Gdy babcia dowiedziała się, iż wnuk chce ją wyrzucić z mieszkania, sprzedała je bez żalu.
Po co brać kredyt hipoteczny, skoro można doczekać, aż babcia umrze, i odziedziczyć jej mieszkanie? Właśnie tak myślał kuzyn mojego męża, Artur. Ma żonę Bogusię i trójkę dzieci, a cała ich rodzina żyje w oczekiwaniu na spadek. Nie chcą wiązać się z pożyczkami, wolą marzyć o dniu, gdy babcine mieszkanie w końcu do nich trafi. Tymczasem mieszkają u matki Bogusi w ciasnej kawalerce w Gdyni, nad Bałtykiem, i widocznie takie życie ich męczy. Artur i Bogusia coraz częściej szepczą, jakby szybciej „załatwić sprawę” z babcią.
A babcia, Wanda Piotrowska, to prawdziwy skarb. Mając siedemdziesiąt pięć lat, tryska energią, żyje pełnią życia i nie narzeka na zdrowie. Jej dom w centrum Gdyni zawsze otwarty jest dla przyjaciół, opanowała telefona, chodzi na wystawy, bywa w teatrach, a czasem choćby potrafi sobie pozwolić na niewinny flirt na potańcówkach dla emerytów. Wydaje się promieniować radością, a jej życie to przykład tego, jak można cieszyć się każdym dniem. Ale dla Artura i Bogusi to nie powód do dumy, ale źródło irytacji. Mają dość czekania.
W końcu ich cierpliwość się skończyła. Postanowili, iż Wanda Piotrowska powinna przepisać mieszkanie na Artura, a sama przeprowadzić się do domu opieki. choćby nie ukrywali swoich zamiarów, twierdząc, iż „babci tam będzie lepiej”. Ale Wanda Piotrowska nie należy do tych, którzy się poddają. Stanowczo odmówiła, co tylko rozpaliło konflikt. Artur wpadł w szał, krzycząc, iż jest „egoistką” i „powinna myśleć o wnukach”. Bogusia dolewała oliwy do ognia, sugerując, iż babcia „zbyt długo się ciągnie”.
Gdy ja i mój mąż, Krzysztof, dowiedzieliśmy się o tym, byliśmy w szoku. Wanda Piotrowska zawsze marzyła o podróży do Japonii – zobaczyć Fuji, poczuć zapach kwitnących wiśni, przejść się uliczkami Tokio. Zaproponowaliśmy jej, by zamieszkała z nami, wynajęła swoje mieszkanie i oszczędzała na marzenie. Zgodziła się, i niedługo jej przestronne trzypokojowe mieszkanie w centrum miasta zaczęło przynosić dochód. Artur i Bogusia, gdy się o tym dowiedzieli, urządzili ogromną awanturę. Uważali mieszkanie za swoje i domagali się, by babcia wpuściła ich tam do środka. Oskarżyli choćby mojego męża, iż „zmanipulował” babcię dla spadku. Artur posunął się tak daleko, iż zażądał przekazania mu pieniędzy z wynajmu, nazywając je „swoją należną częścią”. Odpowiedzieliśmy, iż to się nie stanie, i koniec.
Bogusia zaczęła zaglądać do nas niemal codziennie. Raz sama, raz z dziećmi, raz z jakimiś absurdalnymi prezentami. Wypytywała, jak się miewa babcia, ale widzieliśmy prawdziwy powód – ona i Artur wciąż liczyli, iż Wanda Piotrowska niedługo „odejdzie” i zostawi im spadek. Ich chciwość i bezczelność były porażające.
Tymczasem Wanda Piotrowska uzbierała wystarczająco dużo pieniędzy i poleciała do Japonii. Wróciła rozpromieniona, z walizką pełną opowieści i zdjęć. Zasugerowaliśmy, by na tym nie poprzestawała: sprzedała mieszkanie i kontynuowała podróże, a na starość zamieszkała z nami w spokoju i cieple. Zastanowiła się i zdecydowała. Jej duże mieszkanie poszło za dobrą cenę, a za zarobione pieniądze kupiła małe, przytulne studio na obrzeżach Gdyni. Resztę środków zainwestowała w nowe przygody.
Wanda Piotrowska objechała Włochy, Czechy i Norwegię. W Norwegii, podczas wycieczki nad fiordami, poznała Szweda o imieniu Lars. Ich romans był jak z filmu – w wieku siedemdziesięciu pięciu lat wyszła za niego za mąż! Ja i Krzysztof polecieliśmy na ślub do Szwecji, i było to niesamowite – widzieć, jak promienieje w białej sukni, otoczona kwiatami i uśmiechami. Wanda Piotrowska zasłużyła na to szczęście. Całe życie pracowała, wychowywała dzieci, pomagała wnukom, a teraz wreszcie żyje dla siebie.
Artur, gdy dowiedział się o sprzedaży mieszkania, wpadł we wściekłość. Żądał, by babcia oddała mu studio, twierdząc, iż „jej i tak wystarczy”. Jak zamierzał tam pomieścić piątkę – to tajemnica. Ale nas to już nie obchodzi. Cieszymy się, iż Wanda Piotrowska znalazła swoje miejsce pod słońcem. A Artur i Bogusia… Ich historia przypomina, iż bliscy czasem pokazują prawdziwą twarz, gdy w grę wchodzą pieniądze.