Z życia wzięte. "Moja teściowa wtrąca się w wychowanie moich dzieci": Mam dość jej kontroli

zycie.news 3 godzin temu

Kiedy wychodziłam za Marka, wiedziałam, iż jego mama, Halina, jest osobą wymagającą. Była kobietą, która zawsze miała swoje zdanie na każdy temat i nie bała się go wyrażać. Na początku starałam się to zrozumieć – w końcu była jego matką, a on był jej jedynym synem. Ale z czasem jej obecność w naszym życiu zaczęła przytłaczać mnie coraz bardziej.

Wszystko zaczęło się od drobiazgów. „Dlaczego dajesz małemu te gryzaczki? Przecież to samo sztuczne chemiczne świństwo” – powiedziała, kiedy zobaczyła, iż kupiłam dla synka popularne przekąski. „Jak możesz pozwalać dziecku bawić się na podłodze bez dywanu? Przecież się przeziębi!” – skomentowała, kiedy zobaczyła nasz nowy minimalistyczny salon.

Z każdym kolejnym tygodniem jej uwagi stawały się coraz bardziej bezpośrednie i coraz trudniejsze do zignorowania. „Marek w twoim wieku już potrafił czytać” – rzuciła, kiedy próbowałam wytłumaczyć, iż każde dziecko rozwija się we własnym tempie. „Kiedy ja wychowywałam Marka, wszystko było inaczej. Teraz młode matki myślą, iż wiedzą wszystko lepiej” – dodała z wyraźną pogardą w głosie.

Najgorsze były wizyty w jej domu. Każde spotkanie zamieniało się w niekończącą się lekcję na temat tego, jak powinnam wychowywać dzieci. „Dziecko potrzebuje dyscypliny, nie możesz pozwalać mu rządzić!” – mówiła, gdy moja córka nie chciała zjeść zupy. Albo odwrotnie: „Nie bądź taka surowa, pozwól dzieciom być dziećmi!” – kiedy prosiłam, żeby mój syn przestał biegać po domu z butami na nogach.

„Marek, może ty coś powiesz swojej mamie?” – prosiłam męża po kolejnych spięciach z teściową. Ale on tylko wzruszał ramionami. „To tylko moja mama, taka już jest. Nie przejmuj się tym.”

Nie przejmuj się? Jak miałam się nie przejmować, skoro jej komentarze raniły mnie coraz bardziej? Każde słowo, każdy gest Haliny wydawały się podszyte krytyką i brakiem zaufania do moich umiejętności jako matki. Czułam, iż próbuje mnie kontrolować, narzucać swoje zdanie na każdy temat.

Kulminacja nastąpiła pewnego wieczoru, kiedy Halina niespodziewanie przyszła do nas bez zapowiedzi. Zastała mnie w kuchni, gdy przygotowywałam kolację, a dzieci bawiły się w salonie. „Dlaczego one jeszcze nie śpią?” – zapytała surowo, spoglądając na zegar.

„Mają weekend, mogą posiedzieć trochę dłużej” – odpowiedziałam spokojnie, starając się zachować uprzejmość.

„W twoim wieku Marek miał jasno wyznaczoną godzinę snu. Może dlatego wyrósł na tak porządnego człowieka” – skomentowała z chłodnym uśmiechem.

To był moment, w którym nie wytrzymałam. „Halino, doceniam twoje rady, ale to ja jestem matką moich dzieci. To ja decyduję, jak je wychowywać” – powiedziałam stanowczo, patrząc jej prosto w oczy.

Jej twarz stężała. „Czyżby? Bo patrząc na to, jak się zachowują, zaczynam mieć wątpliwości” – odparła, a jej słowa były jak nóż wbity w moje serce.

Po jej wyjściu usiadłam w kuchni i rozpłakałam się. Czułam, iż tracę kontrolę nad swoim życiem, nad rodziną. Zaczęłam zastanawiać się, czy naprawdę robię coś źle, czy może to ona po prostu nie potrafi zaakceptować, iż jej czas jako matki minął.

Dziś wiem, iż muszę postawić granice, jeżeli chcę uratować swoje małżeństwo i własne zdrowie psychiczne. Rozmowy z Markiem są trudne, bo on wciąż nie widzi problemu. Ale zrozumiałam, iż czasem bycie dobrą matką oznacza również bronienie swojej roli przed innymi – choćby jeżeli tym „innym” jest teściowa.

Każdy ma prawo do swojej opinii, ale nikt nie ma prawa kontrolować cudzego życia. A ja, jako matka, muszę walczyć o swoją przestrzeń, o swoje dzieci i o swoje prawo do wychowywania ich tak, jak uważam za słuszne. choćby jeżeli oznacza to konflikt z teściową, która nie chce zrozumieć, iż jej czas już minął.

Idź do oryginalnego materiału