Zawsze byłam dobrą gospodynią — potrafiłam pogodzić pracę z prowadzeniem domu: porządek był, obiad zawsze na stole. Ale ostatnio z niczym się nie wyrabiam. Niedawno urodził się nasz synek i jestem na urlopie macierzyńskim. Doba jest za krótka, żeby wszystko ogarnąć.
Chodzi mi głównie o sprzątanie — na to brakuje mi najbardziej czasu. Poza tym jest przecież pranie, prasowanie, gotowanie… Gotuję całkiem dobrze, mężowi smakuje. Prania mam teraz jak nigdy, wiadomo — małe dziecko. Staram się trzymać porządek, jak tylko mogę.
Kilka dni temu przyjechała do nas w odwiedziny teściowa. Nasze relacje są… cóż, typowe. Ona kocha swojego syna, a ze mną jakoś jej nie po drodze. Przyznaję, nie jestem perfekcyjną panią domu, ale to nasze życie, nasz dom i radzimy sobie po swojemu. Poszłam więc z dzieckiem na spacer, mąż był w pracy, a ona została sama w mieszkaniu.
Spędziliśmy na dworze jakieś cztery godziny, było spokojnie i przyjemnie. Ale kiedy wróciłam, aż mnie zatkało. Teściowa wyszorowała całą kuchnię i łazienkę. Bez pytania. Nie prosiłam jej o to. I co gorsza – poustawiała wszystko po swojemu, według „lepszych” zasad. Używała jakichś domowych sposobów, które mogły zniszczyć powierzchnie.
Ale to jeszcze nie koniec. Wieczorem ugotowałam żurek – z burakiem, tak jak lubię. Schowałam do lodówki. A ona? Uznała, iż nie nadaje się do jedzenia, wylała i ugotowała „prawdziwy”, po swojemu.
Nie mogłam tego tak zostawić. Dla mnie to było naruszenie mojej przestrzeni i mojego domu. Powiedziałam jej, iż skoro uważa, iż u mnie jest brudno albo niesmacznie, to niech po prostu nie przyjeżdża. W odpowiedzi usłyszałam, iż jestem bałaganiarą, iż nie dbam o męża, iż nie robię nic w domu.
Po kilku dniach wyjechała. Od tamtej pory się do siebie nie odzywamy. Rozumiem, iż lubi porządek. Ale była w gościach – a w gościach nie zachowuje się tak, jakby było się u siebie. Nie cierpię, gdy ktoś rusza moje rzeczy albo przestawia coś w mojej kuchni. Przecież ma swój dom, tam może robić jak chce. Mnie niech nie „uszczęśliwia na siłę”.
I jeszcze ten nieszczęsny żurek! Wylała go tylko dlatego, iż nie był zrobiony według jej „firmowego” przepisu – bo burak był gotowany, a nie wcześniej duszony…
W efekcie nie rozmawiamy. Mąż jest między młotem a kowadłem – nie wie, po czyjej stronie stanąć. Ja wiem jedno: nikt nie chciałby takiego zachowania. Rozumiem, to jego mama, chce jak najlepiej. Ale mnie nie odpowiada takie „lepiej”. Radziłam sobie sama wcześniej i było mi z tym dobrze. A teraz jestem tą złą synową, co nie potrafi zadbać o dom, nie sprząta, nie gotuje…