Pokoik zajął bratanek
Jadwiga Stanisławówna stała przy kuchennym oknie, obserwując, jak na podwórko wjełdża sfatygowany maluch. Z auta wysiadł powoli wysoki chłopak w pogniecionej koszulce i dżinsach, wyciągnął z bagażnika dwa wielkie plecaki i sportową torbę.
— No i przyjechał — mruknęła pod nosem, wytarła ręce w ścierkę i ruszyła powitać bratanka.
Bartek wyrósł. Gdy widziała go ostatnio, miał ze czternaście lat, chudy jak patyk z odstającymi uszami. A teraz przed drzwiami stoi prawdziwy mężczyzna, choć trochę zagubiony.
— Ciociu Jadziu? — niepewnie zapytał, gdy otworzyła drzwi.
— No jasne, iż ja! Wchodź, wchodź, Bartku! Jezu, jakiś ty wielki! — przytuliła bratanka, wyczuwając zapach podróży i taniej wody toaletowej. — Przejdź do pokoju, rozgość się. Zmęczony pewnie?
— Nie, spoko. Dzięki, iż się zgodziłaś mnie przygarnąć. Naprawdę tylko na chwilę, aż znajdę robotę i wynajmę kąt — Bartek przestępował z nogi na nogę, rozglądając się po przedpokoju.
Jadwiga Stanisławówna skinęła głową, choć w sercu już zaleciał niepokój. Mówić to jedno, a robić co innego. Tak samo jej siostra, Bartkowa matka, zawsze obiecywała złote góry, a potem znikała na miesiące.
— Chodź tu — pokazała w stronę pokoju, który jeszcze wczoraj był jej domowym biurem. Biurko, półki z książkami, ulubiony fotel przy oknie — wszystko to musiała przenieść do sypialni, by zrobić miejsce dla bratanka.
Bartek zatrzymał się w progu.
— Słuchaj, a może lepiej się rozłożę na kanapie w salonie? Nie chcę cię ograniczać.
— Co ty! Młodemu człowiekowi trzeba własnej przestrzeni — odparła Jadwiga, chociaż w środku wszystko się w niej skurczyło. Dwadzieścia lat urządzała ten pokój, każda rzecz miała swoje miejsce, swoją historię.
Bartek postawił plecaki na podłodze, przyglądając się wnętrzu.
— A gdzie teraz będziesz pracować? Tu chyba było biurko.
— Przeniosłam do sypialni. Nic się nie stało — starała się mówić wesoło, ale głos lekko zadrżał.
Bratanek chyba nic nie zauważył, już odpinał zamek w jednym z plecaków.
— Mogę trochę się rozpakować? Wszystko pogniecione po drodze.
— Oczywiście! Ja w tym czasie zrobię kolację. Co lubisz?
— Wszystko jem, nie jestem wybredny — Bartek się uśmiechnął i w tym uśmiechu Jadwiga zobaczyła rysy nieżyjącego brata. — Tylko, ciociu, nie gotuj za dużo. Dzisiaj padnę, a jutro od rana zacznę szukać pracy.
Skinęła głową i poszła do kuchni, a za plecami już słychać było odgłosy przenoszenia rzeczy. Bartek ewidentnie nie zamierzał zostawić mebli tak, jak je ustawiła.
Króląc kotlety, Jadwiga przypomniała sobie dzisiejszą rozmowę z sąsiadką, Halinką Władysławówną.
— A ty jesteś pewna, iż dobrze robisz? — pytała tam, zerując wzrokiem w stronę mieszkania Jadwigi. — Młodzi nie jest jaka tera… Dziś bratanek, jutro przyprowadzi kolegów, pojutrze jakąś laskę. A potem jeszcze wesele u ciebie zechce wyprawić.
— Co ty gadasz, Hala! — machała wtedy ręką Jadwiga. — Toż to rodzina. Syn brata.
— Rodzina, rodzina — burknęła sąsiadka. — A gdzie ta rodzina była, jak tobie źle było? Jak w szpitalu leżałaś po operacji?
Wtedy te słowa wydały się Jadwidze niesprawiedliwe. Ale teraz, słuchając, jak bratanek coś przestawia w jej dawnym gabinecie, mimowolnie się zamyśliła.
— Ciociu Jadziu! — krzyknął Bartek z pokoju. — A można telewizor do mnie przenieść? Tu będzie wygodniej stał.
Zamarła z chochlą w ręce. Telewizor stał w salonie od piętnastu lat, przywykła oglądnąć wiadomości w ulubionym fotelu.
— Bartku, a jak ja będę oglądać? — ostrożnie zapytała.
— Wszystko zrobisz w sypialni. Albo wpadniesz do mnie, razem coś obejrzymy — odparł beztrosko bratanek.
Jadwiga przygryzła wargę. Własny pokój odwiedzać za pozwoleniem? Oglądnąć telewizję w sypialni, leżąc jak chorowita?
— Wiesz co, Bartku, zostawmy telewizor na razie. Później pomyślimy — powiedziała najłagodniej jak umiała.
Z pokoju dobieło się niecierpliwe westchnienie, ale bratanek już do tematu nie wracał.
Przy kolacji Bartek opowiadał o planach. Pracę chciał znaleźć w budowlance, doświadczenie miał, ręce złote, jak sam mówił. Zapłata obiecywała się nie najgorzej, za miesiąc-dwa na pewno wynajmie coś swojego.
— A co ze szkoń? — zapytała Jadwiga. — Mama mówiła, iż w technikum byłeś.
Bartek się skrzywił.
— Rzuciłem. Nudy, sama teoria. A ja wolę coś robić, działać.
— Szkoda. Wykształcenie zawsze się przyda.
— No bo ty pracujesz w księgowości, papiery masz, a ile zarabiasz? — wzruszył ramionami. — A ja na budowie w tydzień tyle zrobię, co ty w miesiąc.
Jadwiga milczała. Mówić, iż pracuje nie tylko dla pieniędzy, iż lubi to, co robi, byłoby bez sensu. Młodzi myślą inaczej.
Po kolacji Bartek od razu poszedł do pokoju, tłumacząc się zmęczeniem. Jadwiga sprzątnęła ze stołu, pozmywała i usiadła w salonie z książką. Ale czytać nie mogła — przez ścianę leciała muzyka. Niezbyt głośno, ale słychać.
Kilka razy miała zrobić zapukać, poprosić o ściszenie, ale rezygnowała. Pierwszy dzień, chłopak zmęczony, osiedla się.
Nad ranem obudził ją odgłos prysznica. Na zegarze było wpół do siódmej. Zwykle wstawała o wpół do ósmej, jadła poranne, zbierała się do pracy. A teraz bratanek rządził w łazience wtedy, gdy sama musiała się szykować.
Zapukawszy w drzwi, zawołała:
— Bartku, ja też muszę!
— Pięć minut, ciociu! — odpowiedział.
Ale pięć minut przeciągnęło się do dwudziesu. Gdy wreszcie wyszedł, Jadwiga musiała się pospiesznie umyćPo tygodniu takich codziennych utarczek, w końcu zebrała się na odwagę i poprosiła Bartka, żeby się wyprowadził, a gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, Jadwiga usiadła w swojej ulubionej fotelu, wzięła głęboki oddech i po raz pierwszy od dawna poczuła, iż jej dom znów jest tylko jej.