Stryjka Kazika Wojtek od razu nie przypadł mu do gustu, a choćby więcej – znienawidził go.
Mama, nerwowo splatając palce, powiedziała tamtego wieczoru ośmioletniemu synowi:
– Kaziu, poznaj stryja Wojtka. My razem pracujemy, a teraz postanowiliśmy też zamieszkać razem.
Kazio zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Czy to znaczy, iż ten obcy człowiek będzie tu z nimi mieszkał?
– A tata? – Kazio spojrzał z gniewem na mamę i zerknął na stryja Wojtka, który stał przy drzwiach.
– Kaziu, nie zaczynaj! – Mama zrobiła się jeszcze bardziej nerwowa i choćby podniosła głos.
– Tata wróci! Na pewno wróci! Nie potrzebujemy ciebie! – krzyknął Kazio do tego obcego mężczyzny. Łzy trysnęły mu z oczu, a on sam pobiegł do swojego pokoju.
– Kaziu, synku. Ile razy ci mówiłam, iż twój tata nas zostawił. Mnie zostawił i ciebie zostawił. Nie wróci już nigdy. A stryj Wojtek – to dobry człowiek. Zobaczysz, będzie się o nas troszczył, zaprzyjaźnicie się. – Mama usiadła obok Kazia, który rzucił się na łóżko. Głaskała go po głowie, po ramionach, mówiła cicho i łagodnie, ale Kazio nie odwracał się, wtulony w ścianę. Nie wierzył mamie i nie chciał jej słuchać. Tata też wcześniej często wyjeżdżał na długo, swoim wielkim tirkiem, ale zawsze wracał. Wesoły, z prezentami dla Kazia i mamy. Już od bramy krzyczał: „No, wychodźcie! Zobaczcie, kto przyjechał!”, a Kazio biegł mu na spotkanie, rozkładając ręce: „Tato, tato! A co mi przywiozłeś?” Zanim tata wtedy wyjechał, długo rozmawiał z mamą w kuchni. Mama łkała, a tata powtarzał: „Kasiu, nie rób scen, wiedziałaś, iż ja mam rodzinę. Muszę myśleć o niej”. Kazio miał wtedy sześć lat, nie rozumiał, dlaczego mama płacze – przecież tata mówił o nich, o ich rodzinie, o nim i mamie. No bo przecież nie może być tak, żeby była jakaś inna rodzina! Kazio już był senny, a rano, gdy się obudził, taty nie było. „A kiedy wróci?” – spytał mamę, która tamtego ranka była zamyślona i często wzdychała. Kazio nie uwierzył, kiedy mama wytłumaczyła, iż tata już nigdy nie wróci. Że ma inną rodzinę, inną żonę i inne dzieci, a oni – on i mama – są mu już niepotrzebni. Kazio wtedy bardzo się na mamę rozzłościł, płakał i krzyczał, iż ona kłamie, iż tata go kocha i na pewno wróci. Czekał bardzo długo, ale tata nie przyjeżdżał. Mama burczała na niego, gdy pytał o ojca. A teraz w ich domu pojawił się ten stryj Wojtek.
Mama wyszła. Kazio słyszał, jak w kuchni stryj Wojtek powiedział:
– Kasiu, nie trzeba było tak. Trzeba go było jakoś przygotować.
– Nic się nie stało. Przyzwyczai się. Wszystko się ułoży. – Mama przecięła temat krótko.
Rano przy śniadaniu stryj Wojtek siedział z nimi. Chwalił jajecznicę na smalcu, jakby to było coś niezwykłego. Mama uśmiechała się, dolewając mu gorącej herbaty.
– Kaziu, chcesz, to cię zawiozę do szkoły? Pokażę ci, jak się prowadzi – zaproponował stryj Wojtek.
– Sam pójdę. – Burknął Kazio. Tata też pozwalał mu siadać za kierownicą swojego tira, choć auto było zgaszone i nigdzie nie jechało, ale Kaziowi podobało się kręcić kierownicą, dotykać różnych przycisków i wyobrażać sobie, iż jedzie gdzieś za horyzont. A od tego stryja Wojtka niczego nie chciał. Stryj Wojtek nie nalegał, a mama nie zwróciła uwagi, iż Kazio jest niegrzeczny. Kazio od dawna chodził sam do szkoły – mama pracowała w fabryce w pobliskim miasteczku i, spiesząc się na autobus, wołała już zza drzwi: „Kaziu, wstawaj! Śniadanie na stole!”. Wspólne śniadania mieli tylko w weekendy. Mimo iż Kazio złościł się na stryja Wojtka, było mu jednak ciekaw, jaki ma samochód. Pewnie taki stary maluch jak u sąsiada dziadka Staszka, który odpalAle kiedy wychylił się przez okno, zobaczył lśniącegoAle kiedy wychylił się przez okno, zobaczył lśniącego srebrnego volkswagena, którego stryj Wojtek właśnie odkurzał z uśmiechem na twarzy.