W małym miasteczku na południu Polski, gdzie wąskie uliczki toną w zieleni kasztanów, a letnie upały ustępują miejsca chłodnym wieczorom, Ola i Krzysztof żyli razem już pięć lat. Ich przytulne dwupokojowe mieszkanie w centrum miasta było dla Oli prawdziwą twierdzą, którą urządzała z miłością. Ale pewnego wieczora wszystko się zmieniło.
Krzysztof wrócił z pracy i przy kolacji zaczął opowiadać o kłopotach swoich rodziców. Wybudowali ogromny dom na przedmieściach, marząc o przestronnej emeryturze. Zimą jednak ich wymarzony dom zamienił się w lodowaty zamek – ogrzewanie pochłaniało wszystkie oszczędności, a emerytury ledwo starczały na życie. Teść z teściową, nie widząc innego wyjścia, postanowili poprosić syna i synową o schronienie na zimę. Gdy Ola to usłyszała, krew uderzyła jej do głowy.
— Nie pozwolę, żeby twoi rodzice się do nas wprowadzili! — odcięła, ledwo powstrzymując złość. — I tego ich kundla też mi nie przyprowadzaj! Nie jestem służącą, żeby sprzątać za wszystkimi i znosić ich humory. Kiedy my potrzebowaliśmy pomocy, twoja matka zatrzasnęła przed nami drzwi. Niech teraz zbierze to, co posiała!
Ola spodziewała się kłótni, próśb, ale zamiast tego Krzysztof, patrząc jej prosto w oczy, wypowiedział słowa, które odbiły się w jej sercu echem:
— Albo moi rodzice się u nas zatrzymają, albo się rozwiedziemy!
W pokoju zapadła grobowa cisza. Ola poczuła, iż ziemia usuwa się jej spod nóg. Nie mogła uwierzyć, iż mąż stawia ją przed takim wyborem. Ale nie zamierzała się poddawać. Przyjmować teściową z jej wielkim kudłatym psem, który przyzwyczaił się do przestronnej budy, w ich ciasnym mieszkaniu? To przekraczało jej siły. Relacje z matką Krzysztofa zawsze były napięte – teściowa otwarcie gardziła synową, uważając ją za niegodną swojego syna. Myśl, iż ta kobieta będzie teraz rządzić w jej domu, doprowadzała Olę do szału.
— Twoi rodzice mają jeszcze dwoje dzieci — powiedziała zimno, zaciskając pięści. — Niech jadą do nich. Nie zamierzam poświęcać swojego komfortu dla ludzi, którzy mają mnie gdzieś. To mieszkanie jest moje i tylko ja decyduję, kto tu będzie mieszkał.
Ola przypomniała mężowi, jak jego rodzice chwalili się swoim domem, postawionym na pokaz, żeby zadziwić sąsiadów. Nie pomyśleli, jak będą płacić rachunki, a teraz ona ma rozwiązywać ich problemy? Nie, tak nie będzie. Nie pozwoli, by jej życie zamieniło się w koszmar przez czyjąś dumę.
Krzysztof milczał, ale jego wzrok był pełen determinacji. Ola wiedziała, iż ten ultimatum to nie puste słowa. Stała przed wyborem: ulec i stracić siebie albo postawić na swoim, ryzykując małżeństwem. Serce jej pękało, ale wiedziała – drogi powrotnej nie ma.