Wszedłem do piekarni z pustym żołądkiem i ciężkim sercem. Miała zaledwie osiem lat i nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jadła coś ciepłego.
Proszę pani… czy mogłaby mi pani dać kawałek chleba, choćby jeżeli to trudne? poprosiła drżącym głosem.
Kobieta spojrzała na nią z góry na dół i wskazała drzwi.
Wynoś się stąd, obdartusie! Idź do pracy jak wszyscy! warknęła, przecierając blat.
Poczula gulę w gardle i zaczęła się wycofywać, ale poważny głos ją zatrzymał.
Hej, kobieto! odezwał się starszy mężczyzna, który robił zakupy. Nie widzisz, iż to dziecko?
To niech jej rodzice się tym zajmą odparła rozdrażniona.
Chciała zniknąć, ale mężczyzna pochylił się i położył jej dłoń na ramieniu.
Nie martw się, córeczko. Chodź, kupię ci coś do jedzenia.
Tego dnia zabrał ją do swojego domu, dał gorącą zupę, łóżko i coś najważniejszego miejsce, gdzie nie czuła się jak śmieć.
Nie mam wnuków powiedział z uśmiechem. Zostaniesz moją?
Zacisnęła usta, by nie płakać, i skinęła głową.
Tak, dziadku.
Minęły lata, a ten staruszek stał się jej rodziną, siłą i motywacją do nauki. Kazał jej obiecać, iż pewnego dnia pomoże innym tak, jak on pomógł jej.
Czas mijał, aż w końcu, już jako lekarz, została pilnie wezwana do szpitala. Kobieta w sali operacyjnej traciła krew. Gdy weszła i zobaczyła ją na noszach, zamarła to była ta piekarka.
Podczas operacji przypomniała sobie jej krzyk tamtego dnia, ale także ciepłą dłoń dziadka, który wyciągnął ją z ulicy. Wtedy zrozumiała.
Po kilku godzinach kobieta ocknęła się.
Ty… uratowałaś mi życie? zapytała szklistymi oczami.
Lekarka spojrzała na nią spokojnie.
Tak, proszę pani. I zrobiłam to, bo ktoś kiedyś uwierzył, iż zasługuję na drugą szansę.
Kobieta wybuchnęła płaczem. Uśmiechnęła się tylko, czując, iż jej dziadek z nieba jest z niej dumny.