Cicho wyszłam do przedpokoju i przypadkiem zobaczyłam, jak mój mąż Marek wkłada swojej matce banknot do kieszeni płaszcza. W tym czasie teściowa siedziała przy naszym kuchennym stole, miło gawędząc z gośćmi. Ta scena zaskoczyła mnie i zamarłam, nie wiedząc, co myśleć. Dlaczego Marek robi to po kryjomu? I dlaczego czuję się, jakbym została oszukana we własnym domu?
Z Markiem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat. Nasze związki nie są idealne, ale się kochamy i staramy się budować wspólne życie. Pracuję jako księgowa w małej firmie, Marek jest kierowcą w firmie logistycznej. Starcza nam na życie, ale nie żyjemy w luksusach: płacimy za mieszkanie, oszczędzamy na remont samochodu, czasem pozwalamy sobie na skromny wypoczynek. Teściowa, Elżbieta Nowak, mieszka w sąsiedniej dzielnicy. Często nas odwiedza, przynosi domowe ciasta, opowiada nowinki. Zawsze starałam się być dla niej uprzejma, chociaż czasem jej uwagi o moim gotowaniu czy gospodarowaniu irytowały.
Tamten wieczór był zwyczajny. Zaprosiliśmy znajomych na kolację, przyszła też Elżbieta. Krzątałam się w kuchni, przygotowując sałatki i danie główne, Marek pomagał nakrywać do stołu. Teściowa, jak zwykle, skupiała na sobie uwagę: żartowała, wspominała młodość, częstowała wszystkich swoim konfiturą. Goście się śmiali, atmosfera była przyjemna. Ale musiałam wziąć dodatkowy talerz z szafki w przedpokoju i wtedy zobaczyłam, jak Marek, rozejrzawszy się, gwałtownie wsuwa banknot do kieszeni płaszcza mamy, wiszącego na wieszaku.
Zamarłam. Serce zaczęło bić szybciej, w głowie kłębiły się pytania. Po co to robi? Dlaczego po cichu? Nigdy nie ukrywaliśmy przed sobą, iż pomagamy rodzicom. Sama daję czasem pieniądze swojej mamie, a Marek o tym wie. Ale on nigdy nie wspomniał, iż pomaga Elżbiecie, i to tak, żebym ja nie widziała. Wróciłam do kuchni, udając, iż wszystko jest w porządku, ale w środku wrzałam. Teściowa ciągle się uśmiechała, opowiadając kolejną historię, a ja patrzyłam na nią i myślałam: czy wie, iż syn właśnie jej podłożył pieniądze?
Po kolacji, gdy goście się rozeszli, a Elżbieta poszła do domu, nie wytrzymałam. „Marek, widziałam, jak wkładałeś mamie pieniądze do kieszeni. Dlaczego mi nie powiedziałeś?” – zapytałam. Najpierw się zmieszał, potem zmarszczył brwi: „Kasia, co za przesłuchanie? Po prostu pomogłem mamie, potrzebowała na leki”. Zdziwiłam się: „Na leki? Mogłeś mi powiedzieć, razem byśmy zdecydowali”. Machnął ręką: „Nie chciałem cię obciążać. To moje pieniądze, sam się tym zajmę”.
Jego słowa mnie zabolały. Swoje pieniądze? Przecież mamy wspólny budżet. Zawsze omawialiśmy większe wydatki, dzieliliśmy się planami. A teraz okazuje się, iż po kryjomu pomaga matce, jakbym była przeciwna. Przypomniałam sobie, jak Elżbieta niedawno chwaliła się nową torebką, a wcześniej – wyjazdem do przyjaciółki do innego miasta. Czy Marek daje jej pieniądze nie tylko na leki? I dlaczego ona je bierze, nie mówiąc mi ani słowa, skoro siedzi przy naszym stole i je nasze jedzenie?
Postanowiłam porozmawiać z Markiem jeszcze raz, gdy się uspokoi. Następnego dnia przy kolacji zaczęłam ostrożnie: „Marek, nie mam nic przeciwko pomaganiu mamie. Ale omawiajmy to. Mamy wspólne finanse i chcę wiedzieć, na co idą pieniądze”. Westchnął: „Kasia, mama wstydzi się prosić. Emerytura jej nie starcza, a nie chcę, żeby czuła się niezręcznie”. Pokiwałam głową, ale spytałam: „Dlaczego się ukrywasz? Nie jestem twoim wrogiem”. Przez chwilę milczał, po czym przyznał, iż bał się mojego niezadowolenia. „Czasem narzekasz, gdy wydaję pieniądze” – powiedział.
Zastanowiłam się. Może ma rację? Rzeczywiście potrafię ponarzekać, gdy kupi kolejną wędkę, choć stara jeszcze jest dobra. Ale pomoc matce to co innego. Zrozumiałabym, gdyby mnie uprzedził. Jego tajemnica sprawiła, iż poczułam się obco. I nie mogłam pozbyć się myśli, iż Elżbieta wie o tych pieniądzach i milczy, ciągle się do mnie uśmiechając.
Postanowiłam porozmawiać z teściową. Zaprosiłam ją na herbatę. Gdy przyszła, zebrałam się na odwagę: „Elżbieto, wiem, iż Marek daje pani pieniądze. Nie mam nic przeciwko, ale nie podoba mi się, iż to się dzieje za moimi plecami”. Zdziwiła się, ale gwałtownie znalazła odpowiedź: „Kasiu, ja nie prosiłam, on sam daje. To nie moja wina”. Jej ton był tak niewinny, iż zaczęłam wątpić: a może rzeczywiście przesadzam?
Ale ta sytuacja mnie niepokoi. Kocham Marka, szanuję jego matkę, ale chcę, żeby w naszej rodzinie nie było sekretów. Umówiliśmy się, iż od dzisiaj będziemy omawiać wszystkie wydatki, w tym pomoc rodzicom. Obiecał być szczery, a ja – nie marudzić o drobiazgi. Ale w sercu został niedosyt. Patrzę na Elżbietę, gdy do nas przychodzi, i myślę: czy jest wobec mnie szczera? I czy przez cały czas mogę ufać Markowi jak dawniej?
Ta historia nauczyła mnie, iż choćby w kochającej rodzinie mogą być niedomówienia. Chcę, żeby nasz dom był miejscem, gdzie wszyscy są wobec siebie uczciwi. Może z czasem znajdziemy równowagę, przestanę podejrzewać teściową o przebiegłość, a Marek nie będzie się bał moich reakcji. Na razie uczę się mówić o swoich uczuciach i wierzę, iż przez to staniemy się jeszcze bliżsi, mimo tych wszystkich złotówek w kieszeni płaszcza.