Po powrocie z pracy Katarzyna wstąpiła do sklepu koło bloku. Już stała przy kasie, gdy dostrzegła ciocię Wandę. Kiedyś pracowała razem z matką Kasi. Spotykając przyjaciółkę mamy, zawsze zatrzymywała się, by zamienić z nią kilka słów.
Zapłaciła, odsunęła się od kasy i czekała na ciocię Wandę przy wyjściu.
– Dzień dobry – przywitała się Katarzyna, gdy kobieta podeszła. – Dawno pani nie widziałam.
– Kasiu, dzień dobry. Chorowałam, nie wychodziłam z domu. Chodź, muszę ci coś powiedzieć.
Kasia zaniepokoiła się. Szesnastoletni Maciek to trudny wiek, a trzynastoletnia Zosia już zaczyna się stroić. Może narobiła głupstw? Serce zabiło mocniej. Torba z zakupami ciążyła, a uchwyty wpijały się w dłoń. Może wymówić się brakiem czasu, uciec od tej rozmowy? Nie zdążyła. Ciocia Wanda zatrzymała się i szepnęła cicho, pochylając się do ucha Kasi:
– Nie pomyśl źle, nie plotkuję. Mówię, co sama widziałam. Jesteś mi bliska, przecież patrzyłam, jak dorastasz. Twój Tomek zagląda do sąsiedniego bloku, do młodej kobiety. Jej okna są naprzeciwko moich. Gdy tylko przychodzi, od razu zasłania firanki.
Kasię oblał zimny pot, a pot rzuciło ją w gorączkę. Nie spodziewała się takiego zwrotu akcji. Od kogo by się spodziewała, ale nie od Tomasza.
– Postanowiłam cię ostrzec. Sama nie mogę z tym żyć. Macie dwoje dzieci. A co, jeżeli to u niego coś poważnego? Powinnaś interweniować, porozmawiać z mężem, póki czas.
– Tak, idę już, ciociu. – Kasia odeszła szybkim krokiem, starając się uciec od współczujących spojrzeń i słów, zapominając, iż mieszkają w sąsiednich blokach.
Zadyszana, kilka razy próbowała trafić kluczem do zamka. W końcu weszła, opadła na pufę i postawiła torbę przy nodze. Upadła, coś się wysypało, potoczyło po podłodze. Kasia, ogłuszona nowiną, choćby tego nie zauważyła. Na hałas z kuchni przybiegła Zosia i zaczęła zbierać rozsypane zakupy.
– Zanieś do kuchni, później się tym zajmę – powiedziała Kasia, odprawiając córkę.
„Jak on mógł? Widziała ciocia Wanda, widzieli inni. A dzieci? A ja niczego nie zauważyłam…” – myślała, zdejmując płaszcz.
– Mamo, jesteś chora? Wyglądasz jakoś… – zaczęła Zosia.
– Idź do pokoju. Daj mi chwilę sama – ostro odpowiedziała Kasia.
Zosia zawahała się, ale zostawiła matkę samą.
„Dobrze, iż Tomka nie ma. Mam czas się uspokoić. Gdyby był, pewnie wybuchnęłabym od progu. Emocje to zły doradca.”
Wstała, poszła do kuchni, nalała wody do szklanki i piła małymi łykami, przekonując siebie, by się nie denerwować. Trochę jej ulżyło. Zaczęła przygotowywać obiad. Ale wszystko wypadało jej z drżących rąk.
Na patelni rumieniły się już kotlety, wystarczyło tylko odgrzać ugotowane wcześniej ziemniaki. Co chwila Kasia podchodziła do okna, próbując wypatrzeć okno cioci Wandy i to drugie, naprzeciwko.
Drgnęła na dźwięk klucza w zamku. Odwróciła się gwałtownie do kuchenki. Po chwili usłyszała kroki za plecami.
– Świetnie pachnie – powiedział wesoło mąż.
– Przebierz się i umyj ręce, zaraz jemy – głos Kasi brzmiał ostro jak metalowy drut.
– Coś się stało? – Tomek podszedł i zajrzał jej w twarz.
– Spotkałam w sklepie ciocię Wandę. – Kasia przełknęła ślinę. – Powiedziała, że… chorowała, nie wychodziła. A ja choćby do niej nie zajrzałam.
– I dlatego się martwisz? – zapytał Tomek.
– Nie. Powiedziała, iż widziała, jak chodzisz do bloku naprzeciwko. – Ostatnie słowa wypowiedziała cicho, patrząc mu prosto w oczy.
– Co ci jeszcze ta stara plotkara naopowiadała? – zirytował się Tomek.
Ale Kasia po jego niespokojnym wzroku zrozumiała, iż to prawda. A ona jeszcze miała nadzieję…
– Widziała ona, widzieli inni. O czym ty myślałeś? A jeżeli dzieci się dowiedzą? – syknęła Kasia, zerWtedy dzieci wbiegły do kuchni, a Kasia uśmiechnęła się przez łzy, zrozumiawszy, iż najważniejsze to trzymać się razem, choćby gdy życie stawia na drodze najtrudniejsze próby.