Z Markiem byliśmy małżeństwem tylko kilka lat. On w domu robił dosłownie wszystko: robił zakupy, sprzątał, prał, gotował obiady. Aż pewnego dnia po prostu spakował walizki i wrócił do swoich rodziców. Ja siedziałam wtedy w kuchni w zupełnym milczeniu, patrząc, jak się pakuje. To był moment, w którym otworzył mi oczy na nasze życie. Od tamtej chwili wstydzę się spojrzeć ludziom w oczy, a najbardziej teściom

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Po jednej z naszych kłótni Marek stwierdził, iż ma dość. Wyjaśnił mi, iż jest zmęczony obowiązkami domowymi i iż nie potrafi żyć w takim bałaganie. Nie chciał już dłużej pracować zawodowo i jednocześnie zajmować się całym domem. Było mu ciężko i miał dość takiego rytmu życia.

Nigdy bym nie pomyślała, iż właśnie taki problem może stać się prawdziwą przyczyną rozpadu małżeństwa dwojga dorosłych, kochających się ludzi. Zdrady, brak zaufania, interesy materialne – to wydaje się bardziej „logiczne” powody. A ja… co mam teraz powiedzieć rodzicom? Oni i tak mi nie uwierzą, będą szukać innego wytłumaczenia. Sama jeszcze kilka miesięcy temu nie uwierzyłabym, iż to możliwe. Moi rodzice lubią Marka, szczególnie tata, który traktował go jak przyjaciela. Ciekawe, jak on to wyjaśnił swoim rodzicom?

Muszę szczerze przyznać: nigdy nie byłam dobrą gospodynią. Sprzątanie, gotowanie czy układanie domu nigdy mnie specjalnie nie interesowało, to nie było dla mnie priorytetem. Najważniejsza była zawsze praca – kocham to, co robię, i oddaję temu całe serce i czas. choćby będąc w domu, myślę o obowiązkach zawodowych, planuję, zapisuję, organizuję dzień. Dla mnie liczy się, by dobrze wyglądać, dobrze zarabiać i rozwijać się w swojej dziedzinie. Chciałam to pokazać mężowi, iż praca jest dla mnie najważniejsza. Teraz zastanawiam się, czy nie przesadziłam… Czy nie trzeba było znaleźć złotego środka – trochę dla pracy, trochę dla domu i dla niego?

Prawdę mówiąc, bałagan czy brudne naczynia w zlewie nigdy nie były dla mnie problemem. Uważałam, iż ważniejszy jest odpoczynek i zdrowy sen, żebym miała siłę na kolejny dzień. Dla Marka natomiast każdy drobiazg nie na swoim miejscu był powodem frustracji.

On naprawdę robił wszystko sam – zakupy, sprzątanie, pranie, gotowanie. Lubił, gdy mieszkanie było czyste i przytulne, a w weekendy potrafił przygotować kolację przy świecach. Nigdy się nie skarżył, zawsze sam z siebie podejmował się tych zadań. Nie prosiłam go o to, więc choćby nie przyszło mi do głowy, iż tak bardzo go to męczy. Owszem, zdarzało mu się robić uwagi o bałaganie, ale czy to powód do rozwodu? Czasem bywał przygaszony, milczący, bez humoru. Teraz rozumiem, iż pewnie szukał sposobu, żeby w końcu wyrzucić z siebie to, co go bolało.

A ja… może rzeczywiście zbyt często myślałam tylko o sobie i nie zauważałam jego potrzeb? Może powinnam była wysłuchać go uważniej i spróbować go zrozumieć? Dziś zostałam sama. W mieszkaniu cisza, a w sercu pustka. Tęsknię za nim. Chcę wrócić do tego, co mieliśmy. Chcę znowu czuć się częścią rodziny, mieć dom pełen ciepła i spokoju.

Idź do oryginalnego materiału