Wkrótce wrócę…

newsempire24.com 17 godzin temu

**Dziennik osobisty**

Wyjście z metra przypominało istny koszmar. Na zewnątrz lało jak z cebra. Ci, którzy mieli parasole, zatrzymywali się w drzwiach, szukając ich w torbach. Reszta, bez parasoli, nie kwapiła się do wyjścia, ale tłum z tyłu przepychał wszystkich na zewnątrz, prosto pod ulewę.

– Wyciągnij parasol – burknął Marek tuż przy wyjściu.

– Nie mam parasola – odpowiedziała zmieszana Kasia, nie mogąc oprzeć się naciskowi tłumu.

– Przecież rano ci mówiłem, iż będzie padać – zirytował się Marek, stojąc już pod deszczem i z żalem spoglądając na drzwi metra.

– Spóźniałam się, nie myślałam o tym… Mógłbyś sam wziąć. Zresztą, twój parasol jest większy, zmieścilibyśmy się pod nim we dwoje – odparowała Kasia.

– No dobra, nie jesteśmy z cukru, nie roztopimy się – mruknął Marek i ruszył przed siebie, a Kasia ledwo nadążała za jego szybkim krokiem.

– Właśnie, iż duży. Wczoraj nosiłem go cały dzień, a deszczu ani śladu. Ty masz składany. Po co w ogóle wyciągałaś go z torebki? – gderał po drodze.

– Suszyłam…

Szli, kłócąc się, przekrzykując szum ulewy.

– Zawsze znajdziesz sobie wymówkę, a mnie od razu obwiniasz – warknęła zmęczona Kasia.

– Nie obwiniam cię, tylko zwróciłem uwagę…

– Zwróciłeś uwagę w taki sposób, iż znów poczułam się winna. Nie można było powiedzieć tego inaczej? Albo w ogóle się nie odzywać? Mam dość twoich ciągłych pretensji. Potrafisz z każdej błahostki zrobić problem na skalę światową.

– Deszcz to dla ciebie błahostka? – odparł, nie odwracając się.

– Och, nie zaczynaj znowu. Mam dość! – przerwała mu Kasia. Jej głos drżał, a od szybkiego marszu brakowało jej tchu.

Marek jeszcze coś mruczał pod nosem, ale przestała odpowiadać, więc w końcu i on zamilkł. Kasia wiedziała, iż nie miała racji, ale ten cholerny deszcz… Ubranie gwałtownie nasiąkło, przylepiając się do ciała. Woda spływała jej z włosów.

Kiedy to się zaczęło? Te drobne kłótnie, te ciągłe pretensje. A może tak było od zawsze? Pewnie tak. Tylko wcześniej starała się ustępować, gasić iskrę zanim wybuchnie pożar.

Nagle naprzeciw nich pojawił się mężczyzna. On też nie miał parasola, ale szedł tak, jakby czerpał przyjemność z deszczu. Powoli, z rękami w kieszeniach dżinsów. Serce Kasi zabiło szybciej, wyprzedzając rozum i oczy. Tomasz!

Nie mogła oderwać od niego wzroku. On też na nią patrzył, ale gdy mijali się, nagle odwrócił głowę. Jak to zrozumieć? To przecież on! Nie mogła się pomylić. A jednak przeszedł obok, choćby nie skinął głową. Może jednak się pomyliła? Ludzie bywają podobni. Kasia wciągnęła powietrze – dopiero teraz zdała sobie sprawę, iż wstrzymywała oddech. Łzy napłynęły jej do oczu, ale na szczęście twarz miała mokrą od deszczu.

– Znasz go? Czemu tak się na ciebie gapił? – Marek nachylił się, próbując zajrzeć żonie w oczy.

– Nie. Chyba mi się wydawało – wydukała po chwili milczenia. „Ale dlaczego udawał, iż mnie nie zna? Dlaczego przeszedł obok?” – to pytanie rozdzierało jej serce.

– Kłamiesz. Patrzyliście na siebie jak… Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

„Bo zobaczyłam” – pomyślała, ale głośno powiedziała tylko:

– Wygląda jak mój kolega z roku. Pomyliłam się. Sam widziałeś, choćby się nie przywitał. – Starała się mówić spokojnie, choć w środku gotowało się od emocji. – Zazdrościsz mi? – Próbowała to obrócić w żart.

– Jesteś jakaś roztrzęsiona – nie odpuszczał Marek.

– Przestań mnie przesłuchiwać. Nie. Znam. Go! – wybuchnęła, tracąc panowanie nad sobą.

„Miał rację, zobaczyłam ducha. Tak bardzo starałam się o nim zapomnieć! Ale skoro on udawał, iż mnie nie zna, to ja też nie chcę go znać. Zdradził mnie…”

– Przyznaj się, iż coś między wami było, skoro tak reagujesz – powiedział Marek, udając obojętność.

– Czego ty ode mnie chcesz? Daj mi spokój – błagała Kasia.

W końcu dotarli do domu.

– Ja pierwsza do łazienki! – rzuciła Kasia, wbiegając do mieszkania, i zniknęła w wannie. Marek coś mruknął, ale odkręciła wodę, żeby go nie słyszeć. „I tak wyglądam… I on mnie taką zobaczył. Nic dziwnego, iż przeszedł obok. Wszystko przez ten deszcz…” – myślała, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

Zrzuciła mokre ubranie, wrzuciła je do pralki i znów spojrzała w lustro. Figura szczupła jak dawniej, biust niewielki, ale jędrny, na twarzy ani jednej zmarszczki. Cieszyła się, iż natura obdarzyła ją gęstymi, ciemnymi rzęsami. Rzadko używała makijażu. „Jeszcze tylko tusz rozmyty po twarzy, jak u kobry. Ale i tak wyglądam całkiem nieźle” – oceniła z satysfakcją. „A on się zmienił, dojrzał, rysy twarzy stały się ostrzejsze…”

Weszła pod prysznic. Gorąca woda rozgrzewała, zmywając zmęczenie i napięcie. Stała tak, nie mogąc uwolnić się od wspomnień…

***

Kasia podeszła do tablicy z listami przyjętych na studia. Przed nią tłoczyli się przyszli studenci, zasłaniając wszystko.

– Przepuśćcie! – straciła cierpliwość i zaczęła przepychać się do przodu.

– Proszę bardzo – jakiś chłopak ustąpił jej miejsca.

Znalazła swoje nazwisko, ale ciągle ją popychano, więc kilka razy traciła wątek. Nie, to na pewno ona. W końcu wydostała się z tłumu.

– Gratulacje – usłyszała obok siebie.

– Dzięki. Ty też się dostałeś? – uśmiechnęła się.

– Tak. Więc będziemy się uczyć razem.

– Super – odparła.

We wrześniu spotkali się jak starzy znajomi. Chodzili na różne zajęcia, widywali się na wykładach i w stołówce. Tomasz zerkał na nią, uśmiechał się, ale nie próbował się zbliżyć. „Cześć. Co słychać? Narazie.” Tyle.

Pierwszy rok dobiegał końca, zb

Idź do oryginalnego materiału