Goście odeszli, ale uraza pozostała

twojacena.pl 2 godzin temu

**Dziennik, 15 września**

Goście już wyszli, ale gorycz pozostała.

— Mamo, co ty wygadujesz?! — Kinga cisnęła brudny talerz do zlewu, aż zabrzęczał o krawędź. — Jaka ja niewdzięczna? Za co mam ci dziękować, chciałabym wiedzieć?

— Za to, iż całe życie dla ciebie poświęcałam! Za to, iż twojego ojca znosiłam dla dzieci! Za to, iż sobie w niczym nie odmawiałam, żebyście mogli się uczyć i godnie wyglądać! — Krystyna Stańska stała na środku kuchni, czerwona ze złości, mocno ściskając w rękach ścierkę.

— Mamo, przestań! Goście ledwo wyszli, a ty już na mnie napadłaś! Co ja takiego zrobiłam? Źle przyjęłam twoje koleżanki? Nie nakryłam do stołu? Nie upiekłam ciasta?

— Właśnie iż nie zrobiłaś! — Krystyna odwróciła się i zaczęła furkotać kubkami w zlewie. — Siedziałaś jak obca, gdy Wanda opowiadała o wnukach. Milczaś, gdy Halina pytała, jak się ma Mikołaj. choćby „dziękuję” nie powiedziałaś, gdy cię chwaliły!

Kinga przetarła skronie. Głowa pękała jej po trzech godzinach z mamą i jej koleżankami przy stole. Te wieczne pytania, porównania, rady, „jak żyć”. To nieustanne niezadowolenie ze wszystkiego.

— Mamo, mam trzydzieści pięć lat. Jestem dorosłą kobietą. Nie muszę się uśmiechać i kiwać co chwila.

— Dorosła! — prychnęła matka. — Dorosła kobieta mieszka sama, nawiasem mówiąc. A nie wisi na szyi matce w czterdziestce.

— Mam trzydzieści pięć, nie czterdzieści! I nie wiszę ci na szyi! Płacę rachunki, robię zakupy, sprzątam, gotuję!

— Gotujesz! — Krystyna odwróciła się, a w jej oczach buzowała złość. — Co gotujesz? Makaron z parówkami? Kto dziś ugotował barszcz? Kto zrobił kotlety? Kto sprzątał cały dzień przed przyjściem gości?

Kinga opadła na krzesło. Siły ją opuszczały. Te niekończące się pretensje, wyrzuty, próby udowodnienia racji — męczyły bardziej niż cały dzień pracy.

— Dobrze, mamo. Jestem złą córką. Co jeszcze chcesz usłyszeć?

— Chciałam usłyszeć „dziękuję”! — Krystyna uderzyła dłonią w stół. — Po prostu „dziękuję, mamo, iż przyjęłaś mnie do swojego domu, iż nie wyrzuciłaś, gdy mąż odszedł”. „Dziękuję, iż pomagasz z Mikołajem, woźisz go do lekarza, odbierasz ze szkoły”. Ale nie! Ty uważasz, iż mi się to należy!

Kinga poczuła, jak ściska ją w gardle. Tak, mama pomaga z synem. Tak, mieszka w jej mieszkaniu od trzech lat, od rozwodu. Ale czy nie stara się odwdzięczyć? Czy nie pracuje na dwóch etatach, żeby choć trochę pomóc w domowym budżecie?

— Mamo, codziennie ci dziękuję. Może nie słowami, ale czynami. Nie proszę cię o pieniądze, sama zarabiam. Pomagam w domu.

— Pomagasz! — Matka usiadła naprzeciwko, wciąż ściskając ścierkę. — Wiesz, co dziś Wanda powiedziała? Że jej Ewelina znalazła nowego męża. Dobry człowiek, zarabia. Od razu zaproponował, żeby z dziećmi do niego się wprowadzili. A ty co? Trzeci rok sama, praca-dom, jak wahadło. Żadnego życia.

