„Walizka na kółkach”
– Mamo, jestem już dorosła. Mogę chociaż raz zrobić to, na co mam ochotę? – denerwowała się Ania.
Kłóciły się od kilku dni, odkąd Ania oznajmiła mamie, iż chce z chłopakiem wyjechać na tydzień do Gdańska.
– A studia? Sesja już niedługo.
– Przeciez dobrze się uczę. Nadrobię. No proszę, mamo – błagała Ania.
– Znacie się dopiero chwilę. A co potem? – Ludmiła nie miała już sił, by odwieść córkę od tego pomysłu.
– jeżeli mnie nie puścisz, ucieknę z domu i nigdy nie wrócę! – krzyknęła Ania, rzuciła się na kanapę, przycisnęła poduszkę do brzucha i odwróciła się do okna.
„A może naprawdę odejdzie?” – niepokój wkradł się do serca Ludmiły i przerodził w panikę. Córka był sensem jej życia, jedyną bliską osobą. Nie mogła jej stracić.
– Mamo, ty zawsze byłaś rozsądna i zostałaś sama. Chcesz, żebym skończyła tak samo? – W głosie Ani zabrzmiała histeria.
– Kochanie, wszystko przyjdzie w swoim czasie… – mówiła Ludmiła, choć wiedziała, iż córka jest zakochana i nie słucha.
Ania wtuliła twarz w poduszkę i rozpłakała się.
„Czyżbym naprawdę była wrogiem własnego dziecka? Czasy się zmieniły. Wszystko teraz idzie szybciej. Może gdybym w młodości była odważniejsza, w porę zrozumiałabym, iż mąż to pomyłka, moje życie potoczyłoby się inaczej?” – westchnęła.
– No dobrze, jedź. Ale dzwoń codziennie. Nie dam ci wiele pieniędzy, wiesz, iż oszczędzam na remont – poddała się zmęczona Ludmiła.
Ania odrzuciła poduszkę, podbiegła do matki i przytuliła ją mocno.
– Mamo, dziękuję! Nie potrzebuję pieniędzy, Marek ma oszczędności. Będę dzwoniła, choćby kilka razy dziennie. Nie martw się, wszystko będzie dobrze – szczebiotała radośnie.
„Jak się nie martwić? Poczekaj, aż sama zostaniesz matką, zobaczysz wtedy” – pomyślała Ludmiła, ale nie powiedziała tego na głos. I tak by nie zrozumiała.
Córka pobiegła do swojego pokoju i wróciła z walizką.
– Już spakowałaś rzeczy? Naprawdę byś uciekła? – Domysł zabolał jak ukłucie.
– Wiedziałam, iż się zgodzisz. Zaraz zadzwonię do Marka. – Ania sięgnęła po telefon, ale zamiast dzwonić, podeszła do matki.
– Może sama byś gdzieś pojechała? Do cioci Hani, na przykład. Po co masz siedzieć sama w domu? Przecież masz urlop – powiedziała już spokojniej.
– Znajdę sobie zajęcie. Tylko uważaj tam, wiesz, o co chodzi… – burknęła Ludmiła.
Miała ochotę wyć z bezsilności.
– Mamo, jestem dorosła. Wiem, o czym mówisz. – Ania wybrała numer chłopaka.
Serce ścisnęło się Ludmile. Z rozmowy zrozumiała, iż córka zaraz wyjedzie.
– No to już, mamo, taksówka czeka na dole. – Ania z walizką wyszła do przedpokoju.
Ludmiła rzuciła się za nią.
– Mamo, nie odprowadzaj. Jak wsiądziemy do pociągu, zadzwonię. Wrócę za tydzień. – Ania cmoknęła matkę w policzek i wyfrunęła z mieszkania, nie zauważając łez w jej oczach.
„No i po wszystkim. Dorosła, mama już nie potrzebna. choćby nie pozwoliła odprowadzić”. Ludmiła podbiegła do kuchni i wyjrzała przez okno. Na dole stała żółta taksówka, obok której nerwowo przechadzał się młody mężczyzna. „Wygląda przyzwoicie. Może jednak wszystko będzie dobrze? Nie da się przecież uchronić jej przed wszystkim”.
Smutnym wzrokiem śledziła odjeżdżającą taksówkę, wróciła do pokoju i usiadła na kanapie, na której przed chwilą siedziała córka. Łzy napłynęły do oczu. „I zostałam sama. Cicho, pusto. Zwariuję tutaj. Trzeba się przyzwyczaić. Rozstać się z dorosłą córką – to los wszystkich matek”.
Siedziała tak długo, nie mogąc się zabrać za nic. „A może i ja powinienam gdzieś wyskoczyć? Na przykład nad morze. W końcu urlop. Lato się już skończyło, ale i tak jest cieplej niż tutaj”. Włączyła komputer córki i zaczęła sprawdzać bilety.
Znalazła tani lot do Kołobrzegu na jutro rano. Nie zastanawiała się długo, od razu kupiła bilet w obie strony na pięć dni. MLudmiła uśmiechnęła się przez łzy, gdy za drzwiami rozległo się głośne „Cześć, mamo!” i wpadł do mieszkania rozpromieniony Marek, niosąc torby z zakupami na wspólny obiad.