Wieczór, który otworzył Marii oczy na prawdę

newsempire24.com 4 dni temu

— Dima i Lena zaprosili nas do siebie — oznajmił Andrzej podczas kolacji, choćby nie patrząc na żonę. — Jutro idziemy.

— Może upieczemy coś? Szarlotkę na przykład? Nie wypada iść z pustymi rękami — zaproponowała Małgorzata.

— Nie trzeba. Lena świetnie gotuje — machnął ręką mąż. — Wystarczy wino i owoce.

Małgosia skinęła głową, ale w środku gotowała się. Tak, nie była mistrzynią kuchni, czasu też kilka — mały syn, wszystko na niej. Ale stara się, gotuje, sprząta. Tylko nikt tego nie zauważa.

Lenę widziała raz, na firmowej imprezie, i to z daleka. A teraz mieli iść w odwiedziny, jakby na rozkaz, jeszcze z tymi aluzjami, iż cudze żony są lepsze.

Wieczorem w sobotę Małgosia ubrała się elegancko, uczesała włosy — w końcu miło wyjść między ludzi. Zostawili syna u babci i pojechali.

Mieszkanie Leny i Dimi było naprawdę nieskazitelne. Wszędzie błysk, przytulność, pachniało kurczakiem i świeżym ciastem. Małgosia spojrzała ukradkiem — oni też mieli dziecko, ale ani jednej zabawki, ani okruszka na podłodze. A Lena wyglądała, jakby wyszła prosto z salonu piękności.

— U was tak przytulnie! — powiedziała uprzejmie Małgosia.

— I czysto — dodał Andrzej. — Nie to, co u nas. Małgosiu, ucz się od nich!

Wszyscy się zaśmiali, oprócz niej. Zabolalo. Zniknął uśmiech, zacisnęła usta. Chciała wyjść od razu, ale grzeczność nie pozwoliła.

Przy stole rozmowa toczyła się swobodnie, aż Andrzej zaczął zachwycać się Leną: gotuje, wygląda rewelacyjnie, koszule prasuje mężowi.

— Oto żona! — wykrzyknął. — Taką bym chciał!

— A ja? — nie wytrzymała Małgosia.

— No co ty, ty też jesteś… tylko iż Lena to wzór. Nie obrażaj się.

Małgosia wstała i poszła do łazienki. Zamknęła się i rozpłakała. Porównuje ją. Upokarza. A ona — wszystko dla niego.

Wróciła do stołu, udając, iż wszystko gra.

Wtedy odezwała się sama Lena.

— Andrzeju, skoro tak podziwiasz, jak wyglądam, to weź przykład z Dimi. On zajmuje się synem, gdy ja jestem na siłowni, u kosmetyczki czy na zakupach. A ty zostawiasz Małgosię samą i jeszcze narzekasz?

Andrzej się zmieszał, ale próbował żartować:

— No… nie każdy może być taki idealny.

— Małgosia też mogłaby być, gdyby nie ciągnęła wszystkiego sama — nie odpuszczała Lena. — Gdybyś choć czasem pomógł, mielibyście porządek, a ona siłę na siebie.

— Co to, napadacie na mnie? — wściekł się Andrzej. — Tylko jej pochwaliłem!

— Nie, upokorzyłeś żonę. Cały czas. A komplementy dla Leny to nie powód, by zawstydzać Małgosię — ostro powiedział Dima. — choćby nie zrozumiałeś, jak ciężko jej to było słuchać.

— Małgosiu, powiedz im! — zwrócił się do żony Andrzej. — Wytłumacz, iż wszystko w porządku.

Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się, ale oczy były puste.

— Nie, Andrzeju. Nic nie jest w porządku. Upokorzałeś mnie. Systematycznie. Jestem zmęczona.

— Więc teraz jesteś przeciwko mnie?! — syknął. — Chodźmy stąd. Hańba.

— jeżeli coś, dzwoń — szepnęła Lena, gdy Małgosia żegnała się.

W taksówce Andrzej wybuchnął krzykiem. W domu kontynuował. Z oskarżeniami: „To oni cię nastawili! U nas było normalnie!”.

Ale Małgosia nie krzyczała. Nie tłumaczyła się. Po prostu szykowała się do jutra — do chwili, gdy złoży pozew o rozwód.

Miesiąc później już pracowała. Syna przyjęli do przedszkola. A ona odetchnęła. Zrobiło się lżej. Nikt nie porównuje. Nikt nie oskarża. I nie boi się już ciszy w mieszkaniu. Cisza to nie pustka, ale wolność.

Tego dnia zrozumiałem, iż słowa mogą być jak noże — ranią głębiej, niż się wydaje. Lepiej uważać, zanim się je wypowie.

Idź do oryginalnego materiału