– Wiesz, jak na ciebie patrzy? Z miłością i zachwytem – oznajmiła z dumą córka.
Marek wyszedł spod prysznica, owinięty tylko ręcznikiem. Krople wody lśniły na umięśnionej klatce piersiowej. Nie mężczyzna, a marzenie. W piersiach Katarzyny zaszumiało słodko.
Usiadł na skraju łóżka i sięgnął po nią, by pocałować. Odwróciła głowę.
– Nie, bo nigdy stąd nie wyjdę. Muszę już iść. Basia pewnie czeka w domu – szepnęła Katarzyna, ocierając policzek o jego ramię.
Westchnął.
– Kate, ile jeszcze będziesz zwlekać? Kiedy powiesz córce o nas?
– Trzy miesiące temu choćby nie wiedziałeś, iż istnieję, i jakoś żyłeś – odparła, wstając i zaczynając się ubierać.
– Czuję, iż wcześniej wcale nie żyłem, tylko czekałem na ciebie. Nie mogę bez ciebie dnia…
– Nie łam mi serca. Nie odprowadzaj mnie – rzuciła Katarzyna i wymknęła się z pokoju.
Szła ulicą, starając się ignorować spojrzenia przechodniów. Wydawało jej się, iż wszyscy wiedzą, skąd wraca. Mężczyźni patrzyli z ciekawością, kobiety – z osądem.
Nic dziwnego. Miała wszystko – figurę, postawę, twarz z wyrazistymi oczami i pełnymi ustami. Ciemne, gęste włosy wymykały się spod spinki na karku. A ona pragnęła stać się niewidzialna.
***
Wyszła za mąż młodo, bo już w wieku dwudziestu lat, z wielkiej i odwzajemnionej miłości. Niemal od razu zaszła w ciążę. Mąż próbował namówić ją na aborcję – mówił, iż za wcześnie, iż muszą stanąć na nogi, iż jeszcze zdążą. Ale Katarzyna nie uległa i urodziła zdrową córeczkę, licząc, iż z czasem mąż się zmieni. Nigdy jednak nie pokochał dziewczynki. Cóż, może mężczyźni często są obojętni wobec dzieci?
Pewnego dnia zadzwoniła jakaś kobieta i podała adres, pod którym jej mąż bywał wieczorami. Nie pobiegła tam od razu. Poczekała, aż wróci do domu, i spytała wprost. Najpierw zaprzeczał, potem tłumaczył się, w końcu zaczął krzyczeć:
– Jakaś wariatka ci nagadała, a ty od razu wierzysz? Dużo się od niej nie różnisz. Wynoszę się, a ty pożałujesz…
Trzasnął drzwiami. Katarzynie nie chciało się żyć, ale córka potrzebowała matki, więc przetrwała. Dwie tygodnie później nie wytrzymała – poszła pod wskazany adres, stanęła za drzewem na podwórku i czekała. niedługo przeszedł obok mąż, ramię w ramię z młodą kobietą. Weszli razem do klatki.
Następnego dnia złożyła pozew o rozwód. Wiedziała, iż nie potrafiłaby mu wybaczyć – nie taki miała charakter. Oddała córkę do żłobka i wróciła do pracy.
Czasem pojawiali się w jej życiu mężczyźni, ale żaden nie zrobił na niej takiego wrażenia, by zaryzykowała dla niego zmianę całego życia. Dopiero po latach Marek zdobył jej serce. Przystojny, wysoki, pasujący do niej jak ulał. Między nimi rozgorzał burzliwy romans. Pewnego dnia Basia zapytała, dokąd mama tak się stroi.
– Na randkę – odparła półżartem, półserio.
– Ahaaa – przeciągnęła córka znacząco.
Więcej pytań nie zadawała.
Figurą Basia była podobna do matki, ale twarz miała zwyczajną. Wszyscy dziwili się, jak tak urodziwi rodzice mogli mieć tak przeciętną córkę. A Katarzyna cieszyła się w duchu. Piękno to nie chleb – nie nakarmi, a problemów przysparza.
Nigdy nie miała bliskich przyjaciółek. Nie przez jej charakter, ale przez zazdrość innych dziewczyn. Bały się wyglądać przy niej jak cień. Może dlatego tak wcześnie wyszła za mąż – szukała w mężu przyjaciela.
– Mały ci on jak na ciebie, choć ładny – mawiała matka.
***
– Basiu, jestem! – zawołała Katarzyna, wchodząc do mieszkania.
– Odrabiam lekcje – odpowiedział głos z pokoju córki.
Przebrała się i poszła do kuchni. niedługo dołączyła do niej Basia, usiadła przy stole i ukroiła kawałek chleba.
– Nie psuj apetytu, zaraz kolacja – upomniała Katarzyna, stawiając talerze. – Chciałam z tobą porozmawiać.
– To gadaj – odparła Basia, zajadając obiad.
– Niedługo moje urodziny.
– Pamiętam, mamo.
– Chciałabym zaprosić… mojego znajomego – wykrztusiła z wysiłkiem.
– Z którym sypiasz? – spytała dziewczyna, patrząc na nią obojętnie.
– Spotykam się. Mówisz tak do matki? – upomniała ją Katarzyna.
– Jaka różnica? W twoim wieku randki i seks to to samo.
– Więc zaproszę go? Nie masz nic przeciwko? – dopytała.
– Mnie co do tego. Babcia też przyjdzie? – odparła beztrosko.
Katarzyna odetchnęła z ulgą. Piętnaście lat – trudny wiek. Ale córka przyjęła wiadomość spokojnie.
– Babcia będzie w niedzielę. Zależy mi, żebyście się z nim polubili.
– Daj spokój, mamo, zaproś go – machnęła ręką Basia.
W sobotę rano Katarzyna gotowała, chcąc zaimponować Markowi kulinarnymi umiejętnościami. Przyszedł z ogromnym bukietem róż i pierścionkiem. Była zaskoczona jego natarczywością.
Próbował przypodobać się Basi – żartował, opowiadał, zachowywał się głośno. Córka jednak pozostała powściągliwa. Gdy wyszedł, Katarzyna posprzątała ze stołu i zajrzała do pokoju córki. Próbowała ją objąć, ale ta się odsunęła.
– Nie podobał ci się? – spytała.
– Nie – odparła krótko.
– Dlaczego? – nie ukrywała zAle gdy Katarzyna spojrzała w oczy Markowi, zobaczyła w nich tylko zimne kłamstwo, więc odłożyła różane okulary i w końcu dostrzegła prawdę, która od dawna czekała na nią za drzwami sąsiedniego mieszkania, gdzie od lat mieszkał ciszą i życzliwością prawdziwie kochający ją człowiek.