Za chwilę wrócę…
Przy wyjściu z metra zrobił się zator. Na zewnątrz lało jak z cebra. Ci, którzy mieli parasole, zatrzymywali się w drzwiach, wyciągali je z toreb. A ci bez parasoli nie mieli ochoty wychodzić z suchych wnętrz stacji. Tylko iż z tyłu napierał tłum i wypychał wszystkich na zewnątrz, prosto pod deszcz.
Wyciągaj parasol powiedział Krzysztof, już stojąc pod prysznicem kropel.
Nie mam parasola odparła zmieszana Weronika, nie mogąc się oprzeć napierającym z tyłu ludziom.
Przecież mówiłem rano, iż będzie lało zirytował się Krzysztof, rozglądając się z żalem w stronę drzwi metra.
Spóźniałam się, nie było czasu Mógłbyś sam wziąć. Swoją drogą, twój parasol jest większy, zmieścilibyśmy się pod nim we dwoje odcięła się Weronika.
Dość gadania, nie z cukieru jesteśmy, nie rozpuścimy się Krzysztof ruszył zdecydowanie przed siebie, a Weronika ledwo nadążała za nim.
Właśnie, iż duży. Wczoraj nosiłem go cały dzień, a deszczu jak nie było, tak nie ma. Ty masz składany. Po co go w ogóle wyciągałaś z torebki? burczał po drodze.
Suszyłam
Szli i kłócili się, próbując przekrzyczeć szum deszczu.
Zawsze sobie znajdziesz wymówkę, a ja zawsze jestem winna wkurzyła się Weronika, zmęczona już tą wymianą zdań.
Nie oskarżam cię, tylko powiedziałem
Powiedziałeś tak, iż znowu poczułam się winna. Nie można było powiedzieć inaczej? Bez tych wiecznych pretensji? Albo w ogóle się nie odzywać. Mam dość twojego czepiania się. Z każdej pierdoły potrafisz zrobić problem na skalę światową obraziła się.
Deszcz to dla ciebie pierdoła? nie odwracając się, zapytał mąż. Po prostu powiedziałem
Oj, nie zaczynaj znowu. Dość! Mam dość przerwała mu Weronika.
Łapała powietrze od szybkiego marszu, głos jej drżał.
Krzysztof jeszcze coś mruczał, ale ona już nie odpowiadała, i w końcu on też zamilkł. Weronika wiedziała, iż nie ma racji, no i ten cholerny deszcz Ubranie gwałtownie nasiąkło, przykleiło się do ciała. Z włosów spływała woda.
Kiedy to się zaczęło? Te małe kłótnie, wieczne docinki. Czy zawsze tak było? Pewnie. Tylko wcześniej starała się ustępować, gasić iskry pretensji, zanim rozgorzeje prawdziwa awantura.
Naprzeciw nich szedł mężczyzna. Też bez parasola, ale wyglądał, jakby czerpał przyjemność z deszczu. Szedł spokojnie, ręce w kieszeniach dżinsów. Serce Weroniki zabiło szybciej, wyprzedzając oczy i rozum. Dominik!
Nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. On też na nią patrzył, ale mijając ją, nagle odwrócił głowę. Jak to rozumieć? To przecież on! Nie mogła się pomylić. A jednak przeszedł obok, choćby się nie przywitał. A może jednak się pomyliła? Przecież tylu podobnych ludzi. Weronika zrobiła gwałtowny wdech. Okazało się, iż cały czas wstrzymywała oddech. Z żalu i dezorientacji w oczach pojawiły się łzy, na szczęście twarz i tak była mokra od deszczu.
Znasz go? Dlaczego się tak na ciebie gapił? mąż pochylił się lekko, próbując zajrzeć żonie w oczy.
Nie. Pewnie mi się zdawało po chwili milczenia wydukała Weronika.
*A dlaczego udawał, iż mnie nie poznaje i przeszedł obok?* pytało w niej coś, rwąc serce na strzępy.
Kłamiesz. Patrzyliście na siebie jak Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
*Bo zobaczyłam*, pomyślała Weronika, ale na głos powiedziała:
Wygląda jak mój kolega z roku. Pomyliłam się. Sam widziałeś, choćby się nie przywitał Weronika starała się mówić spokojnie, ale w środku wszystko w niej wrzeło. Zazdrosny jesteś? Spróbowała zrobić z tego żart.
Jesteś jakaś roztrzęsiona nie odpuszczał Krzysztof.
Przestań mnie przesłuchiwać. Nie. Znam. Go! krzyknęła Weronika, nie wytrzymując.
*Ma rację, zobaczyłam ducha. Tak bardzo starałam się o nim zapomnieć! Ale skoro on udawał, iż mnie nie zna, to ja też nie chcę go znać. Zdradził mnie*
Przyznaj się, iż coś między wami było, skoro tak reagujesz z pozornym spokojem zapytał Krzysztof.
Czego ty ode mnie chcesz? Daj już spokój błagała Weronika.
W końcu dotarli do domu.
Ja pierwsza pod prysznic rzuciła Weronika, ledwo przekraczając próg, i wślizgnęła się do łazienki.
Mąż coś tam mruknął, ale ona odkręciła wodę, żeby go nie słyszeć. *No i wygląd! I on mnie taką zobaczył. Nic dziwnego, iż przeszedł obok. Wszystko przez ten deszcz* myślała, przyglądając się sobie w lustrze.
Zrzuciła mokre ubranie, wrzuciła do pralki i znów spojrzała w lustro. Figura smukła jak dawniej, biust niewielki, ale jędrny, na twarzy ani jednej zmarszczki. Cieszyła się, iż natura obdarzyła ją gęstymi, ciemnymi rzęsami. Rzadko używała makijażu. *Jeszcze tylko rozmazana tusz do rzęs i wyglądałabym jak kobra. Ale i tak niczego sobie * uznała, zadowolona z przeglądu. *A on się zmienił, dojrzał, rysy twarzy stały się ostrzejsze*
Weszła pod prysznic. Gorące strumienie wody rozgrzewały, zmywając zmęczenie i napięcie. Stała tak, nie mogąc uwolnić się od wspomnień
***
Weronika podeszła do tablicy. Przed wywieszonymi listami przyjętych stał zwarty tłum abiturientów. Wysocy chłopcy zasłaniali wszystko.
Przepuśćcie! nie wytrzymała i zaczęła przepychać się do przodu.
Proszę bardzo jakiś chłopak ustąpił jej miejsca.
Znalazła swoje nazwisko, ale ciągle przepychana, kilka razy traciła je z oczu. Nie, nie myli się, wszystko się zgadza. W końcu wydostała się z tłumu.
Gratulacje usłyszała obok siebie.
Obejrzała się na nieznajomego.
Dzięki. Też się dostałeś? zapytała radośnie