Wyrzucona jak bezpański pies

twojacena.pl 4 dni temu

— Pani, telefon pani upadł! Proszę zaczekać! — zawołał nieznajomy, przebijając się przez szum ulewy.

Alicja szła po opustoszałych ulicach Poznania, nie zwracając uwagi na zimne strugi deszczu spływające po jej twarzy, mieszające się ze łzami. Odwróciła się, spojrzała na mężczyznę z wyczerpaną obojętnością i zmarszczyła brwi.

— To pani? — zapytał, podając mokry telefon z pękniętym ekranem.

— Mój… — odparła ledwie słyszalnie, głos drżał jej z zimna i bólu.

— Dlaczego pani jest sama w taką pogodę? Bez parasola, przemokła pani do suchej nitki! Złapie pani przeziębienie! — w jego głosie brzmiała szczera troska.

Mężczyzna nie wydawał się natrętny, więc Alicja, ulegając wewnętrznemu impulsowi, poszła za nim pod daszek pobliskiego sklepu. Postanowili wstąpić do małej kawiarenki na rogu, żeby się ogrzać przy kubku herbaty.

— Jestem Jakub — przedstawił się z uśmiechem. — A pani?

— Alicja… — szepnęła, patrząc w podłogę.

— Co sprawiło, iż pani błąka się sama w taką pogodę? choćby psa w taką ulewę zabiera się do domu.

— A mnie… mnie wyrzucili jak bezpańskiego psa — wyrwało się Alicji, a głos jej zadrżał od napływających łez.

Wspomnienia nadeszły jak burza. Serce ścisnęło się z bólu, który tak bardzo starała się stłumić. Alicja nigdy nie myślała, iż jej życie, zbudowane z takim trudem, rozpadnie się w jednej chwili. Z Michałem przeszli przez wszystko: kupili dom pod Poznaniem, otworzyli małą kawiarnię, marzyli o dzieciach. Alicja zatopiła się w pracy, wspinała po szczeblach kariery, zapominając o sobie. A dziś Michał podniósł na nią rękę. Chwyciła płaszcz i wybiegła z domu w zimny deszcz.

Miała przy sobie tylko dowód, kartę bankową i telefon, który ledwo działał.

— Pani telefon jest całkowicie przemoczony — zauważył Jakub, próbując zmienić temat.

Alicja nagle uświadomiła sobie, iż nie ma dokąd pójść. Obce miasto, ani przyjaciół, ani rodziny. Została sama, jak w pustce. Łzy popłynęły z jej oczu i po raz pierwszy od wielu lat pozwoliła sobie rozpłakać się.

— Płacze pani przez telefon? Mogę go naprawić — powiedział łagodnie Jakub, próbując ją pocieszyć.

— Co panu do mnie? choćby się nie znamy! — wybuchnęła Alicja, ale w jej głosie było więcej rozpaczy niż złości.

— Nie gniewam się, po prostu… zobaczyłem panią i wiedziałem, iż coś jest nie tak. Chciałem pomóc — spokojnie odpowiedział.

Alicja głęboko odetchnęła, próbując się uspokoić, i zdecydowała się opowiedzieć swoją historię temu przypadkowemu przechodniowi.

— Przyjechałam tu dwanaście lat temu z Gdańska. Rodzice zostali tam, kontakt prawie się urwał. Te lata pochłonęła praca. Przyjaciół nie mam — nie było czasu. Każda minuta szła na projekty, na kawiarnię, na marzenia o przyszłości. Myślałam, iż to słuszne. A dziś… Michał wrócił do domu wściekły. Zaprosiłam go na kolację, a on zaczął krzyczeć, iż nie kupiłam jego ulubionego wina. Nie kupiłam — i tak już za dużo pije. Milczałam, żeby nie kłócić się, ale on… uderzył mnie. Żebro boli, choćby oddychanie sprawia trudność.

— Znam to — cicho powiedział Jakub. — Moja kuzynka żyła z takim samym człowiekiem. Rozumiem, jak jest pani ciężko. Pozwólcie mi pomóc.

— Po co panu moje problemy? — odparła zmęczona Alicja. — To nie pierwszy raz. Przenocuję u koleżanki, potem wrócę. On sam zadzwoni, przeprosi. Jak zawsze.

— Ale telefon pani nie działa — zauważył Jakub.

— Więc sama pójdę przepraszać — gorzko się uśmiechnęła. — Co mam innego zrobić? Nie ma wyjścia.

— A jeżeli to znak? — nagle powiedział. — Znak, iż trzeba coś zmienić. Zacząć nowe życie.

Alicja zamyśliła się. Myśl o nowym życiu przychodziła jej do głowy nie raz, ale strach zawsze ją powstrzymywał. Zbyt wiele włożyła w te lata, zbyt wiele straciła. Ale teraz, przy szumie deszczu, słowa Jakuba brzmiały jak zbawienie.

— Proszę, zawiozę panią w jedno miejsce — zaproponował. — Tam będzie bezpiecznie, może pani zostać, ile trzeba. Telefon naprawię, przywiozę. A potem zdecyduje pani, co dalej. Zgoda?

— Dziękuję… — cicho odpowiedziała Alicja, po raz pierwszy od wieczora czując ulgę.

Wydychała powietrze, jakby zrzucała z ramion ciężar. Po raz pierwszy od lat ktoś wziął na siebie troskę o nią. Zasłużyła na oddech, choćby na kilka dni, po tych latach nieustannego biegu.

Idź do oryginalnego materiału