Stojąc w progu małego mieszkania przy ulicy Floriańskiej w Krakowie, Paweł Zieliński przytrzymywał tę samą walizkę, którą spakował przed rokiem. Z wyglądem człowieka, który po wyjściu po chleb wrócił tak, jakby nic się nie stało, wkroczył w dom, w którym przez dwanaście miesięcy panowała cisza.
Cześć odezwał, z trudem ukrywając drżenie w głosie. Czy mogę wejść?
Grażyna Wójcik nie odpowiedziała. Spojrzała na niego, a w jej umyśle rozbłysły obrazy: puste łóżko, nieodczytane wiadomości, liczne nieudane telefony, święta w milczeniu, nocne łzy w kuchni, gdy dzieci już spały w swoich łóżeczkach.
Przemyślałem wszystko kontynuował, jakby te słowa mogły naprawić to, co się stało. Chcę wrócić. Spróbować jeszcze raz. Z nami.
W jej piersiach zawirowało słabość, nie dlatego, iż on powrócił, ale dlatego, iż jeszcze kilka miesięcy temu dałaby wszystko, by usłyszeć te same słowa. Teraz nie była już tą kobietą, którą porzucił.
Pierwsze tygodnie po jego odejściu wydawały się jej wyrokiem nie z bólu, a z pustki. Odszedł bez słowa, bez wyjaśnienia, z rana spakował się i rzekł: Nie wiem, co dalej. Muszę wyjechać. Zablokował jej numer, nie odbierał telefonów od dzieci.
Teraz stał w drzwiach, a czas zdawał się cofnąć. Spojrzała mu w oczy. Niby ten sam człowiek, ale ona już nie była tą samą kobietą. Ciekawość i potrzeba zamknięcia roku milczenia popchnęły ją, by wpuścić go do środka. Nie wiedziała, dlaczego może z ciekawości, może po to, by przekonać się, iż nie czuje nic.
Usiadł na kanapie, w miejscu, które zajmował od dwudziestu lat. Chwycił ulubiony kiedyś kubek i rozejrzał się po salonie.
kilka się zmieniło mruknął.
Wszystko się zmieniło odpowiedziała cicho, tonąc w nowej pewności. Ty tego jeszcze nie zauważyłeś.
Po chwili ciszy Paweł zaczął opowiadać o przesileniu, o pustce, o tym, iż się pogubił. Mówił, iż musiał wyjechać, bo czuł się przytłoczony w ich domu, iż nie był gotów na starość, na monotonię, na codzienność. Twierdził, iż ucieczka była jedynym sposobem, by zrozumieć, co dla niego znaczyła rodzina.
Grażyna patrzyła na niego z obojętnością, której jeszcze kilka miesięcy temu nie znała. Dziś w jej wnętrzu panował spokój i twarda świadomość: przetrwała bez niego.
A gdzie byłeś? w końcu zapytała.
Paweł wzruszył ramionami.
Najpierw u znajomego, potem wynająłem małe mieszkanie na obrzeżach. Pracowałem dorywczo, dużo myślałem.
Sam byłeś? podkreśliła.
Zawahał się.
Tak, ale nie chcę cię okłamywać. Spotkałem się z kimś. Krótko. Nic poważnego. Chciałem zapomnieć. Ból był mniejszy, bo mówiłem o tym tak, jakby to była zwykła anegdota. A ja przez cały rok składałam siebie kawałek po kawałku.
W tym czasie Grażyna zrobiła dla siebie to, czego nie potrafiła w trakcie małżeństwa. Poszła do pracy, odnowiła kontakty z dawnymi koleżankami, ruszyła w krótkie wycieczki samochodem coś, czemu Paweł zawsze przewracał nos. Wieczorami włączała muzykę, która ją podnosiła na duchu, i przestała patrzeć na jego znudzone spojrzenia. Po prostu zaczęła żyć własnym rytmem. A teraz, kiedy wrócił, pytanie brzmiało: czy wszystko ma się cofnąć?
Czy chcesz wrócić do mnie, czy do kobiety sprzed roku? zapytała prosto. Bo nie jestem już tą samą osobą, którą zostawiłeś. Nie wiem, czy chciałabym znów nią być.
Paweł spojrzał na nią z niedowierzaniem, jakby dopiero teraz zauważył, iż nie czeka. Zrozumiała, iż nie potrzebuje już odpowiedzi, ale prawdy. Prawda była taka, iż nie chce już żyć dla niego, ale dla siebie.
Po jego wyjściu siedziała przy stole, wpatrując się w niedopitą herbatę. Dom był cichy, ale to już nie była duszna cisza pierwszych tygodni po jego odejściu. To była cisza, w której mogła wreszcie oddychać.
Walizka stała w przedpokoju, po prostu postawiona, jakby miał pewność, iż zostanie. Grażyna nie odebrała tego jako litość, ale dystans. Najpierw chciała zrozumieć, czego naprawdę on chce, a czego ona sama.
Przez kolejne dni Paweł pisał jedną lub dwie wiadomości dziennie bez presji, czasem pytanie, czasem wspomnienie. Raz przesłał zdjęcie z ich dawnego wyjazdu w Zakopanem, z podpisem: Nie wiedziałem wtedy, iż mam wszystko. Nie odpowiadała nie była gotowa.
W weekend zaproponował spotkanie przy kolacji, rozmowę, cokolwiek. Odpisała jedynie: Jeszcze nie teraz. Teraz to ona potrzebowała słów, prawdy, wyjaśnień, może przeprosin ale nie pustych, a wynikających z dojrzałości i zrozumienia tego, co naprawdę się stało.
Wieczorem usiadła na kanapie, otworzyła książkę, której nie mogła dokończyć od tygodni, ale nie mogła się skupić. Telefon wyświetlił wiadomość:
Jeśli chcesz, mogę jutro przyjść. Tylko porozmawiać. Niczego nie oczekuję.
Patrzyła na ekran, a w głowie kłębiły się myśli. Nie kochała go już tak, jak kiedyś, ale nie wszystko w życiu da się zważyć na wadze emocji. Czasem ludzie gubią się, by w końcu odnaleźć siebie.
Może warto spróbować. Może powinna. Może jeszcze nie jest za późno, by wrócił nie do tamtej kobiety, którą zostawił, ale do tej, którą po roku miał szansę naprawdę docenić. Może













