— Będę mieszkać z wami i dopilnuję, żeby wszystko szło jak należy — teściowa wręczyła synowi walizkę i zabrała się za porządki w mieszkaniu.
Anna i Mietek byli szczęśliwym małżeństwem już pięć lat. Na początku nie zdecydowali się na dzieci, ponieważ podchodzili do tego poważnie. I oto w rocznicę ślubu podjęli istotną decyzję.
— Jestem gotowa — uśmiechnęła się Anna. — Bardzo chcę mieć dziecko.
— Myślę, iż teraz to najlepszy moment! — odparł Mietek. Znalazł dobrze płatną pracę, w mieszkaniu zakończono remont i nic nie przeszkadzało, by pojawiło się dziecko. Jednak nie udało się zajść w ciążę od razu. Trzeba było poddać się badaniom, odwiedzać lekarzy i choćby zasięgnąć pomocy medycyny alternatywnej. Tak doradziła teściowa, zauważając, iż synowa wciąż nie może obdarzyć męża dwoma kreskami na teście.
Gdy ogłosili planie powiększenia rodziny, Stanisława zaczęła aktywnie angażować się w życie syna i synowej. Weekendy nie obywały się bez jej telefonów i pytań:
„No kiedy?”
„Znowu nie wyszło?”
„Źle to robicie!”
„Trzeba was wszystkiego nauczyć!”
Skończyło się na tym, iż Stanisława przyjechała do synowej i oznajmiła:
— Oto adres szeptuchy. Jutro cię oczekuje.
— Pani Stanisławo, podchodzę do tego z rezerwą. Wolę tradycyjne metody.
— Znam te wasze tradycyjne metody! Wszystkie pieniądze wydacie na lekarzy, a efektów brak!
— Jestem osobą wierzącą i nie pójdę do znachorki — odpowiedziała Anna. Teściowa zacisnęła usta, ale milczała, więc Anna pomyślała, iż temat został zamknięty. Jednak Stanisława postanowiła podejść do sprawy od innej strony. Opowiedziała synowi o cudach, jakimi znachorka rozwiązuje problemy, obiecała szybkie rezultaty i postawiła na swoim.
Ku zaskoczeniu, Mietek gwałtownie przyjął stanowisko matki i naciskał na Annę.
— Jedź. To nic strasznego. To zielarka, nie wiedźma. Nie upieraj się. Mama nie doradzi nic złego — powiedział mąż, dosłownie zmuszając Annę do wizyty u szeptuchy.
Anna musiała się posłuchać. Nie chciała się kłócić, ponadto rozumiała, iż zarówno teściowa, jak i mąż starają się dla wspólnego dobra.
Znachorka Ani się nie spodobała. Zaczęła coś mruczeć, spryskała ją czymś, a potem wręczyła woreczek z jakimś specyfikiem.
— Bierz raz dziennie.
— Dziękuję — powiedziała Anna i pospiesznie wyszła. Miała ochotę wyrzucić wszystko, co otrzymała od znachorki, do najbliższych koszy na śmieci. Ale obejrzawszy się, zauważyła, iż kobieta patrzy przez okno. Anna zrozumiała, iż jest obserwowana. Bała się, iż teściowa wszystkiego się dowie, więc pojechała do domu. Musiała przekonać rodzinę, iż zrobiła to, co jej kazano. Nie miała zamiaru przyjmować przepisanego specyfiku. Odłożyła woreczek na półkę i zamknęła szafę.
Mimo iż specyfik pozostał nienaruszony, upragniona ciąża pojawiła się około miesiąc po wizycie u znachorki. Anna uznała to za przypadek, bo nie przyjmowała ziół, a kontynuowała leczenie przepisane przez lekarza. Ale teściowa przypisała sukces sobie i wmówiła synowi, iż w ciąży Anny to tylko jej zasługa. Zauważywszy, iż synowa posłuchała rady, Stanisława postanowiła, iż teraz we wszystkich sprawach ma prawo głosu.
Bez względu na wiek i doświadczenie uważała, iż jej zdanie powinno być decydujące w każdej kwestii, choćby tej, która jej zupełnie nie dotyczyła. Narzucała swoje rady we wszystkim. Począwszy od diety przyszłej mamy, skończywszy na godzinie, o której powinna iść spać. Jej uwaga i „troska” osiągnęły absurdalny poziom. Na przykład pewnego dnia, niemal o północy, gdy małżonkowie oglądali ulubiony film przy świecach, rozległ się dzwonek do drzwi.
Stanisława przejechała przez całe miasto, aby upewnić się, iż Anna przestrzega reżimu i przygotowuje się do snu.
— Co to? Jedliście jedzenie z restauracji?! — bezceremonialnie wpadła do pokoju i zaczęła zbierać do torby wszystko, co zobaczyła na stole. Były tam ulubione sushi Ani i ryżowy makaron.
— Pani Stanisławo, co pani robi?! — Anna próbowała odzyskać ostatnią porcję sushi, ale Stanisława tylko bardziej się ożywiła i zaczęła wyrażać swoje niezadowolenie, twierdząc, iż taka żywność nie jest odpowiednia dla ciężarnych.
— Mietek, dlaczego pozwoliłeś żonie jeść to wszystko? Dobrze, iż ona nie ma rozumu, ale ty? Gdzie patrzyłeś?! Poza tym, to już noc, jedzenie o tej porze jest niezdrowe choćby dla zdrowej osoby!
