Przez 24 minuty nie żyła. "Czułam ulgę, jakby ciężar został ze mnie zdjęty"

zycie.news 1 dzień temu
Zdjęcie: Śmierć kliniczna/YouTube @Ku Bogu


Nic nie zapowiadało, iż 50-letnia Tessa Romero, socjolożka z Hiszpanii, stanie na granicy życia i śmierci – i zajrzy tam, gdzie większość z nas nie odważyłaby się choćby spojrzeć. Przez 24 minuty jej serce nie biło. Dla lekarzy – to cud. Dla niej – przebudzenie.

Romero przez lata zmagała się z niezdiagnozowanymi problemami zdrowotnymi. Była zmęczona, wycieńczona, zagubiona. Czuła, iż jej ciało się poddaje, choć medycyna nie potrafiła wskazać konkretnej przyczyny. Gdy pewnego ranka jej organizm odmówił posłuszeństwa, zatrzymując akcję serca, nikt jeszcze nie wiedział, iż to będzie moment, który zmieni wszystko.

Gdy karetka dotarła na miejsce, jej serce nie pracowało już od 24 minut. Medycy nie kryli zaskoczenia – ani tym, iż udało się przywrócić funkcje życiowe, ani tym, co usłyszeli później. Bo Tessa – mimo fizycznej nieobecności – pamiętała wszystko.

W swojej książce opowiada, iż nie czuła bólu. Żadnego fizycznego cierpienia, żadnego strachu. Tylko spokój. "To było jak zdjęcie ciężaru z duszy" – wspomina. Miała świadomość siebie, ale nie ciała. Unosiła się nad sceną w małej klinice, obserwując własne ciało i swoje córki czekające w poczekalni. "Nie byłam świadoma, iż nie żyję. Wiedziałam, iż czuję się bardziej żywa niż kiedykolwiek wcześniej".

To doświadczenie odmieniło jej podejście do życia – i do śmierci. Lęk, który nosiła przez całe życie, zniknął. Zastąpiła go wdzięczność. Dziś mówi, iż śmierć nie jest końcem, ale drzwiami, przez które przechodzimy w miejsce, gdzie wszystko ma sens. Gdzie nie ma bólu ani samotności – tylko miłość i cisza.

Tessa Romero wróciła. Do dzieci, do świata, który znała, ale widzi go inaczej. Żyje inaczej. I dzieli się tym, czego doświadczyła – nie po to, by szokować, ale by przypomnieć, iż za granicą strachu może czekać coś pięknego.

Idź do oryginalnego materiału