„Wyprowadź się z mojego mieszkania natychmiast!” — nie mogę dłużej znosić siostry i jej dzieci

polregion.pl 1 tydzień temu

„Kazimiera, wynoś się z mojego mieszkania i to natychmiast!” — już dłużej nie zniosę siostry i jej dzieci.

W małym miasteczku pod Poznaniem, gdzie poranny gwar targowiska miesza się z zapachem świeżego chleba, moje życie w wieku czterdziestu lat zamieniło się w chaos przez siostrę. Nazywam się Agnieszka i mieszkam sama w swoim dwupokojowym mieszkaniu, które z trudem spłaciłam po rozwodzie. Ale moja młodsza siostra Kazimiera, jej trzech synów i jej lekkomyślność doprowadziły mnie do kresu cierpliwości. Wczoraj krzyknęłam do niej z progu: „Wynoś się stąd i to natychmiast!” — i teraz nie wiem, czy postąpiłam słusznie, ale dłużej nie dałam rady.

**Siostra, która była bliska**

Kazimiera jest ode mnie pięć lat młodsza. Zawsze byłyśmy bliskie, mimo iż różniły nas charaktery. Ja — zorganizowana, pracowita, całe życie dźwigałam wszystko na własnych barkach. Ona — beztroska, wiecznie szukająca „lepszego życia”. Ma trzech synów z różnych związków: Wojtkowi jest dwanaście lat, Krzysiowi osiem, a Adrianowi pięć. Mieszka w wynajętej izdebce, ledwo wiąże koniec z końcem, a ja zawsze jej pomagałam — pieniędzmi, jedzeniem, ubraniami dla dzieci. Gdy poprosiła, by zamieszkała u mnie „na kilka tygodni”, nie potrafiłam odmówić. Minęły już trzy miesiące.

Moje mieszkanie to moja przystań. Po rozwodzie włożyłam w nie wszystko: remont, meble, ciepło. Pracuję jako recepcjonistka w hotelu, a moje życie to porządek i stabilność. ale od kiedy przyjechała Kazimiera z dziećmi, mój dom zmienił się w istne piekło. Jej synowie biegają po korytarzu, wrzeszczą, niszczą rzeczy, malują po ścianach. A ona zamiast ich uspokajać, siedzi w telefonie albo wychodzi „załatwić sprawy”, zostawiając ich pod moją opieką.

**Chaos, który zniszczył mój dom**

Od pierwszego dnia wiedziałam, iż to błąd. Wojtek, najstarszy, odpowiada bezczelnie, Krzyś porysował tapetę, Adrian rozlewa zupę po stole. Nie słuchają ani Kazimiery, ani mnie — jakby przywykli, iż matka ciągnie ich od jednego „właściciela” do drugiego, a mój dom jest tylko kolejnym przystankiem. Kazimiera nie sprząta po nich, nie gotuje, nie pomaga. „Agnieszka, przecież jesteś sama, więc co ci to szkodzi” — mówi, a ja duszę się wściekłością na jej bezczelność.

Moje mieszkanie stało się jak akademik. Brudne naczynia w zlewie, porozrzucane zabawki, plamy na kanapie. Wracam z pracy i zamiast odpocząć, zmywam podłogi, gotuję obiad dla pięciu osób, próbuję uciszyć dzieci. Kazimiera albo śpi, albo gada z koleżankami. Gdy proszę, żeby posprzątała, przewraca oczami: „Oj, Agnieszko, nie zaczynaj, i tak jestem zmęczona”. Zmęczona? Czym? Tym, iż żyje na mój koszt?

**Ostatnia kropla**

Wczoraj wróciłam do domu i nie poznałam własnego mieszkania. Po korytarzu pędzili jej synowie, jeden omal mnie nie przewrócił. W kuchni — stos brudnych talerzy, w salonie — rozlany sok na dywanie. Kazimiera siedziała na kanapie, przeglądając telefon. Wybuchłam: „Kazimiera, wynoś się stąd i to natychmiast!” Spojrzała na mnie jak na wariatkę: „Na serio? Gdzie ja pójdę z dziećmi?” Odpowiedziałam, iż to nie mój problem, ale w środku wszystko we mnie drżało. Jej dzieci zastygły, patrząc na nas, i zrobiło mi się ich żal, ale nie mogłam dłużej.

Dałam jej tydzień na znalezienie innego mieszkania. Zaczęła płakać, mówić, iż jestem okrutna, iż porzucam rodzoną siostrę. Ale gdzie była jej troska, gdy niszczyła mój dom? Gdzie była wdzięczność za wszystko, co dla niej zrobiłam? Moje przyjaciółki mówią: „Agnieszko, masz rację, dość już ich utrzymywać”. Ale mama, dowiedziawszy się o kłótni, dzwoni i błaga: „Nie wyrzucaj Kazimiery, przecież jest z dziećmi”. A ja? Czyż nie zasługuję na odrobinę spokoju?

**Strach i determinacja**

Boję się, iż postąpiłam zbyt surowo. Kazimiera z dziećmi rzeczywiście jest w trudnej sytuacji, i czuję wyrzuty sumienia, szczególnie o chłopców. Ale nie mogę poświęcać się dla jej lekkomyślności. Mój dom to wszystko, co mam, i nie chcę, by stał się przytułkiem dla jej bałaganu. Zaoferowałam pomoc w znalezieniu mieszkania, ale odparła: „Po prostu chcesz się nas pozbyć”. Może i tak. I nie widzę w tym nic złego.

Nie wiem, jak potoczą się najbliższe dni. Czy mama mi wybaczy? Czy Kazimiera zrozumie, iż sama jest sobie winna? Czy zostanę „złą siostrą”, która wyrzuciła rodzinę na bruk? Ale jedno wiem na pewno: zmęczyłam się byciem ich wybawcą. W wieku czterdziestu lat chcę żyć w swoim domu, gdzie panuje porządek, gdzie mogę odetchnąć swobodnie, gdzie nikt nie przekracza moich granic.

**Mój krzyk o wolność**

Ta historia to mój krzyk o prawo do swojego życia. Kazimiera może i kocha swoje dzieci, ale jej lekkomyślność niszczy mój świat. Jej synowie może i są niewinni, ale nie mogę być ich matką. W wieku czterdziestu lat chcę odzyskać swój dom, spokój i godność. Niech ten krok będzie bolesny, ale nie ustąpię. Jestem Agnieszka i wybieram siebie, choćby jeżeli złamie to serce mojej siostrze.

Idź do oryginalnego materiału