Gdy zawiozłam kolację chorej teściowej, mój mąż zadzwonił z krzykiem: «Natychmiast wracaj!» – opowiada prawniczka

twojacena.pl 2 godzin temu

Wioletta wiozła kolację dla chorej matki swojego męża, gdy nagle zadzwoniła prawniczka: Natychmiast wracaj!

Mój mąż, Marek, poprosił mnie, żebym zawiozła kolację jego chorej mamie. W połowie drogi zadzwoniła moja adwokatka, krzycząc: Wracaj natychmiast!

Byłam w połowie drogi do domu teściowej z świeżo upieczoną lazanią, gdy telefon adwokatki zmienił wszystko. WRACAJ DO DOMU TERAZ! wrzasnęła. To, co zobaczyłam tego wieczoru, odsłoniło mroczne strony dwóch najbliższych mi osób.

Kiedyś myślałam, iż mam stabilne życie. Jako dyrektorka finansowa w dobrze płatnej pracy cieszyłam się niezależnością, o której zawsze marzyłam.

Rachunki opłacone, lodówka pełna, a ja mogłam pozwolić sobie na drobne przyjemności. Wszystko wydawało się pod kontrolą aż do dnia, gdy poznałam prawdę o Marku.

Poznaliśmy się osiem lat temu na wycieczce górskiej zorganizowanej przez wspólnych znajomych. Był tym typem faceta, który potrafił oczarować całe towarzystwo bez słowa.

Pamiętam jego szeroki uśmiech, który rozśmieszał wszystkich, choćby gdy wchodziliśmy na stromą górę. Pod koniec weekendu byłam pewna, iż spotkałam jednego z najciekawszych ludzi w moim życiu.

Ale nie zaczęliśmy od razu się spotykać.

Przez dwa lata byliśmy przyjaciółmi pisaliśmy do siebie, czasem spotykaliśmy się na kawę i opowiadaliśmy o swoim życiu. Marek zawsze był wesoły i ciekawy, choć zauważałam w nim upór.

Często nalegał, żeby wszystko szło po jego myśli czy to wybór restauracji, czy plany na weekend. Zrzucałam to na jego pewność siebie i nie przejmowałam się. W końcu nikt nie jest idealny.

Trzy lata po tamtej wycieczce wzięliśmy ślub. Myślałam, iż jesteśmy gotowi na ten krok, choć przejście z przyjaźni w związek nie było łatwe.

Tak, czasem bywał irytujący, szczególnie w kwestii pieniędzy. Często pożyczał ode mnie drobne sumy, obiecując zwrot po następnej wypłacie.

Nie przeszkadzało mi to. Mówiłam sobie, iż to część budowania wspólnej przyszłości.

Ale małżeństwo odsłoniło inną stronę Marka, na którą nie byłam przygotowana.

Z czasem zrozumiałam, iż jego matka, Halina, odgrywa zbyt dużą rolę w jego życiu. Była nadopiekuńcza. Czułam, iż rywalizuję z nią o jego uwagę.

A Marek? Zawsze stawał po jej stronie, gdy dochodziło do konfliktu. Drażniło mnie, iż moje obawy traktował jak przesadę.

Kiedyś spytałam, dlaczego ceni jej opinię bardziej niż moją. Odpowiedział: To moja matka, Wiola. Była przy mnie całe życie. Nie mogę jej po prostu ignorować.

Jego słowa zabolały. Nie spodziewałam się usprawiedliwienia, ale jakoś przekonałam samą siebie, iż to nie jest aż tak ważne. W końcu rodzinne relacje zawsze są skomplikowane, prawda?

Ignorowałam to, mając nadzieję, iż sytuacja się poprawi. Myślałam, iż Marek w końcu postawi mnie na pierwszym miejscu.

Ale pęknięcia w naszym związku tylko się powiększały, a ja zaczęłam wątpić, czy nie byłam zbyt naiwna co do prawdziwej miłości i partnerstwa.

Nie byłam przygotowana na to, co miało nadejść. Los miał w zanadrzu znacznie większą niespodziankę.

Patrząc wstecz, powinnam dostrzec ostrzegawcze znaki. Marek uwielbiał luksus, ale nigdy nie chciał za niego płacić własnymi pieniędzmi.

Na początku naszego związku często pożyczał ode mnie, wymyślając historie o inwestycjach lub prezentach dla matki.

Budujemy coś razem mówił z ujmującym uśmiechem.

Spoiler: nigdy nie zobaczyłam ani grosza z tych inwestycji.

Tymczasem Halina, jego matka, była osobną historią.

Zawsze potrafiła sprawić, iż czułam się niewystarczająco dobra dla jej drogiego synka. Najbardziej wkurzało mnie, iż zawsze znajdowała wady w naszych prezentach.

Kilka miesięcy temu kupiliśmy jej nową mikrofalówkę, myśląc, iż będzie zachwycona.

No cóż, ale dlaczego nie ma funkcji grill? westchnęła, patrząc w sufit.

Drogi dzień w SPA, który zorganizowaliśmy z Markiem? Uznała masażystkę za okropną.

Mimo wszystkich moich starań Halina zawsze znajdowała powód do krytyki.

Starałam się być dojrzała. Chciałam mieć z nią dobre relacje dla Marka i dla siebie.

Myślałam, iż jeżeli pokażę jej dobroć, w końcu zmieni zdanie. Ale dobroć nie zawsze wygrywa, prawda?

W końcu przyszedł dzień, w którym wszystko się zmieniło.

Halina źle się poczuła przynajmniej tak twierdził Marek.

Nie jadła dziś nic powiedział, marszcząc czoło ze zmartwieniem.

Tego wieczora mieliśmy spotkanie z agentką nieruchomości, by sfinalizować kupno domu, który wynajmowaliśmy od pięciu lat.

To miał być nasz wielki moment. Spełnienie marzeń, na które tak długo pracowaliśmy. Nie mogłam się doczekać, kiedy podpiszemy dokumenty i oficjalnie nazwiemy to miejsce naszym.

Ale Marek wydawał się rozkojarzony. Gdy usiedliśmy, by omówić dokumenty, westchnął dramatycznie.

Musimy przełożyć spotkanie oznajmił. Mamie jest naprawdę źle.

Przełożyć? spytałam. Marek, czekaliśmy na to cały rok. Nie możemy ją odwiedzić po spotkaniu?

Nie jadła dziś nic, Wiola powtórzył, a jego ton stał się ostry. Zajmę się nią. Możesz zawieźć jej trochę twojej lazani? Wiesz, jak ją lubi.

A co z domem? zapytałam. Musimy to dziś załatwić.

Nie martw się machnął ręką. Zajmiemy się tym jutro.

Coś w jego tonie wydało mi się dziwne, ale odsunęłam tę myśl. W końcu po prostu martwi się o matkę, prawda?

Mimo naszych różnic Halina uwielbiała moją lazanię. Ten serowy przysmak zawsze zdobywał jej pochwały.

Pomyślałam, iż jeżeli przygotuję ją na tę trudną chwilę, może poprawi się między nami atmosfera. Wzięłam głęboki oddech, zawinęłam rękawy i zabrałam się do pracy.

Gdy lazania się piekła, nie mogłam przestać myśleć o wyrzeczeniach, które ponieśliśmy, by uzbierać na dom. Rezygnowaliśmy z wakacji, drogich kolacji, pracowaliśmy po godzinach, by spełnić to marzenie.

Dom miał być naszym nowym początkiem.

Prawnie był zapisany na Marka z powodu skomplikowanych spraw

Idź do oryginalnego materiału