Wyśmiewali mnie za ‘wieś’, choć sami pochodzą z zapadłej prowincji…

newsempire24.com 6 dni temu

Wyśmiewali mnie za to, iż jestem wieśniara, choć sami pochodzą z zapadłej prowincji

Dorastałem w małej wiosce na Lubelszczyźnie. Od dziecka przywykłem do ziemi, do ciężkiej pracy, do tego, iż wszystko trzeba zdobyć własnymi rękami. Nie byliśmy bogaci, ale żyliśmy godnie. Właśnie wtedy pokochałem ziemię nie jako obowiązek, ale jako sposób na ukojenie duszy. Lubię grzebać w grządkach, hodować własne warzywa, owoce i zioła. To mnie uspokaja, daje poczucie bezpieczeństwa, pozwala wrócić do korzeni. Dlatego gdy się ożeniłem, od razu powiedziałem: Potrzebujemy działki. jeżeli jej nie mamy będziemy oszczędzać i kupimy.

Żona początkowo nie była przekonana, ale widząc moją pasję, w końcu się zgodziła. Kupiliśmy mały domek z kawałkiem ziemi pod Siedlcami. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jej rodzice. Od pierwszego dnia patrzyli na mnie z góry. Zwłaszcza teściowa, Elżbieta Kazimierzówna. Każde nasze spotkanie zamieniało się w subtelne upokorzenie.

Znowu z tą marchewką? Jak jakaś chłopka, mówiła, krzywiąc usta.

Nasza córka nie po to się uczyła i dorastała w mieście, żeby teraz babrać się w błocie!

A ja słuchałem i zaciskałem zęby. Nie dlatego, iż było mi wstyd. Tylko dlatego, iż nie rozumiałem za co ta nienawiść? Przecież nie zmuszam, tylko zapraszam do pomocy. Inspiruję. To nie katorga to troska, to życie.

Długo to znosiłem. Myślałem no cóż, ludzie z miasta, może nie rozumieją. Inne wartości, inne priorytety. Aż pewnego dnia przypadkiem odkryłem prawdę, która wprawiła mnie nie w gniew, ale w śmiech.

Okazało się, iż rodzice mojej żony pochodzą z prawdziwej głębokiej wsi. Matka z wioski pod Kielcami, ojciec z zapadłej części Podlasia. Co więcej, ich rodzice wciąż tam mieszkają, w starych domach, trzymają gospodarstwo. A oni po przeprowadzce do miasta za młodu wymazali to ze swojej przeszłości. Wymazali tak zawzięcie, jakby bali się, iż ktoś odkryje ich prawdziwe korzenie.

I mimo to, bez cienia skrupułów, pozwalali sobie drwić: Tylko spójrz na ten wystrój w waszym mieszkaniu zupełnie jak u starej baby na wsi! Te wazony, figurki, zdjęcia U nas wszystko nowoczesne: gołe ściany, meble na wymiar, zero śmieci.

A ja właśnie tego pragnę przytulności, ciepła, wspomnień na półkach. Może nie modnie, ale po ludzku.

Długo milczałem. Nic nie mówiłem. Ale pewnego dnia, gdy po raz kolejny usłyszałem wieśniara, nie wytrzymałem. Siedzieliśmy na werandzie, a ona znowu przewróciła oczami na mój kompot z truskawek i szarlotkę z rabarbarem:

Fe, wszystko u ciebie jak na wsi!

Uśmiechnąłem się i spokojnie odpowiedziałem:

Wiecie, jest takie przysłowie: człowieka można wyprowadzić ze wsi, ale wsi z człowieka nie. Tyle iż ja nie o sobie. O was, Elżbieto Kazimierzówno.

Zamarła. Widziałem, jak drgnęła jej powieka. Próbowała się uśmiechnąć:

To ty mi tak mówisz?!

I wam, i sobie. Ja jestem dumny ze swojej wsi. A wy się jej wstydzicie. Na tym polega różnica.

Po tej rozmowie zamilkła. Żadnych docinków, żadnych aluzji. Przestała nazywać mnie chłopem, przestała krzywić się na domowe przetwory czy słoiki z ogórkami. Nawet, zdaje się, zaczęła mnie szanować.

I wiecie co? Nie jestem mściwy. Ale do dziś boli mnie, iż próbowali mnie upokorzyć za to, czym sami kiedyś żyli. Czy korzenie to powód do wstydu? Czy praca to przyczyna pogardy?

Jestem mężczyzną, który kocha ziemię. Nie wstydzę się mojej wsi. Umiem siać i zbierać, solić i gotować. I nie jestem gorszy od tych, co mieszkają w modnych mieszkaniach z gołymi ścianami. Bo tam, gdzie nie ma duszy nie ma też ciepła. A ja je mam. I zawsze będę miał.

Idź do oryginalnego materiału