Wiele zależy od losu
Często sami ludzie czynią swoje życie innym, nieznośnym, ale w porę zdają sobie sprawę, iż trzeba wybaczyć, zrozumieć i pokochać. Wtedy wszystko się układa, a życie staje się lżejsze. Ola nie miała ani braci, ani sióstr. Jedynaczka w rodzinie, czasem brakowało jej towarzystwa.
Ale kiedy Ola wyszła za mąż za Marcina i dowiedziała się, iż spodziewa się bliźniąt, nie wiedziała, gdzie podziać się ze szczęścia.
— Moje dzieci nie będą czuły się samotne, we dwójkę będzie im weselej — ta myśl krążyła w jej głowie i rozgrzewała serce.
Wkrótce małżonkowie dowiedzieli się, iż urodzą się dziewczynki. Marcin marzył o synu, ale gwałtownie zapomniał o tych marzeniach. Zosia i Natalia zawładnęły jego sercem bez reszty. Obie córeczki były śliczne i niemal identyczne. Marcin dziwił się, jak Ola potrafi je rozróżnić po ledwo dostrzegalnych szczegółach, których on nie widział. Dla niego to była udręka:
— Ola, nie wiem, którą właśnie nakarmiłem, a która jest głodna — a żona, śmiejąc się, podsuwała mu tę, która czekała na jedzenie.
— Jak ty je odróżniasz? To niemożliwe! Ciągle się gubię, która to Zosia, a która Natalia.
Jednak niezmienna pozostała tylko miłość do córek. Bardzo je kochał. Dziewczynki rosły, Ola, spędzająca całe dnie z dziećmi, była wykończona, nie mogła doczekać się wieczora, kiedy mąż wróci z pracy i odciąży ją choć trochę. Marzyła o odpoczynku, o chwili wytchnienia. Była wyczerpana.
— Mam już wszystkiego dość — powiedziała pewnego dnia mężowi. — Nie mogę choćby na chwilę od nich odejść, wszędzie się wdrapują, trzeba mieć oczy dookoła głowy. Może byś wziął urlop? — wyrzucała z siebie niezadowolona.
— Olu, wiesz przecież, iż teraz nikt mi nie da urlopu, pracy jest mnóstwo. A poza tym tylko ja pracuję i utrzymuję was. Kto ma dbać o nasze życie? Rozumiem, iż jesteś zmęczona, ale pomagam, jak mogę.
Marcin rzeczywiście po pracy zabierał dziewczynki na spacer, żeby żona mogła odpocząć, a gdy pogoda nie sprzyjała, bawił się z nimi w pokoju.
Pewnego dnia wrócił z pracy, otworzył drzwi i od razu usłyszał głośny płacz córek. Wpadł do pokoju — Ola spała na kanapie, obudził ją i zorientował się, iż jest pijana.
Szybko uspokoił dziewczynki, nakarmił je, postanowił, iż z żoną porozmawia później. Gdy ułożył Zosię i Natalię do snu, zaczął rozmowę.
— Ola, nie rozumiem, po co się upiłaś? Dziewczynki płakały, a ty choćby nie słyszałaś.
— Nie rozumiesz? A to dlatego, iż ja też jestem człowiekiem i potrzebuję się zrelaksować. Zobaczyłabym ciebie, kręcącego się od kuchni do dzieci i z powrotem. Tylko trochę się napiłam, skąd miałam wiedzieć, iż padnę po kilku łykach wina?
— Wierzę ci, Ola, ale to nie jest rozwiązanie. Wino do niczego dobrego nie prowadzi. A dziewczynki trzeba pilnować, co by było, gdyby się gdzieś wdrapały?
Marcin wierzył Oldze, naprawdę była zmęczona, a on powinien jej więcej pomagać. Miał nadzieję, iż to się nie powtórzy, ale się mylił. Coraz częściej zastawał żonę pijaną, a dzieci płaczące. Ola domagała się odpoczynku.
— Mam dwie córki, rozumiesz, jak się krzątam, jestem wykończona, więc się odprężam. Tobie co? Wyjeżdżasz na cały dzień do pracy, ciebie nie ma w domu. Ja się wypalam.
Żadne prośby ani rozmowy nie pomagały. Ola piła coraz więcej. Nie chciała słuchać Marcina, tylko domagała się wytchnienia. On nie mógł nic poradzić. Gdy dziewczynki skończyły cztery lata, wystąpił o rozwód, mając nadzieję, iż dzieci zostaną z nim, a nie z pijącą matką.
Ale sędzina zdecydowała inaczej. Jedną córkę przyznała matce, drugą ojcu. To była tragedia dla Marcina, dziewczynki płakały przy rozstaniu. Nie miał wyboru. Musiał wyjechać z Natalią do rodziców w innym mieście. Z Ola została Zosia.
Matka nastawiała córkę przeciwko ojcu:
— Podziękuj swojemu tatusiowi, to on rozdzielił cię z siostrą — mówiła do płaczącej Zosi.
W rodzinnym mieście Marcin znalazł pracę, mieszkał z córką u rodziców, którzy pomagali. Spokojnie wychodził do pracy, wiedząc, iż Natalia jest w dobrych rękach. Serce bolało go za Zosią, często o niej myślał.
Natalia gwałtownie przywiązała się do babci i dziadka, którzy bardzo ją kochali, a czego więcej potrzeba dziecku? Choć początkowo pytała o Zosię, z czasem przestała. Miłość dziadków otuliła ją całkowicie, nowe, szczęśliwe życie przyćmiło wspomnienia. Żyła w dobroci i cieple.
A życie Zosi było zupełnie inne. Można powiedzieć — kiepskie. Czuła się porzucona i niepotrzebna. Matka coraz bardziej wpadała w nałóg, a jej przyjaciele wciąż kręcili się po mieszkaniu. Niektórzy traktowali ją jak intruza, popychali lub krzyczeli bez powodu.
Zosia dorastała i coraz częściej uciekała z domu, siadała na ławce w parku, z dala od matki i jej znajomych. Wracała wieczorem i kładła się spać. Zazdrościła innym dzieciom, które widziała z rodzicami, dobrze ubranym koleżankom w szkole. A ona chodziła w znoszonych rzeczach. Często myślała o tacie i siostrze. Pewnego dnia, już w czwartej klasie, powiedziała matce:
— Mamo, chcę żyć z tatą i siostrą, zabierz mnie do nich. Będzie mi tam lepiej. Tęsknię za nimi.
Nietrzeźwa matka wytrzeszczyła oczy i odparła ostro:
— Aaa, przypomniałaś sobie ojca? Wiesz, iż on nas z tobą porzucił i wyjechał do innej baby? Natalii kupił lalkę, naobiecywał gruszek na wierzbie, a ona dała się nabrać i pojechała z nim. A teraz tam siedzi i żałuje, iż nie jest z nami.
Zosia wyobraziła sobie siostrę — płaczącą, brudną, obok obcą, złą kobietę. Ojciec-zdrajca, oszukał siostrę i porzucił je obie. W sercu zapłonęła nienawiść i więcej o nim nie myślała.
Minęły lata. Natalia skończyła osiemnaście lat, studiowała. Mieszkała z ojcem i macochą, ale Kasię trudno było