„Wygnałam męża z powodu kurczaka i ani trochę tego nie żałuję”

newsempire24.com 1 tydzień temu

Tego dnia Kasia była już na skraju wytrzymałości. Całe przedpołudnie – sprzątanie, pranie, poukładane zabawki, umyte podłogi. W końcu zajrzała do piekarnika: kurczak z ziemniakami rumienił się, wypełniając kuchnię zapachem, od którego aż kręciło się w głowie.

— Jeszcze dziesięć minut — mruknęła, ustawiając minutnik i pobiegła do łazienki – zdąży jeszcze wyczyścić płytki. Wszystko szło jak po maśle. Aż do momentu, gdy z hukiem zatrzasnęły się drzwi wejściowe.

— Pewnie dzieci wróciły — pomyślała Kasia, ale w progu stanął nie syn ani córka, tylko mąż – Marek, który od rana, jak twierdził, był „w garażu”.

— O, jak tu pachnie! — zatarł ręce z zadowoleniem. — Uwielbiam twojego kurczaka!

— Zawołaj dzieci, niech idą na kolację — krzyknęła Kasia i wróciła do zlewu.

Po chwili po mieszkaniu już tupały bose stopy dzieci, ktoś rzucał trampki, ktoś głośno się śmiał. Kasia usłyszała kłótnię i wyszła, nie czekając na minutnik.

— Co się dzieje? — zapytała, stojąc w gumowych rękawiczkach.

— Chcę udko! — pisnęła dziesięcioletnia Zosia.

— Ja też! — wtórował ośmioletni Kuba.

— Przecież są dwa — rozłożyła ręce Kasia.

— Nie! Zostało tylko jedno! — Zosia tupnęła nogą.

Kasia podeszła do stołu. Rzeczywiście – połowa kurczaka zniknęła. Zostały piersi i jeden mizerny ziemniak.

— A gdzie tata?

— Poszedł. Zabrał połowę kurczaka i poszedł — mruknął syn.

Kasia złapała telefon, zadzwoniła – Marek nie odebrał. Chwyciła klucze i wybiegła z mieszkania. Wszystko w niej wrzeło: kolejny raz! Znów wziął najlepsze dla siebie. Tylko tym razem – nie dla siebie, tylko dla swojej paczki. To już nie była zwykła chciwość – to była zdrada domowego ogniska.

Za blokiem, przy ławce na placu zabaw, siedział Marek z kumplami. W rękach piwo, na trzewikach – ten sam kurczak. Rhiali, jedli, oblizywali palce.

— Nie za tłusto?! — podbiegła do nich Kasia, oczy jej płonęły.

— Idź do domu, pogadamy później — przecisnął przez zęby Marek, rzucając okiem na „braci”.

— Nie, pogadamy teraz! Ukradłeś jedzenie, które przygotowałam dla naszych dzieci! Nie wstyd ci? Mało, iż zawsze zostawiasz sobie najlepsze kawałki – teraz jeszcze karmisz tym swoich gości?

— Idź, zanim stracił panowanie — rzucił ostro, chwytając ją za łokieć.

— Co ty robisz?! — szarpnęła się Kasia. — Nie jesteś tylko egoistą, jesteś złodziejem, Marek. Złodziejem, który kradnie jedzenie własnym dzieciom i karmi tym pijaczków.

— Przestań histeryzować, Kasieńka — wściekał się, czując się upokorzony przed kolegami. — To tylko raz.

— Tylko raz? A owoce? A kawior od mamy, który zjadłeś w jeden dzień? A kebaby, gdzie dzieciom zostawiłeś przypalone odpady, a sobie wybrałeś soczyste kawałki?

Kasia odwróciła się i odeszła.

Wieczorem, gdy wrócił, stała przy oknie.

— Żebyś ty siebie widziała — śmiał się Marek. — „Rozwód przez kurczaka”. Powinienem cię wysłać do telewizji.

— Składam pozew o rozwód — zimno odpowiedziała Kasia. — choćby teraz nie rozumiesz, o co chodzi. Nie o kurczaka. O twoje bydlęctwo, chciwość i to, iż nie myślisz o nikim poza sobą.

— Gdzie ja pójdę? — prychnął. — choćby nie jesteś śmieszna.

— Do swojej mamusi. Ta sama, która nauczyła cię, iż wszystko najlepsze należy do ciebie. Niech się teraz z tobą dzieli.

Marek wyszedł, myśląc, iż Kasia żartuje. Ale następnego dnia naprawdę złożyła pozew. Został u matki.

A po dwóch tygodiach zadzwonił telefon.

— Miałaś rację — westchnęła była teściowa. — On i u mnie wszystko zjada. Kupię sobie cukierki, zjem jednego – resztę on pochłania jeszcze tego samego wieczoru. Wiesz, myślałam, iż przesadzasz. Ale on choćby ostatnią wrzątek z czajnika nalał sobie, nie pytając.

— Chcesz, żebym go wzięła z powrotem? — zdziwiła się Kasia.

— Nie… no… chyba po prostu ponarzekać — zaśmiała się cicho teściowa.

— No to – powodzenia. A ja swoje życie z tym pożeraczem skończyłam. I wiesz… wreszcie oddycham pełną piersią.

Idź do oryginalnego materiału