Nie byłam nigdy matką idealną. Popełniałam błędy, czasem za dużo wymagałam od siebie i innych, a potem latami płaciłam za to poczuciem winy. Ale to, co wydarzyło się w zeszłym roku, zmieniło moje życie bardziej niż jakiekolwiek wychowawcze porażki.
Zaczęło się od tego, iż syn z żoną mieli się tylko na chwilę "zatrzymać". Paweł stracił pracę, a Kasia była akurat w ciąży. Oczywiście - jak mogłam odmówić? Przecież zawsze byłam tą, która pomaga, ratuje, bierze na siebie cudze kłopoty. Synowa wprowadziła się z połową dobytku, walizkami pełnymi rzeczy i deklaracją, iż "tylko na miesiąc, dwa", zanim znajdą coś swojego.
Minęło pół roku, potem kolejne miesiące. Moje niewielkie, 60-metrowe mieszkanie coraz bardziej przypominało magazyn - wszędzie kartony, zabawki, rzeczy, które "kiedyś się przydadzą".
Przesuwałam się bokiem do kuchni, nie mając już choćby swojego ulubionego fotela - zaanektowanego przez synową. Starałam się nie wtrącać. Przecież młodym trzeba dać przestrzeń, przecież to tylko przejściowe…
Najgorsze było jednak poczucie bycia intruzem we własnym domu. Zamiast zapachu mojej kawy rano - kłótnie o to, kto dziś robi śniadanie. ZZamiast ciszy - odgłosy nieustannie lecących w tle filmików z internetu. Zamiast spokojnych wieczorów - spotkania ich znajomych, głośne śmiechy, hałas, talerze zostawione w zlewie, bo "przecież jutro i tak się umyje".
Każda próba rozmowy kończyła się wyrzutami. "Mamo, czemu jesteś taka drażliwa?" "Przecież jesteśmy rodziną!" Kasia, która nigdy nie była wylewna, zaczęła mi mówić, iż przesadzam, iż powinnam się cieszyć, iż mogę być częścią ich życia.
Ale ja czułam się coraz mniejsza, coraz bardziej przezroczysta. Własny pokój stał się dla mnie schronieniem - azylem, gdzie mogłam się wypłakać w poduszkę, gdy po raz kolejny słyszałam, iż "nie potrafię się zrelaksować".
Zimą, gdy kolejny raz wróciłam z zakupów i zastałam w salonie nie tylko ich, ale jeszcze trzy inne osoby - bo przecież "wszyscy są u siebie" - coś we mnie pękło. Usiadłam w kuchni i zrozumiałam, iż od miesięcy nie miałam dnia dla siebie. Nikt nie pytał, jak się czuję. Nikt nie zapytał, czy mam ochotę na taki tryb życia. Zawsze tylko "mamo, możesz zajrzeć do apteki?", "mamo, odkurzysz przed gośćmi?", "mamo, może zostaniesz z małym, bo idziemy na randkę?".
Tamtej nocy nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde swoje "tak", każde przemilczane "nie". I poczułam coś dziwnego - gniew. Taki prawdziwy, głęboki żal do samej siebie.
Przecież od lat żyłam w poczuciu winy - iż za mało pomagam, iż jestem zbyt stanowcza, iż mogłam być lepszą matką. Ale kiedy syn miał swoje życie, odwiedzał mnie raz na miesiąc, czasem zadzwonił w biegu. Teraz nagle jestem potrzebna - do wszystkiego, a moje granice nic nie znaczą.
Rankiem weszłam do salonu i powiedziałam: "Musimy porozmawiać". Syn spojrzał z niepokojem, Kasia przewróciła oczami. "To już nie może tak wyglądać. Zaczynam czuć się obco we własnym domu. Chcę, żebyście zaczęli szukać mieszkania - poważnie. Dam wam miesiąc, potem będę musiała poprosić was o wyprowadzkę."
Byli w szoku. Paweł próbował się tłumaczyć, Kasia się rozpłakała. Słyszałam w ich głosach wyrzuty - "mamo, jak możesz", "nie tak się umawialiśmy", "przecież to tylko chwilowe". Ale nie ustąpiłam. Po raz pierwszy od lat postawiłam siebie na pierwszym miejscu. Przez kolejne tygodnie atmosfera była ciężka. Syn prawie się do mnie nie odzywał, synowa trzaskała drzwiami. W końcu spakowali się i wyprowadzili do kawalerki na drugim końcu miasta.
Pierwszy dzień po ich wyprowadzce był… dziwny. Siedziałam na kanapie, patrzyłam na wolną przestrzeń, na swoją kuchnię, na swoje ulubione miejsce w fotelu. Płakałam, ale to były łzy ulgi. Po raz pierwszy od dawna czułam, iż jestem u siebie. Zaczęłam spać spokojnie, gotować tylko dla siebie, spotykać się ze znajomymi - i odkrywać na nowo własne potrzeby.
Dopiero wtedy, gdy opadły emocje, zrozumiałam, ile lat żyłam w poczuciu winy i jak bardzo moi bliscy nauczyli się je wykorzystywać. Dziś mam z synem kontakt - niezbyt częsty, ale za to spokojniejszy. Myślę, iż każdy z nas musiał przemyśleć swoją rolę w tej rodzinnej układance. Czy żałuję swojej decyzji? Czasem - bo samotność potrafi zaboleć. Ale wolę swoją wolność niż bycie wieczną służącą we własnym domu. I jeżeli dziś miałabym znów wybierać, postąpiłabym dokładnie tak samo. var adsinserter = adsinserter || {}; adsinserter.tags = ['fulladsnew'];