mu ani grosza, ani tego kąta, który ona mu w ramach miłości i zemsty dała.

– Jestem wdzięczna, tato. Oddaję ci podwójnie, dziękuję za wszystko odpowiedziała Ania.

Znajomi mówią, iż Ania jest za dobroć wobec tego zdrajcyojca, iż powinna go po prostu zostawić i niech sobie leci po ulicy. Ale Ania nie chciała go zabić, a i tak nie oddała go do domu dziecka. Przynajmniej nie zostawiła go zupełnie samemu.

Miłość i troska to rzadki zasób, nie każdy go ma nauczyła się tego już od małego. Teraz wie, jak to wykorzystać.

Idź do oryginalnego materiału