Opowiem wam historię, która od dawna leży mi na sercu, ale często ją w sobie duszę. Może myślę, iż inni mają gorzej, ale dziś chcę wreszcie głośno wyznać, iż nie jestem szczęśliwa. I iż od zawsze czułam się nieszczęśliwa.

twojacena.pl 2 godzin temu

Dziś zapiszę w dzienniku historię, która od lat ciąży mi na sercu. Zawsze myślałem, iż inni mają gorzej, ale dziś przyznaję przed sobą nie jestem szczęśliwy. Od zawsze czułem się nieszczęśliwy.

Trzydzieści lat temu ożeniłem się z Grażyną. Nie z miłości, ale bo wydawało się to „rozsądne”. Rodzice powtarzali, iż jest stateczna, iż z nią niczego mi nie zabraknie. Dałem się przekonać.

Wtedy myślałem, iż miłość to nie najważniejsze. Liczy się bezpieczeństwo.

Jakże się myliłem.

**Upokorzenia jak codzienność**
Już jako młodzi Grażyna nie wahała się upokarzać mnie przy innych.

choćby jajka na miękko ugotować nie potrafi! śmiała się przy stole z koleżankami, a one chórem wybuchały śmiechem.

W łóżku jak drewniana kłoda dorzucała, gdy stałem obok, spuszczając wzrok ze wstydu.

Milczałem. Znosiłem.

Próbowałem zasłużyć na jej uczucie: gotowałem kolacje, byłem czuły. W odpowiedzi dostawałem tylko chłód i pogardę.

A potem pojawili się synowie.

Dla nich wytrzymam myślałem.

**Pod jednym dachem, ale w osobnych światach**
Gdy chłopcy dorośli i wyprowadzili się, Grażyna choćby nie kryła, iż już mnie nie potrzebuje.

Kazała wybudować sobie oddzielny pokój w domu. Sąsiedzi myśleli, iż mamy idealne małżeństwo z zewnątrz nic się nie zmieniło. Mieszkaliśmy razem, dzieliliśmy kuchnię.

Ale nikt nie wiedział, iż choćby lodówka była podzielona.

Na swoich pudełkach pisała grubym flamastrem „G.Ś.”, żebym przypadkiem nie wziął jej jedzenia. Ja jadłem to, na co mnie stać owsiankę, ziemniaki, czasem fasolową.

Do kuchni wchodziłem tylko, gdy mnie nie było. To było jej „królestwo”. Rano i w południe jadłem w swoim pokoju. jeżeli przypadkiem się spotkaliśmy, patrzyła na mnie z irytacją.

Sama siadała do stołu z kiełbasą, serem, winem nigdy nie zapraszając mnie choćby na kęs.

Czułem się jak duch we własnym domu.

**Obojętność zatruta nienawiścią**
Czasem szliśmy razem do sklepu. Każde kupowało tylko swoje rzeczy. Rachunki za wodę, prąd, telefon dzieliliśmy co do grosza.

Dla świata pozostawaliśmy „parą”. choćby synowie, którzy rzadko nas odwiedzali, nie domyślali się prawdy.

A ja wciąż znosiłem.

Jej ciężkie spojrzenia, pogardę, lodowate milczenie.

Ale najgorsze były weekendy.

Wtedy nasz dom zamieniał się w pole bitwy.

**”Jesteś nikim”**
Chodziła po domu, jakby każdy centymetr do niej należał. jeżeli zostawiłem coś po jej stronie stołu wybuchała awantura.

Zgrzytała zębami cały dzień, by potem wyładować złość na mnie.

Jesteś zerem! krzyczała mi w twarz.

Tępym jak but z lewej nogi!

Latami zaciskałem zęby. Latami milczałem.

Aż pewnego dnia coś we mnie pękło.

Znów zaczęła wrzeszczeć. Nie pamiętam już o co.

Siedziałem naprzeciw, patrząc, jak jej twarz wykrzywia wściekłość.

W tym momencie chciałem chwycić wazon i rzucić nim w nią. By choć przez chwilę poczuła ból, który ja nosiłem latami.

Ale tego nie zrobiłem.

Po prostu wstałem i poszedłem do swojego pokoju.

Nie krzyczałem. Nie uroniłem łzy.

Bo zrozumiałem: ta kobieta jest dla mnie nikim.

Drżę, ale życie tu przeraża mnie jeszcze bardziej
Nadal tu jestem. Pod tym samym dachem.

Nie wiem, czy kiedykolwiek odważę się odejść.

Boję się.

Ale bardziej boję się umrzeć w tym domu, nie poznawszy prawdziwego szczęścia.

Modlę się tylko o jedno by moi synowie nigdy nie poszli tą drogą. By żyli z tymi, którzy ich kochają, szanują, doceniają.

A ja

Na razie tylko przetrwam.

Idź do oryginalnego materiału