„Wygoniłam męża przez kurczaka i nie żałuję”

polregion.pl 1 dzień temu

Dzisiaj dotarłam do granic wytrzymałości. Cały ranek – sprzątanie, pranie, poukładane zabawki, umyte podłogi. Wreszcie zajrzałam do piekarnika: kurczak z ziemniakami rumienił się, wypełniając kuchnię zapachem, od którego kręciło się w głowie.

„Jeszcze dziesięć minut” – mruknęłam, ustawiając minutnik i biegnąc do łazienki – zdążyłam jeszcze wyczyścić płytki. Wszystko szło jak po maśle. Aż do momentu, gdy zatrzasnęły się drzwi wejściowe.

„Pewnie dzieci wróciły” – pomyślałam, ale w progu stanął nie syn, ani córka, tylko mąż – Marek, który od rana, jak twierdził, był „w warsztacie”.

„O, jak tu pachnie!” – zatarł ręce z zadowoleniem. – „Uwielbiam twojego kurczaka!”

„Zawołaj dzieci, niech idą na kolację” – krzyknęłam i wróciłam do zlewu.

Minutę później po mieszkaniu już tupały bose stopy, ktoś rzucał buty, ktoś głośno się śmiał. Usłyszałam kłótnię i wyszłam, nie czekając na minutnik.

„Co się stało?” – zapytałam, stojąc w gumowych rękawiczkach.

„Chcę nóżkę!” – pisnęła dziesięcioletnia Zosia.

„Ja też!” – wtórował ośmioletni Kacper.

„Przecież są dwie” – rozłożyłam ręce.

„Nie! Została tylko jedna!” – Zosia tupnęła nogą.

Podeszłam do stołu. Rzeczywiście – połowa kurczaka zniknęła. Zostały piersi i jeden mizerny ziemniak.

„A gdzie tata?”

„Poszedł. Wziął pół kurczaka i poszedł” – burknął syn.

Chwyciłam telefon, zadzwoniłam – Marek nie odebrał. Wypadłam z mieszkania, trzęsąc się ze złości. To już nie była zwykła chciwość – to była zdrada domowego ogniska.

Za placem zabaw, na ławce, siedział Marek z kumplami. W rękach piwo, na kolanach – ten sam kurczak. Śmiali się, jedli, oblizywali palce.

„Nie za tłusto?!” – podbiegłam do nich, oczy płonęły.

„Idź do domu, pogadamy później” – syknął Marek, rzucając spojrzenie na „braci”.

„Nie, pogadamy teraz! Ukradłeś jedzenie, które przygotowałam dla naszych dzieci! Nie wstydzisz się? Mało, iż zawsze bierzesz najlepsze kawałki – teraz jeszcze karmisz tym swoich gości?”

„Odejdź, póki cię nie popchnę” – warknął, łapiąc mnie za łokieć.

„Co ty robisz?!” – szarpnęłam się. – „Jesteś nie tylko egoistą, ale i złodziejem, Marek. Złodziejem, który kradnie jedzenie własnym dzieciom, żeby nakarmić pijaczków.”

„Skończ z histerią, Małgosia” – wściekał się, czuł się upokorzony przed kolegami. – „To tylko raz.”

„Raz? A owoce? A kawior od mamy, który pochłonąłeś w jeden dzień? A grill, gdzie dzieci dostały zwęglone resztki, a ty wybrałeś soczyste kawałki?”

Odeszłam bez słowa.

Wieczorem, gdy wrócił, stałam przy oknie.

„Powinnaś siebie zobaczyć” – śmiał się Marek. – „Rozwód przez kurczaka. Mogłabyś doOd tamtego dnia moje życie stało się lżejsze, jakbym zdjęła z pleców niewidzialny kamień.

Idź do oryginalnego materiału