— A co to ma do rzeczy? — Kinga poderwała się. — Nie mogę zamówić sobie faceta w sklepie! Jak znajdę odpowiedniego, wyjdę za mąż. Nie znajdę — zostanę sama.

— Sama! — Krystyna wstała i zaczęła chodzić po kuchni. — A ja jestem nieśmiertelna? Mam siedemdziesiąt dwa lata. Ile mi jeszcze zostało? A ty zostaniesz sama, z dzieckiem.

— Mikołaj nie malutki, ma trzynaście lat.

— Trzynaście! Najgorszy wiek! Potrzebuje ojca, męskiej ręki. A co widzi? Matkę, która pracuje od rana do nocy, i babcię, która go wychowuje.

Kinga wstała od stołu. Rozmowa zmierzała w znanym kierunku. Za chwilę mama zacznie wyliczać wszystkie jej błędy, porażki, niewłaściwe decyzje. Powtórzy, co powinna była zrobić, z kim nie wchodzić w relacje, jaką pracę znaleźć.

— Mamo, idę do siebie. Jutro wcześnie wstaję.

— No tak, idź! — krzyknęła za nią Krystyna. — Jak zawsze, gdy rozmowa staje się poważna! Uciekasz i chowasz się!

Kinga zatrzymała się w drzwiach. Coś w słowach matki zabolało. Może dlatego, iż była w nich cząstka prawdy.

— Nie uciekam, mamo. Po prostu mam dość tych rozmów. Zawsze jesteś niezadowolona. Cokolwiek zrobię, wszystko źle.

— Źle! — Krystyna podeszła bliżej. — A jak powinno być? Może mi wytłumaczysz? Dlaczego w trzydziestym piątym roku życia mieszkasz z matką? Dlaczego nie masz swojego domu, rodziny? Dlaczego mój wnuk rośnie bez ojca?

— Bo tak się życie potoczyło! — wyrwało się Kindze. — Nie wszyscy rodzą się z złotą łyżką w ustach! Najpierw trzeba było dziecko wychować, pracować, a nie za facetami biegać!

— Za facetami! — Matka aż się zachłysnęła. — Tak nazywasz próby ułożenia sobie życia?

— Mamo, dość! — Kinga odwróciła się i gwałtownie wyszła do pokoju. Za sobą jeszcze długo słyszała rozgoryczony głos matki, ale słów już nie rozróżniała.

Zamknęła drzwi i oparła się plecami o nie. W pokoju panowała cisza. Mikołaj odrabiał lekcje przy biurku. Usłyszawszy kroki, odwrócił się.

— Mamo, znowu się kłóciłyście z babcią?

— Nie kłóciłyśmy, synku. Tylko rozmawiałyśmy.

Mikołaj spojrzał na nią sceptycznie. W jego trzynastu latach już wiele rozumiał z dorosłych sporów.

— Słyszałem, jak krzyczała. I ty też.

Kinga podeszła, pogładziła go po głowie. Ciemne włosy, takie jak jej. Szare oczy — po ojcu. Wysoki jak na swój wiek, chudy. Bystry, uważny. Zbyt dorosły jak na trzynaście lat.

— Dorośli czasem nie potrafią się dogadać. Ale to nie znaczy, iż się nie kochają.

— A o co się spierałyście?

Kinga usiadła na łóżku. Jak wytłumaczyć synowi coś, czego sama do końca nie rozumiała? To wieczne niezadowolenie, pretensje, poczucie winy i żalu?

— Babcia uważa, iż nieBabcia myśli, iż za mało się staram, a ja wiem, iż daję z siebie wszystko — i może najważniejsze, iż Mikołaj to rozumie, a jego spojrzenie pełne zaufania przypomina mi, iż mimo trudności jesteśmy rodziną, która trzyma się razem.

Idź do oryginalnego materiału