Wiedziałam, iż zadzwonisz, mamo…

newsempire24.com 1 dzień temu

Telefon zadzwonił w trakcie wykładu. Kinga wyjęła go z kieszeni, spojrzała na ekran i odrzuciła połączenie. Ale telefon zawibrował ponownie.

– Kowalska, miej sumienie. Wyłącz to albo odpowiedz – powiedziała z irytacją wykładowczyni.

– Odpowiem. Mogę wyjść? – Kinga spojrzeniem wskazała na drzwi.

– Wyjdź – westchnęła profesor.

– Elu, co się stało? Mam zajęcia – zapytała Kinga, wychodząc na korytarz.

– Kinguś… Twoi rodzice mieli wypadek – drżącym głosem powiedziała Ela.

– Co? – powtórzyła Kinga.

– Przyjeżdżaj szybko.

Blada i zdenerwowana wróciła do sali, wrzuciła podręcznik i zeszyty do torby i ruszyła ku wyjściu.

– Nic nie chcesz powiedzieć, Kowalska? – donośny głos profesor zatrzymał ją przy drzwiach.

– Przepraszam, muszę iść – Kinga otworzyła drzwi i wyszła.

– Kinga, o co chodzi? Co się stało? – Krzysiek dogonił ją przy schodach.

– Nie wiem. Ela dzwoniła, powiedziała, iż rodzice mieli wypadek, kazała przyjechać.

– Żyją? Jadę z tobą.

– Krzysiek, nie musisz…

– Może będziesz potrzebowała pomocy. Daj telefon, zadzwonię po taksówkę – Kinga dopiero teraz zauważyła, iż wciąż ściska telefon w dłoni.

-lgwą, tylko niech żyją – szepnęła, podając Krzyśkowi komórkę.

Całą drogę do domu Kinga nerwowo szarpała pasek torby. Krzysiek położył dłoń na jej ręce, uspokajając.

– Proszę, jedź szybciej – poprosiła kierowcę. Wydawało jej się, iż jadą straszliwie wolno.

– Nie mogę, tu wszędzie fotoradary – spokojnie odpowiedział kierowca.

– Dam panu na mandat, tylko proszę przyspieszyć – powiedziała Kinga, ledwo powstrzymując łzy.

– Oj… – westchnął kierowca i dodał gazu, wymijając inne samochody. – jeżeli się rozbijemy, to razem.

Wreszcie dojechali. Krzysiek płacił taksówkarzowi, a Kinga już wbiegała w bramę.

Ela zobaczyła ich przez okno, wyszła na ganek dużego, piętrowego domu. Łzy miała w oczach, ręce przyciskała do piersi.

– Żyją? – Kinga wpadła na ganek, zatrzymując się przed nią.

– Henryk Zawadzki zginął na miejscu, a Jolanta jest w szpitalu.

– Czemu od razu mi nie powiedziałaś? W którym?

– W pierwszym.

– Krzysiek, taksówka odjechała? – Kinga odwróciła się do chłopaka.

– Zaraz – Krzysiek wyjął telefon i wybrał numer. – Pan już odjechał? Proszę wrócić…

Kinga już się nie spieszyła. Płakała na tylnym siedzeniu, wtulona w ramię Krzyśka.

Do sali matki nie chcieli jej wpuścić.

– To moja mama! Puśćcie mnie! Chcę ją zobaczyć – szlochała Kinga, błagając lekarza.

– Jest w ciężkim stanie, nieprzytomna.

– Proszę, niech ją zobaczę – błagała.

– Dobrze. Ale bez krzyków i histerii – ostrzegł doktor i zaprowadził ich na intensywną terapię.

Później znów jechali taksówką, już do domu.

– Mamo… przeżyje, prawda? – pytała Kinga Krzyśka. – Nie mam już nikogo. Nikogo.

– A Ela? To chyba twoja krewna? – zapytał Krzysiek.

– Gospodyni. Pracuje u nas od lat, stała się jak rodzina. Mówiłam tak, żeby nikt nie wiedział.

– Dlaczego?

– Czy wszyscy w naszej grupie mają gospodynie? I jak myślisz, jak by mnie traktowali, gdyby się dowiedzieli?

Dalej jechali w milczeniu. Pod domem Krzysiek też chciał wysiąść, ale Kinga go zatrzymała.

– Nie trzeba, zadzwonię jutro – powiedziała i weszła do domu.

Ela wyszła z kuchni na jej spotkanie.

– No i co? Widziałaś mamę?

– Tak. Jest w śpiączce.

– Boże, Kinguś – Ela objęła ją i wybuchnęła płaczem. – Mamy nadzieję, iż Joasia przeżyje. Pogrzebem Henryka zajmie się firma. Już dzwonili – mówiła, gładząc Kingę po plecach. – Co za nieszczęście. Jaki dobry człowiek był twój ojciec. Nigdy nie podniósł głosu, zawsze uprzejmy, spokojny…

Kinga zostawiła Elę, by się wypłakała, a sama poszła na górę, położyła się na łóżku i skuliła w kłębek.

Ela obudziła Kingę, ledwo świtało. Po jej zapłakanej twarzy i współczującym spojrzeniu Kinga zrozumiała, iż stało się najgorsze.

– Właśnie dzwonili. Zmarła w nocy… Królestwo Niebieskie – zaszlochała Ela, żegnając się krótko. – Jak to możliwe, Kinguś?

Później siedziały razem w kuchni.

– Zostałam zupełnie sama – szepnęła Kinga.

– Zostanę z tobą na razie. A potem, wybacz, starość już. U was pracuję trzydzieści lat. Zaczynałam jeszcze za Janem, twoim dziadkiem, ojcem Henryka.

Minął pogrzeb, dziewięć dni, czterdzieści. W domu przestali pojawiać się ludzie, przyjaciele i koledzy ojca. Stopniowo ucichł telefon. Dom wypełniła ciężka cisza.

Kinga chodziła na zajęcia, bo zmuszał ją Krzysiek, inaczej leżałaby w pokoju, wpatrzona w ścianę. Ela zmuszała ją do jedzenia. Groziła, iż jeżeli Kinga nie zje choć łyżki rosołu, od razu odejdzie. Po co tu jest? Gotuje, a nikt nie je.

I Kinga jadła, by nie zostać sama w tym dużym domu.

Siedziały w kuchni. Przed nimi stygła herbata, której obie nie tknęły. Ciszę przerwała Ela.

– Przysięgę złożyłam twoim rodzicom, iż nigdy ci nie powiem. Ale ich już nie ma, więc przysięga nie obowiązuje. A ty masz prawo znać prawdę. Niech mi wybaczą Henryk i Jolanta. – Przeżegnała się.

– Jaką prawdę? Jaką przysięgę? – zmęczonym głosem zapytała Kinga.

– Taką. Nie jesteś sama. Masz matkę – zdecydowanie powiedziała Ela.

– O czym ty mówisz? Zwariowałaś? Mama nie żyje – machnęła ręką Kinga.

– Nie żyje Jolanta. To nie twoja prawdziwa matka. Twoja prawdziwa matka chyba żyje. Choć nie wiem, gdzie jest.

Kinga wpatrzyła się w gospodynię.

– Mama nie była moją matką? A ojciec?

– Ojciec był twój.Po długim milczeniu Kinga wstała, podeszła do okna i spojrzała na deszczowy dzień, czując, iż dopiero teraz zaczyna rozumieć, czym naprawdę jest rodzina.

Idź do oryginalnego materiału