Wyszła za brata zmarłego męża – historia, która porusza serce

przytulnosc.pl 3 dni temu

– Aniu, ratuj! – usłyszałam, gdy tylko otworzyłam drzwi swojego mieszkania. Na progu stała moja sąsiadka Katarzyna w towarzystwie Antoniego, brata swojego zmarłego męża. – Nie mam z kim zostawić dzieci. A my z Antkiem wyskoczymy tylko na godzinkę.

Wyrażenie „my z Antkiem” trochę mnie zdziwiło. Ostatni rok, od kiedy Katarzyna została wdową, trzymała się na uboczu, unikała zarówno mężczyzn, jak i choćby koleżanek. A przecież byłam jej oddaną sąsiadką i przyjaciółką.

Nie można jej było jednak nie współczuć. Po narodzinach trzeciego dziecka, które przyszło na świat z poważną wadą rozwojową, Stefan – mąż Kasi – wpadł w ciąg alkoholowy. Skłonność do alkoholu wykazywał i wcześniej, ale potrafił się pohamować i na jakiś czas przystopować. Tym razem jednak zatracił zupełnie kontrolę. Pił codziennie, a któregoś dnia po prostu nie wrócił do domu. Następnego ranka znaleziono go martwego za garażami.

Katarzyna była zrozpaczona. Została sama z trójką malutkich dzieci, w tym z chorym synkiem, który wymagał całodobowej opieki i troski.

Kasia zawsze była osobą cierpliwą i nieokazującą emocji. choćby gdy Stefan za życia dawał jej nieźle w kość, nie skarżyła się nikomu, a już na pewno nie prosiła o pomoc. I teraz też nie zmieniła swojego zachowania.

– Jasne, Kasiu – odpowiedziałam bez wahania. – Zabiorę swoją Sylwię i zaraz przyjdziemy do was.

Moja córka Sylwia była w wieku najstarszego syna Kasi – Mateusza. Lubiła u nich bywać, bo zawsze przyjmowano ją tam serdecznie. Mateusz i Pawełek, młodszy od niego o dwa lata, chętnie prezentowali jej swoją kolekcję samochodzików i razem bawili się w wyścigi na dywanie.

I tym razem, gdy weszłyśmy do mieszkania, zastaliśmy chłopców w środku zabawy.

Sylwia z euforią dołączyła do nich, a ja zajrzałam do pokoju najmłodszego – Michałka. Spał spokojnie w swoim łóżeczku. Patrząc na jego jasne loczki, otulające buzię, i słodko zaciśnięte usteczka, trudno było uwierzyć, iż tak niewinnie wyglądające dziecko, ma tak poważne problemy zdrowotne. Ale lekarze nie zostawiali złudzeń – Michałek prawdopodobnie nigdy nie będzie chodzić.

Kasia nie traciła jednak nadziei. Nieustannie odwiedzała specjalistów, walcząc o postępy, choćby o milimetr.

W końcu w mieszkaniu zapanowała cisza. Dzieci bawiły się w najlepsze, a ja zerknęłam na zegarek. Nie wiem, ile minęło czasu, ale drzwi w końcu skrzypnęły, a do środka cicho weszła Katarzyna.

– Michałek jeszcze śpi? – zapytała szeptem. – To dobrze. Dzisiaj w południe zawsze śpi dłużej. A ja… kupiłam tort.

Dzieci aż pisnęły z radości, a mnie zaciekawił powód tego słodkiego poczęstunku. Katarzyna tylko uśmiechnęła się i zaprosiła mnie na kuchenną pogawędkę.

– Z Antkiem byliśmy w urzędzie stanu cywilnego… złożyliśmy wniosek o ślub – powiedziała z rumieńcami na policzkach.

– To wspaniale! – od razu zrozumiałam, dlaczego wcześniej tak dziwnie zabrzmiało „my z Antkiem”. – Przecież Antoni dawno się rozwiódł, a ty jesteś cudowną kobietą.

– Na początku wahałam się, czy to dobre rozwiązanie – westchnęła. – Ale Antek był ze mną cały ten czas. Po śmierci Stefana nie odstępował mnie na krok. I w końcu wyznał mi miłość… Spojrzałam na niego inaczej.

– To cudownie – łzy zakręciły mi się w oczach. – Oboje jesteście samotni, a razem będziecie dla siebie oparciem. I przecież dzieci go znają i kochają.

Po powrocie do domu długo myślałam o tej rozmowie. Byłam pełna wzruszenia i euforii za moją sąsiadkę.

Miesiąc później nowożeńcy spędzili z dziećmi tydzień na wsi. Po powrocie Katarzyna z euforią oznajmiła mi jeszcze jedną nowinę – ich rodzina niedługo się powiększy o nowego, małego członka.

Idź do oryginalnego materiału