Siostry Katarzyny gwałtownie wyszły za mąż, rozjechały się po różnych miastach i doczekały się dzieci. Ich domy wypełniał śmiech, podczas gdy Katarzyna zostawała sama w rodzinnym domu w Zalipiu. Lata mijały, a wiara w to, iż spotka swoją miłość, topniała jak wiosenny śnieg. Sąsiedzi już dawno postawili na niej krzyżyk: „Kto by chciał taką, i to na wsi?” Ale Katarzyna się nie poddawała. Wiodła gospodarstwo, trzymała kury i kozy, uprawiała warzywa. Zbierała plony i wysyłała siostrom, by ich dzieci jadły świeże jarzyny. Jej chleb na zakwasie był legendą – goście prosili, by upiekła, a ona nigdy nie odmawiała.
Katarzyna nie narzekała. Przyjmowała swój los z pokorą, znajdując euforia w opiece nad siostrzeńcami, którzy przyjeżdżali latem. Ich głośne śmiechy ożywiały dom, ale gdy wyjeżdżali, cisza stawała się cięższa. Katarzyna nie traciła nadziei, choć w głębi duszy szykowała się na samotną starość.
Ale los miał inne plany.
Pewnego lipcowego dnia w sąsiednim domu pojawili się robotnicy – budowali drewutnię. U Katarzyny też znalazła się praca: dach stodoły wymagał naprawy, komin w wędzarni trzeba było poprawić, a i drobne sprawy się nazbierały. Bez męskiej ręki na wsi trudno, choć Katarzyna umiała posługiwać się siekierą i młotkiem. Jeden z robotników, Tadeusz, zgodził się pomóc. Był po rozwodzie, bezdzietny, o zmęczonych, ale dobrych oczach.
Najpierw tylko rozmawiali: o życiu, o wsi, o tym, jak ciężko jest być samemu. Potem zaczął przychodzić częściej, pomagał w gospodarstwie, a Katarzyna gotowała mu obiady. Z przyjaźni wyrosło coś więcej. W wieku czterdziestu lat Katarzyna wyszła za mąż. Wesele było skromne, ale jej oczy błyszczały tak, iż nikt nie ośmieliłby się nazwać jej brzydką. Tadeusz, starszy o trzy lata, patrzył na nią jak na cud.
W czterdzieści dwa lata Katarzyna urodziła Jacka. Tadeusz został wtedy czterdziestopięcioletnim ojcem, ale nie było w nim zmęczenia – tylko szczęście. Trzy lata później na świat przyszła Zosia. Dzieci były wymodloną nagrodą, ich światłem. Wbrew szytaWbrew szyderstwom i złym przepowiedniom, byli szczęśliwi, bo wiedzieli, iż prawdziwa miłość potrafi przyjść w najmniej oczekiwanym momencie.