— Ciąża to nie choroba! — próbowała odpowiedzieć Anna, ale zasypana została kontrargumentami.
Mietek zdążył zjeść swoją część, więc nie był zbytnio rozczarowany, iż jedzenie zniknęło ze stołu. Pomyślał, iż może mama miała rację, i surowej ryby nie powinno się jeść. Mogła źle wpłynąć na dziecko.
— Dobrze, mamo, nie będziemy więcej zamawiać takiego jedzenia. Przepraszam.
— Przepraszasz?! Czyli twoja matka nazwała mnie bezmyślną istotą, a ty przepraszasz ją?! — nie wytrzymała Anna. Łzy pociekły jej po policzkach. Mietek zaczął uspokajać żonę, a Stanisława pod osłoną hałasu odeszła, zabierając ze sobą torbę pełną jedzenia.
— Zapomnijmy o tym nieporozumieniu. Wiesz, iż chce, żeby było dobrze?
— Nie. Nie rozumiem. Nie podoba mi się, iż wszędzie wtyka nos! Inne ciężarne jedzą kredę! Albo ogórki z czekoladą! A ja nie mogę zjeść tego, co lubię?!
— Możesz, oczywiście. Zróbmy tak: teraz pojadę do supermarketu i kupię wszystko, co zechcesz.
— Dobrze. Kup mi sushi. Takie jak były na moim stole przed przyjazdem twojej matki.
— Nie. Wszystko oprócz sushi.
Anna wybiegła zapłakana. Wieczór był zrujnowany.
Jak również inne wieczory, gdy Stanisława wpadała bez zaproszenia i narzucała swoje porządki w domu. Pewnego dnia przyszła w południe, gdy Anna była sama w domu. Wracała wcześniej z pracy, bo źle się czuła. Po drodze poczuła się lepiej, jak to często bywa. Strasznie chciała jeść, więc kupiła sobie jogurt i bułkę. Prawie się nią zadławiła, kiedy zobaczyła, iż na progu już czeka teściowa.
— Stanisławo?! Po co pani przyszła?!
— Syn powiedział, iż masz nudności — spojrzała na bułkę. — Nic dziwnego. Odżywiasz się na biegu, byle czym. Co to w ogóle? Bułka z szynką i serem?! No, daj tu! — Stanisława zaczęła wyrywać synowej bułkę i niemal się pobiły. Rozdzieliła je sąsiadka.
— Co jest, panie? O ostatni kawałek chleba się bijecie?
— A co, kobieta w ciąży, niedoświadczona, nie wie, co można, a co nie. Tak tylko żartujemy — natychmiast zmiękła teściowa.
— O wiem, te młode myślą, iż wszystko wiedzą same…
Kobiety znalazły wspólny język i zaczęły rozmawiać o swoich dzieciach, a Anna oczyściła się z okruszków i weszła do mieszkania, zamykając drzwi na wszystkie zamki. Stanisława zrozumiała, iż nie zdążyła i zaczęła pukać, ale Anna jej nie wpuściła.
Stanisława wszczęła alarm na klatce schodowej. Przyjechał Mietek i znowu doszło do kłótni.
I znowu teściowa odeszła pod nieład, podczas gdy Anna płakała i domagała się sprawiedliwości. Ale Mietek, za namową matki, wszystko przypisał burzliwym hormonom. Im bliżej narodzin, tym atmosfera była bardziej napięta i tym bardziej Stanisława „dusiła” troską.
Anna z powodu nerwów zaczęła mieć problemy ze zdrowiem i postanowiła porozmawiać z mężem.
— Mietek, rozumiem, iż kochasz swoją matkę, a ona kocha ciebie… ale nie chcę, żeby pojawiała się w naszym domu… — Anna nie zdążyła dokończyć. Usłyszała, jak ktoś przekręca klucz w zamku i zmartwiała, bo klucze mieli tylko ona i Mietek. — Włamywacze?!
Ale zamiast złodziei, w korytarzu pojawiła się Stanisława z walizką.
Anna przyłapała się na myśli, iż bardziej ucieszyłaby ją wizyta włamywaczy niż teściowej.
— Jak udało ci się otworzyć zamek? — zdołała wykrztusić.
— Kluczem. Syn ci go wręczył — pochwaliła się Stanisława. — Martwi się o ciebie, a ty mnie na próg nie wpuszczasz. Tak nie można. Na ostatnich miesiącach ciąży trzeba mieć dostęp do mieszkania, gdybyś nie mogła otworzyć. I w ogóle, uznaliśmy z nim, iż potrzebujesz pomocy, zarówno moralnej, jak i fizycznej. Niedługo urodzi się wnuczek, a ja będę się z nim opiekować. Na razie dopilnuję, żeby wszystko szło jak należy — teściowa wręczyła walizkę Mietkowi i wkroczyła do pokoju.
— No proszę, czego się spodziewać. Znowu niezdrowa żywność. Wszystko to trafi na śmietnik. Od dziś będę dbać o to, co jesz i pijesz. Na obiad przyniosłam rosół. I jeszcze przywiozłam ziołową nalewkę od znachorki. Wypij teraz — tonem nieznoszącym sprzeciwu, powiedziała teściowa.
Anna spojrzała na męża, oczekując wyjaśnień, ale on tylko się uśmiechnął i pogładził ją po ramieniu.
— Mama ma rację. Tak będzie lepiej, kochanie.